Wiara

Antidotum na użalanie się nad sobą

Nieraz dopada mnie poczucie bezsilności względem życia, zdarzeń, szczególnie tych zaskakujących. Bywam tym wszystkim zmęczona i zniechęcona, …rozczarowana… choć tak bardzo się staram.

Moje spojrzenie na ten temat uległo ostatnio weryfikacji. W święto Wniebowzięcia Matki Bożej poszliśmy na Mszę św. odpustową. Ciekawe kazanie i cały ten dzień dały mi do myślenia, szczególnie postawa Matki Jezusa.

Jak spojrzymy na Maryję, możemy pomyśleć, że skoro narodzona bez grzechu pierworodnego, to łatwiej jej się żyło bez skłonności do upadku i grzeszności. Nic podobnego ani bardziej mylnego.
I tak:

1) Bogobojną dziewczynę, praktycznie już mężatkę nawiedza Anioł. Ona jest zmieszana i nic nie rozumie, ale skoro Jej Pan przychodzi do Niej z taką Misją, zgadza się W CIEMNO. To zdarzenie pociąga za sobą nie tylko wewnętrzną radość, ale i wiele niepewności i komplikacji. Jej plany życiowe zostają wywrócone do góry nogami.

2) Józef zszokowany odmiennym stanem Maryi podejmuje decyzję o oddaleniu przyszłej żony. Dla niewinnej Maryi, niesłusznie posądzanej o cudzołóstwo, było to bardzo bolesne.

3) Wybiera się sama w długą podróż z Nazaretu do Ain-Karim. Drogę liczącą ok 150 km przebywa w ok. 4-5 dni. Chce spotkać Elżbietę, która jest Jej krewną. Nie na darmo Anioł wspomniał Jej o Elżbiecie podczas zwiastowania. Chce spotkać pokrewną duszę, która w pełni Ją zrozumie. Ich rozmowa na powitanie jest nieziemska. Jest natchniona przez samego Ducha św., a w szczególności FIAT jednym tchem wypowiedziany przez Maryję.

4) Czy Maryja idzie do szpitala rodzić w fantastycznych warunkach pod okiem fachowej położnej? Przeciwnie, musi wlec się do Betlejem pod koniec ciąży, by urodzić w szopie ze zwierzętami w skrajnie niehigienicznych warunkach.

5) Czy to koniec jej problemów? Niestety to raczej początek historii przepowiedzianej przez Symeona. Maryja ma nadzieję, że wrócą do Nazaretu i ułożą sobie życie, a tu kolejny zwrot, który niweczy Ich plany. Nakaz natychmiastowej ucieczki do Egiptu. Zbierają swój skromny dobytek i uciekają pod osłoną nocy do obcego kraju. Nie wiedzą jak długo mają tam pozostać. Muszą zdać się znów na sygnał z Góry.

6) Paręnaście stabilnych lat rodziny przeplatane jest pytaniami i obserwacjami Matki, której Syn jest inny. Odbiega intelektem od rówieśników, dyskutuje z uczonymi w Piśmie.  Same znaki zapytania…

7) Św. Józef umiera (według podań apokryficznych) tuż przed wyjściem Jezusa na pustynię, a Jej Syn w tym czasie odchodzi dopełnić swoją misję. Maryja zostaje tak naprawdę sama. Chodzi za Synem, bacznie obserwując co się dzieje. Niektórzy chwalą Go i podziwiają, ale wielu wyśmiewa, krytykuje, a nawet szuka powodu do oskarżeń. Jej ukochany Syn nie jest „ustatkowany” w myśl ludzkiego schematu. Sam o sobie mówi: „Lisy mają nory, ptaki mają gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć”. Nie ożenił się, nie wykształcił jak bardzo pobożny Żyd. Poza tym powoli faryzeusze szukają pretekstu, by niewygodnego proroka z Nazaretu pojmać i zgładzić.

8) Takiego Mesjasza ani Maryja ani uczniowie nie wyczekiwali, nie spodziewali się takiego Króla. Maryja po raz kolejny weryfikuje swoje myśli i wyobrażenia. Nie ma sensu układać sobie planów na życie, skoro Bóg ciągle je burzy.

9) I staje się to, co najgorsze może się stać. Życie z impetem wali Jej się na głowę. Scenariusz z najtragiczniejszego koszmaru. Zdrada uczniów, pojmanie, niesłuszne osądzenie, więzienie, biczowanie, droga na Golgotę, ukrzyżowanie, bezbrzeżne cierpienie Jej niewinnego ukochanego Dziecka wśród podłych ludzi, którzy szydzą i krzywdzą Go tak boleśnie.
Jedynie matka potrafi choć trochę zrozumieć, co Matka czuła, widząc Syna w takim stanie i położeniu.

Bezbrzeżne współcierpienie rozdzierające serce na strzępy. Mama czuje każdy ból swojego dziecka, każdy smutek. Wszystko to odczuwasz jakby namacalnie, fizycznie. Maryja, współcierpiała stojąc pod krzyżem, a Krew Jej niewinnego Syna spływająca po pniu obmywała Jej dłonie obejmujące drzewo krzyża.

Cierpiąca Niewinność. Maryja podjęła niezawinione cierpienie wraz z Synem. Nauczyła się idąc przez życie zależeć tylko od Boga, bo Jej plany były zbyt…przyziemne i ograniczone. Nauczyła się wzrastać nie mając żadnych planów na przyszłość.

10) Po śmierci przychodzi radość i to dla Maryi coś niebywale cudownego. Równie mocno i nieoczekiwanie spada na Nią jak cierpienie. Zobaczyć żywego,  zmartwychwstałego Syna to najwspanialsza chwila, która jest przecież tylko przedsmakiem Spotkania na Szczycie u Boga Ojca.

Czy nadal po takim przemyśleniu można się skarżyć na swój los? Trudno znaleźć własne argumenty.
Trudno użalać się nad swoimi problemami, nawet, gdyby były najdotkliwsze. W końcu wiele z nich jest ZAWINIONYCH, jest wynikiem moich błędów i mylnej analizy sytuacji, pochopnych decyzji lub upadków. Maryja, choć niewinnie cierpiała, rodząc i wychowując nam Zbawiciela zrobiłaby to jeszcze raz … dla nas. Pochyla się nad każdym swoim dzieckiem i cierpi, gdy my cierpimy.

To nic, że nieraz runie misterny plan, wymuskany i przemyślany. Warto zaryzykować i pozwolić Bogu zburzyć go i napisać po Bożemu, jak u Maryi. Ona doskonale wie coś, czego my nie wiemy, a w co staramy się wierzyć. Wie, że mnie i ciebie czeka Spotkanie na Szczycie, które wynagrodzi nam cały ten ziemski harmider.

Photo: Foter.com

O autorze

Krystyna Łobos

Żona, matka dwóch synów i córki. Z wykształcenia filolog i piarowiec. Rzecznik Orszaku Trzech Króli w Rzeszowie. Perfekcjonistka na odwyku. Woli pisać niż mówić. Lubi włóczyć się po górach, słuchać ludzi, czytać powieści fantasy oraz dobre komiksy. Uwielbia rodzinne seanse filmowe i długie rozmowy z mężem.
Na Facebooku prowadzi stronę Siemamama

1 Komentarz

  • To nie moja wina że miałem takiego ojca i wychowałem się w takiej rodzinie, a gruba część moich problemów wynika właśnie z tego 🙂
    Oczywiście, są sytuacje w których to ja sam sobie jestem winny i wcale tego nie neguje, ale jakby największym problemem to fakt że nie doświadczyłem miłości w swoim życu, pomocy, zawsze byłem i jestem sam ze swoimi kłopotami, nawet kochany Bóg, nie słyszy mojego wołania, to jest wystarczający powód aby się nad sobą użalać.

    Mam 30 lat i mam wrażenie że moje życie jest pogrzebane, zbyt wiele ciosów dostałem jak byłem dzieckiem, tego wymazać się nie da, a najbardziej boli fakt że Pan Bóg nie przychodzi mi z pomocą, o którą szczerze prosiłem.

Leave a Reply

%d bloggers like this: