Małżeństwo

A może tym razem? Czyli życie od miesiąca do miesiąca

Tym wpisem zwracam się bardziej ku kobietom, bo kobietą jestem i przeżywałam to wszystko jak kobieta. Jeżeli jesteś mężczyzną, oczywiście też zapraszam Cię do lektury – to spojrzenie może pokazać Ci, co Twoja żona lub inna bliska Tobie osoba może przeżywać. Dodatkowo – TUTAJ możesz posłuchać o męskim spojrzeniu na niepłodność – mój Mąż opowiada o tym w Programie Trzecim Polskiego Radia w audycji Pani Joanny Mielewczyk „Matka Polka Feministka”.

Wyobraź sobie:

Przyszedł nowy miesiąc, a razem z nim nowa szansa. Już się pogodziłaś (na tyle na ile to możliwe), że znowu się nie udało – ale to tylko dlatego, że wierzysz, że tym razem jednak się uda. Zatem czekasz. Starasz się dobrze odżywiać, unikasz alkoholu. Wiesz, że jeśli zaczniesz się martwić, możesz wszystko zepsuć. Stres przecież nie sprzyja niczemu. Jesteś na tyle świadoma działania swojego organizmu i objawów jakie daje, że nawet jakbyś bardzo starała się nie wiedzieć, to i tak wiesz. Tak, przyszły te „dobre dni” – im bardziej próbujesz nie myśleć o tym, tym mocniej siedzi to w Twojej głowie. Bo jest szansa, a jeśli jej nie wykorzystamy, to znowu trzeba będzie czekać cały miesiąc… Starasz się o spontaniczność. Mocno się starasz. Za mocno. Na tyle, że albo szansa znowu jest niewykorzystana, bo na siłę przecież nic nie wychodzi, albo nie macie z tego głębszej satysfakcji, bo nie umiesz przestać myśleć o celu, do którego ma to prowadzić (według Ciebie). Masz żal do siebie, bo przez Twoje podejście znowu są mniejsze szanse.

Są dni, kiedy rzeczywiście jesteście blisko i to nawet z wielką radością i miłością i spontanicznością. Wtedy już wiesz, że teraz to na pewno się udało ? Nie ma innej opcji!

Niezależnie od scenariusza opisanego powyżej, część druga jest zawsze podobna, bo zanim potwierdzą się Twoje „przeczucia” musisz poczekać jeszcze około 2 tygodnie. I czekasz. I teraz to już na pewno nie pijesz alkoholu. Liczysz dni tak często, że wydają się ciągnąć jak lata. Każda godzina Twojego świadomego istnienia jest przepełniona myślą, że może jesteś już w ciąży. Jak powiesz o tym Rodzicom? Pojedziesz najpierw do swoich, bo są bliżej, a potem do teściów. Potem od razu dowie się rodzeństwo. Widzisz to: staniecie i powiecie, że się udało i wszyscy będą płakać ze szczęścia, ściskać się, a Ty będziesz najszczęśliwszą istotą chodzącą po tej ziemi. Te obrazy kształtujesz w swojej głowie wielokrotnie tak intensywnie, że prawie stają się rzeczywiste. I będziesz z niedowierzaniem dotykać swój brzuch, Twój Mąż będzie jeszcze bardziej czuły, bo będzie miał do ochrony dodatkowe życie. Wszyscy będą Ci gratulować, będziesz odpoczywać, cieszyć się tym stanem i myśleć o swoim dziecku…

Czujesz nawet najmniejsze sygnały, które daje Ci organizm – one musza potwierdzać ciążę! Coś lekko zakłuło w podbrzuszu – może się zagnieżdża? Piersi są bolesne – to przecież typowy objaw ciąży (nie ważne, że i tak zawsze bolały – to może być to, bo teraz jakieś takie inne są). Nawet jakieś plamienie w możliwym czasie zagnieżdżenia się pojawia – „Panie Boże – myślisz – czyżby naprawdę się udało?” (nie ważne, że takie plamienie nie musi oznaczać zagnieżdżenia – dla Ciebie to zawsze będzie sygnał tego). Chodzisz podekscytowana, bo przecież wszystkie znaki mówią, że chyba jesteś w ciąży. Ale boisz się tej ekscytacji, bo przecież tak jest co miesiąc – wszystko odbierasz jako sygnał tego, że nosisz w sobie nowe życie i nic z tego nie ma. Ale to nic! Teraz nie jest kiedyś, teraz jest teraz – i teraz naprawdę może się to potwierdzić!

11. dzień drugiej fazy cyklu. To już nieźle. 12., 13. – no tylu to już dawno nie było. Może to znaczy, że się udało? „Boże! Jeśli nie jestem w ciąży, powiedz mi o tym jak najszybciej, bo już dłużej nie wytrzymam!” Zwykle cykl kończył się po około 12 dniach. 16 dni nie wyczekasz. A może już wcześniej będzie wiadomo? No bo przecież po 13 dniach test też może wyjść pozytywnie. Kupujesz test. Podobno rano są wyższe stężenia hormonów. Robisz test z nadzieją, bo już przecież 14 dzień. „Po 3 minutach odczytać wynik”. Jedna kreska. No ale przecież na początku test może jeszcze nie potwierdzić ciąży – nie tracisz nadziei. Spróbujesz jutro. Tylko oby jutro nadeszło…

Każda potrzeba fizjologiczna jest dla Ciebie traumą, strachem przed ujrzeniem choćby małej kropelki krwi, zwiastującej kolejną porażkę. Wieczorem dnia 14. jeszcze wszystko jest ok, ale powoli zaczynasz odczuwać ból w podbrzuszu – zawsze tak samo – zawsze ten ból prowadził do kolejnego cyklu, ale Ty wierzysz, że to wcale nie musi tego oznaczać. Bo przecież kobiety różnie czują się na początku ciąży. Słyszałaś nawet, że odczuwają ból podobny jak w czasie miesiączki – wszystko w internecie na ten temat już zdążyłaś przeczytać. Kładziesz się spać, ból staje się coraz silniejszy – już chyba musisz wziąć tabletkę. Wstajesz i idziesz do łazienki – okazuje się, że zaczęło się krwawienie… Ale to dopiero małe plamienie, które nic nie musi oznaczać. Może jutro już go nie będzie i okaże się, że jesteś w ciąży? Kładziesz się spać, tabletka działa, z trudem zasypiasz.

Budzisz się w nocy, wstajesz, już czujesz i widzisz, że to nie ciąża… Już teraz nic nie wymyślisz, nic nie zrzucisz na zagnieżdżenie, czy złe samopoczucie… Stoisz i nie wiesz co zrobić, patrzysz w lustro na siebie, prosto w oczy. Widzisz kobietę, która po raz kolejny przekonała się, że nie może spełnić Waszego największego marzenia, które powinno być takie proste. Nie możesz zostać matką. Może nigdy nie zostaniesz. Nigdy nie poczujesz ciepła swojego dziecka tulącego się do Ciebie. Nigdy nikt nie powie do Ciebie „Mamo”. Płaczesz, albo nie płaczesz, bo może już wszystkie łzy wylałaś. Ból jest – potęgowany jeszcze przez to, że musisz powiedzieć Mężowi. On przecież jeszcze nie wie. A czekał tak samo jak Ty, może nawet jeszcze bardziej. I wiesz, że go to zaboli, a Ty nie będziesz umiała go pocieszyć. Wracasz do łóżka, on się odwraca, przytulasz się do niego i on już wie, chociaż boi się zapytać…

Nic nie mówi, tylko przytula Cię jeszcze mocniej. Chce Ci dać to pocieszenie, którego Ty potrzebujesz, chociaż wiesz, że tak naprawdę on sam przeżywa tragedię. Czujesz jego mokry policzek. Oboje w cichości zasypiacie prędzej czy później.

Nowy dzień. Najchętniej nie wychodziłabyś nigdzie, z nikim się nie widziała, z nikim nie rozmawiała. Ale wiesz, że musisz odnaleźć nowe siły do tego, żeby się do siebie i do świata uśmiechnąć. No bo przecież jeszcze raz spróbujecie. Może tym razem się uda? A całkiem miłe jest to, że wszystkie te najcudowniejsze chwile jeszcze przed Wami. Przynajmniej masz taką nadzieję, bo nadzieja nieśmiało wróciła… tak jak ostatnio…

O autorze

Marta Stasieło

żona, mama, instruktor Modelu Creighton, wiceprezes Fundacji Każdy Ważnyw Olsztynie, autorka bloga
Rodzicielstwo na zakręcie. W 2010 r. ukończyłam studia weterynaryjne na UWM, wtedy też wyszłam za mąż. Nie pracuję w zawodzie, a głównym moim zajęciem jest teraz bycie mamą. Droga do tej roli była długa i trudna, bo nie mogliśmy mieć dzieci biologicznych. Adoptowaliśmy synka po około 6 latach małżeństwa. Pomimo iż doświadczenie bólu niepłodności było najtrudniejszym w moim życiu, jestem pewna, że było też najszczęśliwszym, co mogło się nam przytrafić. Dzięki temu Paweł jest teraz z nami (warto było czekać!), a my jesteśmy jacy jesteśmy. Ja zainspirowałam się naprotechnologią i udało mi się zostać instruktorem Modelu Creighton. Pomagam teraz innym parom z niepłodnością. Natomiast nasze małżeństwo jest silniejsze po tych próbach rozumienia swoich emocji, wybaczania sobie i desperackich niekiedy staraniach, żeby było "normalnie". A teraz - nie jest łatwiej - jest inaczej - bo inaczej trzeba się rozumieć, ale w naszym domu jest w końcu codziennie szczery śmiech, którego tak bardzo brakowało.

2 komentarze

  • Zupełnie jakbym czytała o sobie, swoich emocjach jakie towarzyszyły mi przez ostatnie 2 lata. Każdy miesiac=nowa nadzieja. Czasem aż myślałam, że zaczynam wariowac. Dodalabym jeszcze smutek, że inni bez problemu zachodzą w ciążę, jedna, druga, trzecia…(już nawet nie potrafilam się z tego cieszyć, przez co czułam się jeszcze gorzej), spotkania ze znajomymi z dziećmi, kobietami w ciąży były dla mnie katorga, czułam się gorsza jako kobieta. Aż tu nagle, zupełnie niespodziewanie i u mnie pojawiły się 2 kreski na teście ciążowym gdy o tym zupełnie nie myślałam. Radość ogromną ale też myślę że przez doświadczenie poprzednich lat strach o maleństwo przeogromny. Zawierzamy się Maryi i to daje nadzieję że wszystko będzie dobrze.

  • Dokładnie taka była moja rzeczywistość przez 5 długich lat… Dwie kreski to jeden z najpiękniejszych widoków, mimo iż nie zawsze zapowiadają pełne powodzenie, dwa razy w ciągu tych 5 lat się o tym przekonałam. Ale warto wierzyć i mieć nadzieję, ale też warto działać… Już prawie 3 lata jestem po drugiej, szczęśliwej stronie, ale tych 5 lat nie zapomnę nigdy…

Leave a Reply

%d bloggers like this: