Społeczeństwo

Adoptowałam sukę

„Adoptowałam sukę i to była moja świadoma i przemyślana decyzja. Mąż chciał psa, ja nie…” – usłyszawszy te słowa, zamarłam. Przestałam na chwilę oddychać i już dalszej wypowiedzi nie słyszałam. W uszach brzmiały mi usłyszane słowa.
Mam przyjaciół, którzy adoptowali dzieci. Wiele razy rozmawialiśmy o cudzie adopcji, o narodzinach poprzez adopcję. Wiem, że „adopcja” jest dla nich najpiękniejszym słowem na świecie. To dzięki adopcji stali się rodzicami i mogli stworzyć prawdziwą rodzinę. Ich dzieci wiedzą, że są adoptowane i wiedzą, że są przez swych rodziców kochane najbardziej na świecie.

Adopcja zwierząt
Zaczęłam przyglądać się baczniej zjawisku adopcji zwierząt. Nie musiałam mocno się wysilać, bo w metrze, w autobusach ciągle czułam się bombardowane przez zdjęcia bezdomnych zwierząt przeznaczonych do adopcji. Nawet w ZOO większość zwierząt jest już adoptowanych. I tu trochę inaczej niż w przypadku zwierząt ze schroniska, podopiecznych nie bierze się do domu, ale opłaca się ich pobyt w ogrodzie zoologicznym. Taka adopcja na odległość.

Procedury adopcyjne
Postanowiłam sobie, że nigdy nie będę adoptować żadnego zwierzęcia. Nie chodzi o to, że nigdy nie będę go mieć, ale o to, iż nigdy nie zgodzę na jego adopcję. Ostatnio jednak zapragnęliśmy zrobić dzieciom prezent i przyprowadzić do domu czworonożnego przyjaciela. Dzwoniłam do kilku schronisk dla bezdomnych zwierząt, jednak z żadnego nie mogłam wziąć psa bez podpisania umowy adopcyjnej. Prosiłam, by zmieniono formę umowy i zamiast słowa adopcja wpisać, np. przyjmuję psa. Niestety, procedury mają dla wszystkich takie same. Zatem psa ze schroniska nie wzięłam. W Urzędzie Miasta pani zajmująca się bezdomnymi zwierzętami również ciągle mówiła o adopcji, nawet poprawiając mnie, gdy uparcie powtarzałam, że psa chcę wziąć.
W końcu znalazłam, po naprawdę długich poszukiwaniach ogłoszenie „Oddam psa w dobre ręce”. Wspaniale! Był zupełnie inny niż chcieliśmy, ale było do wzięcia i jest teraz nasz. Dzieci są szczęśliwe i wiedzą, że wzięliśmy go z budy od jego rodziców. Nie obyło się bez pytań sąsiadów, czy adoptowaliśmy czworonoga. I za każdym razem, gdy pada takie pytanie, mówię, że nie, bo adoptować można dziecko, nie psa.

„Czy ja też jestem adoptowany?”
Jak mogą czuć się rodzice i ich adoptowane dzieci, którzy widzą reklamy dotyczące adopcji zwierząt? Jak mogą się wybrać do ZOO, by nie natknąć się na tabliczkę z napisem: „Adoptowali mnie”. Co powiedzieć dziecku, które mówi, patrząc na adoptowane zwierzę: „Mamo, tato, ja też jestem adoptowany”?
Jeśli pozwolimy na wypaczanie słów, to za niedługo może w ogóle nie będzie potrzeby dyskusji, np. na temat eutanazji… po prostu będziemy iść o lekarza uśpić babcię?

Zdjęcie:
http://foter.com/f/photo/4204032806/088f777a52/

O autorze

Magdalena Waleszczyńska

nauczycielka języka polskiego i etyki, pedagog specjalny, propagatorka i realizatorka edukacji domowej, współpracuje z miesięcznikiem "Moja Rodzina", prowadzi stronę www.waleszczynska.pl, właścicielka sklepu Aptekanatury24.pl. Prywatnie szczęśliwa żona i mama trójki dzieci.

45 komentarzy

  • Co za poroniony tekst!!!! Mój pies był ADOPTOWANY i marzy mi się ADOPCJA dziecka. Pies jest członkiem mojej rodziny mającym identyczne prawa, jak jednostki ludzkie, łącznie z siedzeniem przy stole w czasie Wigilii i kocham go zdecydowanie bardziej niż absolutną większość rodziny (jego mam za co). A gdy ostatnio przy stole wielkanocnym usłyszałam, że bylam „przywiązana do psa”, to myślałam, że szlag mnie trafi. Przywiązać to można takich nieczułych kreytnów za łeb do płotu. Psa się kocha. Zreszą, mój, nasz pies był naszym synkiem, a nie jakims tam psem. I nie zdechł – zdychają to może ludzie, których nie lubię. Nawet nie umarł, a odszedł. Ża, mi nawet słów na okreslenie tego, co myslę o ludziach z tak chorymi teoriami, jak pani. I suka to ktoś wredny i nieczuły, samica psa to suczka/sunia. Życzę pani, żeby pani nigdy nie miała psa ani bachorstwa, bo żal by było, żeby cierpiały przy takim niesympatycznym stworzeniu.

  • Cóż, autorka tego tekstu nie ma większych problemów niż zastanawianie się nad znaczeniem słów.
    A może zastanowiła się nad sformułowaniem ,, zrobić dzieciom prezent „.
    Zwierzę jest istotą żywą a nie przedmiotem i nie prezentem.
    Zwierzaka można zaadoptować/przygarnąć/ przyjąć a nie dać w prezencie. Zwierzak to obowiązek a nie prezent .
    Całe szczęście , że w mojej edukacji nie spotkałam takiej pseudo-polonistki .
    I że moje dzieci też nie mają do czynienia z takimi pseudo- nauczycielami.

  • Jeżeli jest Pani taką purystką językową, to proszę zważyć na to, że nie ma czegoś takiego jak”adopcja” człowieka w prawie polskim. Jest tylko przysposobienie – to jest jedyny właściwy termin w aktach prawnych. Zatem Pani wywód jest pozbawiony sensu, a słowo „adopcja” można spokojnie stosować wobec zwierząt.

    • No to teraz Pani wypaliła. Na co dzień posługuje się Pani językiem prawniczym? Wystarczy zajrzeć do słownika lub Wikipedii: „Adopcja (łac. adoptio), przysposobienie, usynowienie – forma przyjęcia do rodziny osoby obcej, stwarzająca stosunek podobny do pokrewieństwa. Jest to przybranie dziecka (często w wieku dziecięcym) za swoje” Czy jest Pani spokrewniona ze swoim pieskiem? Wątpię, a jeżeli tak, to należy wybrać się do lekarza, bo zakrawa to na zoofilię, a coś takiego się leczy. A jeżeli nie widzi Pani różnicy między adopcją
      dziecka, a „adopcją” psa, pieseczka, suni, pupilka – zwierzęcia, to jest
      to Pani problem. Może nie zna Pani osób, które adoptowały dzieci, ale
      ja znam i jest zdecydowana różnica między tym, że zwierzę (niektórzy)
      traktują jak „członka rodziny”, a bycie członkiem rodziny.

    • I jeszcze jedno. Jak „adoptuje” Pani psa ze schroniska, a nie przygarnie z ulicy, to musi go Pani wysterylizować. Czy dzieci adoptowane, biologiczne lub innych członków rodziny też Pani podda sterylizacji? Radzę zacząć od siebie!

  • przerost formy nad treścią, oto miłosniczka psów która nie weźmie psa bo najwazniejsze jest … słowo na formularzu. nieważne, jak nazwiemy to co robimy liczą się czyny nie słowa. nazwa jest tylko nazwą, jak pisał szekspir to co zwoia róż pod inną nazwą równie pięknie pachnie

  • Co za grafomański i infantylnie emocjonalny tekst w tak błahej kwestii !- „zamarłam. Przestałam na chwilę oddychać”.
    Proponuje poszukać etatu w Fakcie. Mogę podsunąć parę sformułowań: -” Struchlałam! Serce stanęło w piersi a po chwili popłynęły me łzy czyste rzęsiste….Rafał Mroczek zapuścił wąsik!!!” i tak dalej i tak dalej… Prosiłabym o dane gdzie Pani Magdalena uczy języka ojczystego i [o zgrozo!] etyki -aby móc trzymać swoją progeniturę z daleka.

  • Zamarła….na chwile przestała oddychac…na prawde zazdroszcze problemow zyciowych oraz gratuluje przyjemnosci jakie Pani sprawila swojemu ego,znajdujac miejsce ,gdzie odpowiednia nomenklatura uspokila Pani lęki.

  • Zrobić dzieciom prezent … ? Pies to nie zabawka, nie daje się ich na prezent. Tekst niskich lotów.
    Znjoma ma adoptowane dziecko, które bardzo się cieszyło, że będzie mieć ADOPTOWANEGO kotka (wiedziało, że jak go zaadoptują to będzie szczęśliwy tak jak on). Oczywiście nie był prezentem, w tym domu uczy się empati do żywych stworzeń.

  • słabo mi… może zwróciłaby raczej Pani uwagę na problem bezdomności zwierząt w Polsce, tragedie, które rozgrywają się w schroniskach, tragedie zgotowane zwierzętom przez dzieci i młodzież (10-latek podpalający kota, nastolatka nagrywająca na smartfona skopanie szczeniaka na śmierć, student wystawiający owczarka niemieckiego na zewnętrzny parapet okna na 4 piętrze wieżowca…), znieczulicę ludzi na kwestię cierpienia zwierząt i brak właściwego prawodawstwa w zakresie rozwiązywania problemu bezdomności w naszym cudownym kraju, zamiast przyczepiać się do słowa, w którym chyba tylko Pani znajduje problem. nie słyszałam także, aby jakiekolwiek adoptowane dziecko miało podobny problem ze słowem adopcja, jak Pani. dodatkowo słowo eutanazja (które oznacza „dobra śmierć”, a nie dobra śmierć człowieka, ani też śmierć człowieka, czy też nieetyczna śmierć człowieka, czy jakkolwiek Pani to sobie interpretuje) od dawna jest stosowane w weterynarii, a uśpić to można dziecko kołysanką. za sjp: uśpić – spowodować, żeby ktoś usnął. dalsze znaczenie – poddać narkozie, co również oznacza spowodować, żeby ktoś zapadł w głęboki sen. znaczenie, które Pani przytacza, zostało dodane stosunkowo niedawno, poprzez ewolucję języka, przed którą się tak zapalczywie Pani broni. tak jak moi poprzednicy – gratuluję Pani nauki, którą przekazała Pani swoim dzieciom – że pies to prezent, i że formalizmy są wystarczającym powodem, aby nie okazać serca zwierzęciu, a także – pośrednio – że rozmnażanie psów w budach przez nieodpowiedzialnych ludzi jest ok.

  • Nie do końca rozumiem, co pani chciała poprzez ten denny tekst wyrazić? Że adoptowani mogą być tylko ludzie, a dzieciom które są adoptowane ma być niby przykro że adoptować można także zwierzęta? Nie sądzę że jakiemukolwiek dziecku, które szanuje i kocha zwierzęta byłoby przykro że je też może spotkać coś tak miłego i wspaniałego jak adopcja. Poza tym, rozumne dziecko któremu wytłumaczy się różnicę między adopcją ludzi a zwierząt będzie się tym bardziej cieszyć. A jeśli pani ma problem ze słowem „adopcja” u zwierząt to proszę żalić się swojemu mężowi, a nie pisać tak durne teksty które wprawiają w irytację właścicieli ADOPTOWANYCH psów i kotów.

  • Co za durni ludzie pisza te posty! Durni albo kompletni ignoranci!

    Kobieta ma 100% racje! I jesli ktos sie zgadza z tym, co jest w artykule to powinien zabrac glos, bo wyglada na to, ze mamy samych pseudomilosnikow zwirzat! To jakas choroba narodowa? Adoptowac mozna TYLKO CZLOWIEKA!!! Czy ktos sie z tym zgadza????Ja tak.

    • Co za pycha, co za buta! Szanowny „Miłośnik” miał akurat tyle szczęścia, że urodził się człowiekiem i już uważa się za lepszego od innych gatunków! Trochę smutno, trochę straszno…

  • Och paniusia się uparła, że nie adoptuje tylko weźmie – dla psa to żadna różnica, trzeba je po prostu wyciągać z biedy ze schronisk. Ale jeśli ktoś tego nie robi bo sformowanie się mu nie podoba to nie mam pytań… Widać, że pies będzie traktowany jak krzesło, czy dywanik w tym domu… Jak dla mnie podwórkowa filozofka spod trzepaka…

  • Takie zapisy to pierwszy odsiew ludzi, którzy zwierząt ze schroniska mieć nie powinni. W pani przypadku się sprawdziły 🙂

  • „„Adoptowałam sukę i to była moja świadoma i przemyślana decyzja. Mąż chciał psa, ja nie…” – usłyszawszy te słowa, zamarłam. Przestałam na chwilę oddychać i już dalszej wypowiedzi nie słyszałam. ”

    Proponuję wizytę u kardiologa, te objawy mogą świadczyć o problemach z krążeniem. Zwłaszcza, jeśli wystąpiły także mroczki przed oczami i zawroty głowy

  • Będziemy IŚĆ do lekarza uśpić babcię? Czy będziemy SZLI do lekarza uśpić babcię, pani „polonistko”? Reszty tekstu nawet nie chce mi się komentować. Szkoda czasu.

    • Szanowna Pani Karolino, muszę Panią zasmucić, ale obie formy „będziemy iść” i „będziemy szli” są poprawne. Polecam lekturę np. „Wielkiego słownika poprawnej polszczyzny” pod red Andrzeja Markowskiego, wyd. PWN.

  • autorka tekstu nie ma chyba co robić tylko czepiać się szczegolow i pisac durne artykuly…. zalosny tekst. za duzo czasu ?

  • Uwielbiam takie burze w szklance wody 😀
    Na zasadzie – nie wiem co napisać, to podenerwuję innych ludzi 😉

    Abstrahując od „prezentu” – który świetnie uczy dzieci czym jest miłość, do zwierząt i ludzi słabszych, którym należy się opieka…

    Skoro miała Pani problem z „adopcją” wystarczyło wydać 2-4 tysiące i kupić psa z rodowodem. Wtedy myślę, że decyzja byłaby przemyślana, a pies nieco bardziej „dopasowany”.

    Jestem, dorosłym już, dzieckiem które zostało przez jednego z „przyszywanych rodziców” adoptowany.
    Mam 4 adoptowane psy. Serio, nie robi mi to najmniejszej różnicy.
    Z jednej strony, zarówno ludzie jak i psy są zwierzętami, z drugiej – dostrzegam różnicę w adopcji mnie i moich psów.

    Smutne są takie rozważania. Tracą na tym i ludzie i psy i – co mam wrażenie jest najważniejsze – dzieci.
    Bo przykład jaki dostały będzie powielany przez całe ich życie – po co?
    Na prawdę nie ma już obecne ważniejszych problemów?

  • Co trzeba mieć w głowie, aby zdecydować się na psa niespełniającego zakładanych kryteriów („zupełnie inny niż chcieliśmy”) wyłącznie ze względu na jedno słowo? Kim trzeba być, aby odrzucać psy ze schroniska, bo ich opiekunowie użyli niewłaściwego określenia? I przede wszystkim: co myśli człowiek, który daje dzieciom psa w prezencie? Nie znam odpowiedzi na te pytania i bardzo, bardzo nie chcę ich poznać: mam tylko nadzieję, że będę takich osób spotykać jak najmniej na swojej drodze.

  • Ohoho, ile jadu wypluto i kamieni rzucono! Pomijając miejscami zbyt egzaltowany styl, kiepski jak na polonistkę, branie psa od nieodpowiedzialnego „rozmnażacza” i to jeszcze „na prezent dla dzieci”, to z całą resztą się zgadzam. Mnie też razi nazywanie przygarnięcie psa czy kota „adopcją”. Adopcja, to zgodnie ze „Słownikiem wyrazów obcych” przysposobienie, uznanie obcego dziecka za własne. Choć rozumiem, co „poeta miał na myśli”. Adoptujemy psa/kota, czyli przyjmujemy do rodziny, Na ZAWSZE. No ale adopcją to jednak nie jest, i dla niektórych, szczególnie ludzi adoptujących dzieci, a szczególnie dla adoptowanych dzieci używanie tego słowa w kontekście przygarniania zwierząt MOŻE być problemem.

  • Co za kretyński tekst. Zwierze się adoptuje bo to też osoba. I kocha się i traktuje jak członka własnej rodziny, tej najbliższej. Wziąć to można lizaka z półki. Nie sądzę żeby żadna normalna osoba, która adoptowała dziecko poczuła się urażona, ze ktoś mówi,że psa się adoptuje a nie bierze. Jeśli umowa adopcyjna była dla Pani za dużym wymogiem ( a może nie przez samą nazwę a przez obowiązki jakie nakłada na właściciela?) i poprawia Pani wszystkich, że psa się bierze a nie adoptuje to gratuluję. Daje Pani swoim dzieciom cudowną wiadomość: Pies to rzecz, jak się znudzi można wyrzucić, bo to przecież nie człowiek.

    • „Zwierzę się adoptuje bo to też osoba” ?!?!? Loty co raz niższe. Zapraszam do Holandii, tam dwie osoby mogą zawierać związki małżeńskie. Może Pani tam sformalizować swój związek z Pani pieskiem na ślubnym kobiercu. A koty Pani zamiauczą Ave Maria 🙂 Powodzenia na nowej drodze życia z drugą osobą!!! :)))

  • Gratuluję artykułu jak i tytułu zawodowego (swoją drogą kto je Pani nadał?) Jeśli tacy właśnie są pedagodzy to zrobiłabym wszystko, byleby tylko moje dziecko nie trafiło w swoim życiu na taką osobę jak Pani. Kompletny brak empatii i uczuć. Rozumiem też, że zwierze nie umiera, a zdycha? Adopcja jest przysposobieniem, a więc pewną formą przyjęcia obcej osoby lub właśnie zwierzęcia do swojej rodziny. Zapewne nie traktuje Pani swojego zwierzaka jako rodziny, skoro pies został zabrany, bo taka była zachcianka cyt. ,,Ostatnio jednak zapragnęliśmy zrobić dzieciom prezent” (o zgrozo, to tacy ludzie mogą czegoś uczyć dzieci…PUBLICZNIE!?), a raczej jako zabawkę, którą kiedy się znudzi,- można wyrzucić, bo przecież pies został wzięty, a nie adoptowany. ,,Zabranie psa” nie zwalnia od obowiązków jakie niesie za sobą adopcja. Jedynym plusem artykułu jest podejście społeczeństwa, które nie burzy się o nazwanie zabrania psa ze schroniska adopcją. Chyba czas najwyższy zmienić kadrę nauczycielską w szkole, w której Pani pracuje, a przed przyjęciem na dane stanowisko zrobić psychotesty.

  • Pomijając kwestie nazewnictwa i tego, czy się Pani podoba czy nie, tym tekstem propaguje Pani zachowania skrajnie nieodpowiedzialne. Traktować psa jako „prezent dla dzieci”, a przy tym jeszcze wybierać zupełnie innego, niż się chciało psa z niewiadomego pochodzenia ogłoszenia, bez umowy, tylko po to aby ominąć słowo, które się Pani nie podoba, to postawa godna pożałowania. Adopcja to nie tylko słowo, ale zwrot, który jest potrzebny aby zalegalizować przygarnięcie stworzenia. Podpisując umowę adopcyjną bierze Pani za to stworzenie odpowiedzialność, a jednocześnie pozostaje Pani w kontakcie z fundacją, schroniskiem, które takiego psa Pani oddaje. Przygarniając psa z ogłoszenia, zupełnie nic nie może być pewne, jeśli chodzi o jego przeszłość- czy pochodził z pseudohodowli, czy ma trudne zachowania, czy była stosowana wobec niego przemoc, takie informacje mogą później zaważyć na relacjach z domownikami (zwłaszcza jeśli w domu są dzieci- przydatną informacją jest czy taki pies dzieci toleruje). Miejmy nadzieje, że jako pedagog, czyli bądź co bądź- zawód zaufania publicznego, nie dzieli się Pani ze swoimi podopiecznymi takimi „perełkami”…

  • Jesli pies jest osoba, ta handel psami powinien byc karany, a nie jest… Troche tu smieszna dyskusja sie toczy. Jedni szczekaja bez sensu, bo sie czegos przestraszyli,czegos czego NIE ROZUMIEJA, dokladnie zachowuja sie jak psy (nie osoby). A artykul nie jest przeciez o psach, tylko o ludziach, o dzieciach!zupelny brak zrozumienia tematu i jak zwykle w takich sytuacjach, niektorzy kieruja sie prymitywnym instynktem, czyli atakiem, obrona swojego terytorium, jak zwierzeta. Ale z kim przystaje, takim sie staje. Wiec szczekajcue dalej 🙂

    • Wyraźnie Pani Iza, tak jak i autorka artykułu, ma poważny problem z
      wpojonym antropocentryzmem, który nie pozwala jej zauważyć, że
      jest w takim samym stopniu zwierzęciem, jak adoptowany pies. Tak, proszę
      Pani – ludzie to też zwierzęta! Nie jakiś cudowny twór zesłany przez
      Boga z niebios, tylko zwykłe zwierzęta, które miały tyle szczęścia, że
      ich genom troszkę bardziej ewoluował. Mam nadzieję, że dożyję czasów,
      kiedy handel psami będzie karany, a na razie są też kraje, gdzie
      handluje się ludzkimi dziećmi – to nie osoby?

  • Na każdym kroku walczę i proszę by nie personifikowac zwierząt zwłaszcza używając słów adopcja To określenie dla ludzi i ustawowo powinno się zakazać używać w stosunku do zwierząt Pokutuje tu brak posłów i przedstawicieli społecznych którzy by uwrazliwili ze dzieci adptowane zwlaszcza ze dzisiaj zalecan jest jawność adopcji mogą czuć się pokrzywdzone i stać się obiktem zartow zwlaszcxs w wieku szkolnym jeżeli mówi się o adopcji kotka lub psa zamiast o przygarnieciu zwierzecia

  • Wg słownika języka polskiego: adopcja
    1. akt prawny dotyczący uznania cudzego dziecka za własne; przysposobienie, usynowienie; adoptacja;
    2. przyjęcie obcego prawa za prawo obowiązujące w danym kraju;
    3. dawniej: przyjęcie do rodu szlacheckiego

  • Opuscilam Polske jako dziecko, staram sie jak moge jednak bledy zdarzaja mi sie a rowniez rozumiem polonistow dla ktorych lamanie jezyka jest czyms okropnym.Ale z pani tekstu nie moge wyczytac milosci do jezyka, zrozumienia drugiego czlowieka a przedewszystkim respektu ani tolerancji. Do czlowieka , czy zwierzat , do nikogo. Przepraszam ale nawet moglabym pomyslec ze to internetowy trol napisal aby wzbudzic dyskusje .I nawet mniej by mnie to wtedy ruszylo – poruszylo na tyle, ze zdecydowalam sie odpisac.
    Tekst , w moim mniemaniu majacy na celu ukazac oburzenie wywolane – slowami/nazwami/sformulowaniem – wyszedl pani rownie oburzajaco na pani myslenie , w moich odczuciach. Dla mnie wysoka kultura, cywilizacja, rozwoj to przedewszystkim liczenie sie z uczuciami innych istot zywych . Jestem w stanie zrozumiec ludzi ktorzy nie chca miec zwierzat, jak rowniez tych ktorzy maja ich wiele , i wszystko mozna pogodzic kiedy obie strony akceptuja siebie.W tytule pani slowo -suka- mysle ze mialo jeszcze bardziej drastycznie zabrzmiec poniewaz moze byc uzywane potocznie jako obelga . Juz nie chce sie rozpisywac ze kultura danego kraju , to takze stosunek do zwierzat wlasnie , ze dla niejedna suka pomaga tym co niewidza a rowniez tym , ktorzy widzieli za duzo …tym ktorzy maja problemy rozwojowe i tak dalej . 'Moja Suka’ wypowiedziana przez wlasciciela moze rowniez byc bardzo cieplymi slowami ,dla bardziej delikatnych suczka brzmi lepiej , I tu rowniez najwazniejsze zeby obie strony zachowaly respect dla siebie i nie ma problemu.Nie uzywam polskiego na codzien ale uzywam – jakiegos jezyka – lubie dlugie dyskusje , wglebianie sie i gre slow. Powtarzam , zrozumialabym poloniste ktoremu niemilo zgrzyta w uszach lub oczach lamanie polszczyzny , Jednak nie moge sie powstrzymac , dla mnie pani tekst jest … prymitywny i gdyby to bylo pani zdanie, zgola bylabym uszanowac ale skoro napisala pani to publicznie i jak dla mnie bardzo prowokujaco .W rodzinie ojczyma adoptowane dzieci , ciemnoskore , nie wiem dlaczego odrazu bije mysl, czy jest dla pani to tez nie oke, ze nie adoptowali bialych ? Bo czytajac takie podejscie narzuca mi sie mysl ze ciemnoskorzy to tez mniej.Bo wlasnie takie odczucie daje pani tekst , takiej troche zacofanej ciemnoty , W wysokocywilizowanych krajach uzywa sie slowa adopcja zwierzat rowniez i nie ma z tym problemu, rowniez te ciemnoskore kuzynostwo moje nie ma z tym ani troche :-)Przeciez czlowiek rozumny potrafi wytlumaczyc, wie a przedewszystkim jest w stanie zrozumiec uczucia innych. Takze tych , dla ktorych pies to jedyny przyjaciel, takze tych ktorzy psow nie krzywdza ale omijaja z daleka..Problem zaczyna sie gdy ktoras ze stron probuje wywrzec swoje zdanie na drugiej .Jezeli licza sie ze soba, nie ma problemu.Czlowiek to czlowiek a pies to pies .Ktore brzmi dumniej, niech kazdy sobie uwaza jak chce , jego prawo.Jezeli adoptowane dziecko mialoby problem ze to samo slowo uzywane jest w stosunku do przyjecia do rodziny innej zywej istoty, bezbronnej i zaleznej , to nie jest wina uzytego slowa – adopcja – ale czegos innego .A juz zupenie …niezrozumiale dla mnie jest ze w momencie kiedys pani dzieci ( a wlasnie do tego mozna by sie przyczepic ) chcialy czworonoga to jedno slowo stalo na przeszkodzie.A rowniez dosc niemilo zabrzmialo to w stosunku do schronisk, bezinteresownych , zaangazowanych pomoca ludzi , robiacych tak wiele i za nic.,.. A do tego jeszcze fakt, ze w Polsce dopuszczalne sa nadal budy lancuchy , bezpanskie zwierzeta a szacunek do nich to w porownaniu z innymi krajami to jeszcze dno , to wogule idiotycznie wypadl caly pani tekst w moich oczach.Ja mowilam po imieniu na mojego ojczyma, znajomi na swoich niektorzy tato , i co ? nic ,bo to jest niewazne , wazne jest aby wszyscy czuli sie dobrze z danym wyborem slowa . Adoptowane dziecko powinno byc kochane , wychowywane i respectowane , nauczane respectu dla siebie i innych . Adoptowane zwierze ma gleboko gdzies jakiego slowa uzyli przed trafieniem do kochajacego go domu.A porownanie znaczec z uspieniem babci to raczej swiadczy co swiadczy ale..o pani samej.Nie potrafie moze po polsku super napisac , wyrazic mysli , nie mialabym absolutnie ochoty pani ublizyc czy cos w tym stylu ale skoro pani pokazala publicznie swoje mysli, mam prawo swoje – dla mnie pani tekst jest z lekka prostaczy, ograniczony i … nie dodaje uroku polonistce .Smiem myslec ze malo ktore adopcyjne dziecie ma problem z adopcja uzywana do zwierzat a jezeli tak to ktos nawalil w wyrobieniu szacunku do samego siebie, tego dziecka … a napewno nie byli to milosnicy psow…Smiem myslec ze absolutnie w cywilizowanym panstwie nie doprowadzi to to obnizenia kultury jezykowej ani usypiania babc. Natomiast smutno mi ze ludzie, ktorzy zajmuja sie edukacja dzieci maja tekie ograniczone poglady. Zadne slowo , sformulowanie , litera nie moga stanac na drodze w ratowaniu zycia, czy dwunoga czy czteronoga , jezyk jest wazny , dla kazdego inaczej , kazdego prawo ale w momencie ma zero znaczenia czy poprawnej polszczyzne uzywa topiocy lub ratownik.Psiarz moze przyjaznic sie z niepsiarzem .Wszystko jest do pogodzenia ale wlasnie pewne ograniczenia umyslowe , ktore ja wyczytuje z pani tekstu , sa niejednokrotnie przyczynami sporow.Pozdrawiam i na koniec – z calym szacunkiem nie chcialam obrazic , moze wlasciwie pani nie jest wcale taka, jak pokazuje ja jej wlasny tekst , moze zawinily wlasnie slowa … Moze milosc do psow zwieksza fakt , ze one slow nie uzywaja… 🙂 Bo mozna nimi zle sie wyrazic , mozna , ale w uzyciu slowa – adopcja – nie jest tak , bo jezeli adopcyje dziecko lub rodzic maja z tym problem, to problem gdzie indziej, madrze i z miloscia wychowany czlowiek nie poczuje sie ” mniej ” , ze to slowo uzywane jest w przyjeciu do rodziny innej , bezbronnej, zaleznej , istoty zywej ……

  • Nauczycielka etyki nie może pomoc zwierzęciu z uwagi na terminologię ni przykre to bardzo ☹️Dawno nie czytałam takiego płytkiego słowotoku

  • Porażka. Portal BEZ wartości. ADOPTOWAŁAM psa i jestem z tego DUMNA. To członek mojej rodziny, jak dziecko. #niekupujadoptuj #uratujpsieżycie

  • Adopcja to prawne i moralne uczynienie kogoś członkiem swojej rodziny. Nie symboliczne, ale prawdziwe – z pełnią praw i obowiązków rodzonego dziecka, z prawem do alimentów, spadku, nierozerwalnych więzi. Egzaltowane nazywanie zwierzęcia osobą jest głupotą i kłamstwem. A traktowanie go na równi ze swoim dzieckiem jest dla mnie naprawdę zatrważające. I świadczy o niedojrzałości i braku umiejętności kochania ludzi prawdziwą miłością. Łatwo wtedy zakłamywać rzeczywistość i nie widzieć bzdury w określeniu przyjęcia psa adopcją.
    Zwierzę to nie człowiek, nie osoba. I choć należy mu się szacunek, opieka i troska, to nie ma praw osoby, tak jak i nie ma obowiązków osoby. Zwierzę ma pana/panią, właściciela/właścicielkę a nie tatę i mamę w swoim panu. Dorosłe zwierzę także podlega właścicielowi, to właściciel jest za nie i za jego postępowanie odpowiedzialny do końca opieki, decyduje za nie, nie wypuszcza w świat do samodzielności i nie wiąże się z nim więziami głębokich relacji osobowych – przynajmniej nie zdrowy psychicznie, normalny właściciel. Zwierze nie ponosi odpowiedzialności osobowej, tę odpowiedzialność ma człowiek, jego właściciel. Nie liczy na opiekę kotka czy psa w potrzebie, nie dzieli się z nim swoimi problemami. Dba, karmi, głaszcze, troszczy się, ale jeśli ma wybrać między dobrem własnego dziecka a psa, to każdy normalny człowiek powinien wybrać dziecko, osobę ludzką. Jeśli głoduje lub tonie twój pies i twój syn, to traktujesz oba stworzenia równo? Jeśli córka ma ogromną traumę i alergię medyczną na kota – a kot na dziecko – to męczysz dziecko latami, czy oddajesz kota komuś innemu, w dobre ręce? A może oddajesz dziecko na wychowanie do babci, bo to kotek ma prawa osoby i go kochasz prawdziwą miłością osobową? Jeśli masz mało pieniędzy a poważnie choruje ci dziecko i kot, czy dzielisz pieniądze na pół, zamiast leczyć najpierw dziecko? A może „uśpisz” dziecko? Czy poświęcasz tyle samo czułości i uwagi i czasu każdemu ze swych dzieci, co psu? Jeśli tak, jeśli tylko tyle ile psu, to nie powinieneś być rodzicem. Może handlarzem emocjami, albo treserem, ale nie rodzicem. Zwierzę cię z niczego nie rozlicza, nie wymaga, nie krytykuje, nie stawia warunków, jest ci bezwolnie wdzięczne, bo jest zależne – jakże łatwo i wygodnie nazwać to relacją. A nawet miłością. A to nie miłość, tylko egoizm, czerpanie przyjemności z czyjejś wierności, widocznego przywiązania którego nawet nie musisz budować, bo wystarczy jedynie nie przeszkadzać a samo się tworzy, z zasady podległości. Ludzie są inni, mają swoje prawa, upodobania, są niezależni, nie można ich ulepić na obraz i podobieństwo swoich ambicji i marzeń. Przeglądając się w ich oczach nie musisz mieć poczucia że jesteś cudem świata – to przeszkadza, prawda? Łatwiej więc przyjąć zwierzę i nazwać to adopcją. Ale to kłamstwo i to bardzo głębokie, rzutujące i na wartość osoby i na głębię i kształt relacji. Nie mówiąc już o tym, że to karykatura więzi rodzicielskich. Rozumiem więc ten artykuł. I jako miłośniczka zwierząt (tak, można traktować je dobrze mimo że nie uznaje się ich jako osoby) i jako kobieta, człowiek, mająca kontakt z dziećmi adoptowanymi.

  • Pani Aniu, Pani komentarz przywraca wiarę w ludzi i w rozum wśród tego potoku infantylnych, rozemocjonowanych i klamliwych słów. W pełni zgadzam się z autorką tekstu i panią Anią.

Leave a Reply

%d bloggers like this: