Wiara

Być jak dzieci

Czasem dochodzimy do ściany i nie możemy już dalej… kopiemy, gryziemy, lejemy łzy… i nic… tak było ze mną wczoraj… nerwica to mało powiedziane… złość ogromna, rozżalenie i jeden Bóg wie co jeszcze… o co poszło? o zwykłe drobiazgi… no dobra… jeśli drobiazgiem można nazwać perfekcjonizm, to niech tak zostanie 🙂

Pewnie sami byście się zezłościli w takiej sytuacji… ciężarna koleżanka czeka na sukienkę… a ja szyję i szyję i szyję… jedna za duża (uwielbiam to niedostosowanie form do realiów…), druga – wygląda jak koszula nocna… trzecia… hmm… do trzeciej suwak wszywałam już fafnasty raz i ciągle coś nie tak (suwaki zazwyczaj wszywam z zamkniętymi oczami za pierwszym razem, więc fafnasty miał prawo doprowadzić do furii 🙂 )… więc rzuciłam to wszystko, napisałam, że nie szyję, żeby sobie poszła do sklepu, że przepraszam i już… wypłakałam się i pozamiatane… nic bardziej mylnego… na szczęście za oknem piękna pogoda, więc mogę wyjść na spacer (w końcu zobaczę świat za dnia, bo tak to ciągle przy biurku…) i pogadać ze Stwórcą… bo sama to ja owszem, mogę zakończyć na „i już” tylko to wszystko się nawarstwi, poodkłada w najdalszych zakamarkach duszy jak niechciany tłuszcz na biodrach i da o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie… oczywiście nie tłuszcz, choć ten też potrafi zaskoczyć, jak się chce założyć dawno nie noszone spodnie (uff, dobrze, że tu nie idzie raczej w drugą stronę… chwilowo 🙂 )…

Te odkładane emocje wychodzą potem przy okazji rozmów z mężem, dyskusji z dziećmi, jak kupujemy chleb, rozmawiamy z koleżanką, która ma odmienne zdanie na różne tematy… I dlatego to wszystko trzeba też uporządkować… oddać Bogu, zawierzyć, zaufać… poprosić o posprzątanie tego, z czym sobie sami nie radzimy… bo sami nie możemy nic… będziemy się tylko obijać jak ćma pod kloszem, która wpadła w pułapkę lecąc do światła… Na tą relację z Bogiem musimy znaleźć czas… i to nie jest tak, że Pan Bóg ma ważniejsze sprawy niż mój krzywo wszyty suwak… nie… on jest tak samo ważny, jak każda inna sprawa każdego z Was… i dzięki takim małym rzeczom uczymy się relacji z Bogiem… bo jeśli umiemy z Nim rozmawiać o drobiazgach, to w sytuacji kiedy pojawiają się sprawy większego kalibru, też nie mamy oporów, żeby Mu o nich powiedzieć, prosić o pomoc, dziękować…

W tej relacji z Bogiem musimy być jak dzieci… Przecież one nam, rodzicom, mówią o wszystkim… o tym, że komar własnie bzyczy nad uchem, że Grześ z przedszkola dłubie w nosie, że liście lecą z drzew… to wszystko w relacji dziecko – rodzic jest bardzo ważne… To dlaczego my, dorośli, w relacji Bóg – my tak nie umiemy???
I pamiętajmy… nie chodzi o to, żeby rozwalić mur… tylko czasem umieć go zaakceptować albo znaleźć drogę, żeby go obejść…

Foto: Nick Fedele / Foter / CC BY-NC-SA

O autorze

Honorata Baran

Żona i mama trójki dzieci. W wolnych chwilach scrapuje i szyje. Lubi piec, gorzej z gotowaniem, ale i z tym sobie radzi :) Szczęśliwa. Z założenia :) Ten typ tak ma :)

Leave a Reply

%d bloggers like this: