Edukacja

Czego lepiej dzieciom nie czytać…

Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad moralnością w klasycznych baśniach dla dzieci… dopóki sama nie stałam się mamą. (W niniejszym artykule zasygnalizuję tylko kilka problemów z baśniami.) Utarło się, że walczy w nich dobro ze złem i dobro zawsze zwycięża. Czyżby? Jak się okazuje w baśniach w ogóle nie zawsze wiadomo, co jest dobre a co złe.

Pamiętam jak dziś pierwszą ukochaną opowieść mojej córki: „Złotowłosa i trzy niedźwiadki”. Czytając ją, zawsze robiłam uwagę, że nie można ot tak sobie wchodzi do czyjegoś domu pod nieobecność właściciela. Dodawałam również własne zakończenie, że po tych wszystkich szkodach jakie wyrządziła w domu misiów i nagłej ucieczce, Złotowłosa jednak wraca, przeprasza i czyni zadość, po czym z małym misiem stają się przyjaciółmi. W ten sposób w tej baśni dobro naprawdę zwyciężyło.

„Kot w butach”, „Jaś i fasola” – baśnie, których dzieciom nie należy opowiadać.

W jednej cwaniactwo, oszustwo, kłamstwo aż kipi, po to aby najmłodszy syn młynarza stał się księciem. Cel uświęca środki? Bynajmniej. W drugiej kradzieże, zabójstwo, a potem pochwały tych czynów z ust matki – jakim szaleństwem byłoby czytać takie historie dzieciom! Tych bajek nie dało się już w żaden sposób „uratować”. Moja mała ich treści po prostu nie zna.

Podobnie ma się rzecz z wszelkimi wróżkami, czarodziejkami, czarownicami – po co dziecku takie treści? Po co opowiadać o czarach, jeśli czary i magia pochodzą od Złego? Ostrożnie również podchodzę do jakichś opowieści o zakochanych królewnach i książętach. Oczywiście, że jest to ludzka rzecz, ale czy małe umysły dziecięce powinny się tym zajmować? Czy to już czas?

Matka powinna uważać, jakie treści docierają do uszu jej dzieci. Dużo pożyteczniej jest czytać historie z życia świętych dzieci (np. św. Teresa od Dzieciątka Jezus, bł. Hiacynta Marto, św. Dominik Savio i in.), historie biblijne. Dziecko ma to do siebie, że przyjmuje za naturalny i normalny cały świat, jaki mu pokazują rodzice. Tę prawidłowość warto wykorzystywać, żeby dzieciom przekazywać najwyższe wartości, nasączyć je dobrem, zaimpregnować w nich dziecięcą niewinność i słodycz.

Nie warto tracić czasu na bajdurzenie o niewskazanych zachowaniach, o złych osobach.
Warto natomiast zainteresować się twórczością wielu naszych rodzimych bajkopisarzy np.: Marią Konopnicką, Ewą Szelburg-Zarembiną czy zapomnianym lecz najwyższego polecenia godnym Stanisławem Jachowiczem (niezrównany wychowawca dzieci i młodzieży). W ich utworach przekazują się nie tylko dobre treści, ale i nasze polskie tradycje. Ponadto jest to kontakt dziecka z językiem literackim wysokiej klasy.

Foto: John-Morgan / Foter / CC BY

O autorze

Lidia Zając

Żona i mama - to jasne - a ponadto miłośniczka dzieł autorstwa świętych katolickich i książek o nich samych, nauki języków obcych, kotów rasy ragdoll i rodzinnych wycieczek. Wieczorami
tłumaczka bloga twesukienki.wordpress.com - zapraszam :)

3 komentarze

  • Miałam podobne odczucia dotyczące bajki Kot w Butach. (Bajki Jaś i Fasola nie znam). Myślę, że trzeba zwracać uwagę na to co czytamy dzieciom ale i tak podstawą jest rozmowa. O tych dobrych bajkach trzeba rozmawiać aby dziecko coś z nich wyniosło, a w razie potrzeby komentować te, które przekazują negatywne treści. Poza tym jest wiele bajek, które nie są ani jednoznacznie złe ani jednoznacznie dobre. Mają np.fajny morał ale jakieś epizody wymagają naszego komentarza lub modyfikacji. Np. Jaś i Małgosia – w tej bajce dobro zwycięża, ale moim zdaniem zbyt ciężkim kalibrem do udźwignięcia dla maluszka jest fakt, że rodzice, z powodu biedy, zostawiają w lesie dwoje dzieci na pastwę losu.bTaką wersję bajki znam. Co do czarów to niestety trudno ich uniknąć są w tak wielu bajkach. Jednak jeśli odgrywają w bajce epizodyczną rolę jak np.w Kopciuszku to myślę, że krzywdy nie zrobią. Unikam bajek, w których czary grają pierwsze skrzypce, są celem samym w sobie lub wprowadzają dziecko w świat magii poprzez np.uczenie (fikcyjnych ale zawsze) zaklęć, jak np. w tv – Tree Fu Tom.

  • Czytałam ten artykuł i cały czas czekałam na jakąś puentę, która świadczyłaby o tym, że Autorka żartuje z czytelników i w konkluzji zachęci do czytania baśni. Niestety pisze całkiem poważnie – tak mi się przynajmniej wydaje. Brakuje w tym artykule uwzględnienia tego, że umysł dziecka funkcjonuje zupełnie inaczej niż dorosłego. Wielu rodziców chciałoby jednak, by dzieci odbierały świat tak, jak oni go odbierają. A tak nie jest. I to właśnie baśnie – te klasyczne Andersena czy braci Grimm – pozwalają dziecku ten świat oswajać. Temat ten został już dość dobrze opisany i odsyłam do literatury na ten temat. Baśnie pomagają dzieciom nazwać emocje, zrozumieć to, co się dzieje w nich samych i w rzeczywistość, która je otacza. Baśnie inicjują, wprowadzają dzieci w świat – nie trzeba ich „poprawiać”, należy im pozwolić wybrzmieć w dziecięcej duszy. Okaleczamy umysły i serca naszych dzieci sprowadzając wszystkie nasze wypowiedzi, opowieści, do prostego przekazu, którego puentą jest jakaś moralna nauka. Dziecko samo „podpowie” nam, co jest mu potrzebne, są baśnie, których dzieci się domagają nieustannie, a po inne nawet nie chcą sięgać. Moje córki np. nie lubią „Królowej Śniegu” mimo że moim zdaniem to bardzo piękna i pouczająca opowieść, na podstawie której łatwo dziecku wytłumaczyć różne ludzkie zachowania. Uwielbiają natomiast „Brzydkie Kaczątko” chociaż jest w nim wiele smutnych i bolesnych wątków. Widocznie jest im to potrzebne.
    Dziecko potrzebuje świata fantastyki niezwykłości, czarów, wróżek (nie chodzi mi o jakieś głupiutkie kreskówki, ale cały czas mam na myśli baśnie klasyczne), bo jego świat wewnętrzny jest dużo bogatszy niż nasza dosłowność. Nie mówiąc już o rozbudzaniu wyobraźni, kreatywności, twórczości – na ileż różnych sposobów można sobie wyobrazić Calineczkę?
    Czytanie życiorysów świętych jest wielce pożyteczne, ale nie można do tego ograniczyć przeżyć naszego dziecka. Sofia Cavalletti, która latami prowadziła katechezy dla dzieci i opisała swoje doświadczenia zwracała uwagę na bogactwo świata wewnętrznego i duchowego dzieci – ich niezwykłe intuicje. Zachęcała, by dzieci – zwłaszcza tych w wieku przedszkolnym – nie bombardować naukami moralnymi. Dziecko w tym wieku nie jest w stanie tego zrozumieć. Uczy się jedynie, że czegoś nie wolno, bo mama/tata będą nie zadowoleni, nie zrozumie przekazu: „to jest dobre, bo…”, albo „to jest złe, bo…”. Dlatego Cavalletti proponuje, by w tym wieku skupić się na tym, by dziecko Bogiem zachwycić, pokazywać mu, jaki ON jest dobry, jak nas kocha, jak się o nas troszczy. Dziecko przylgnie do takiego Boga całym sercem, a wtedy ze względu na NIEGO i dla NIEGO będzie chciało postępować dobrze. A czy nie o to właśnie nam – rodzicom – chodzi?

  • Jachowiczowi mówię stanowcze nie jako matka czworga dzieci i nauczycielka jęz. polskiego. To są makabreski.

Leave a Reply

%d bloggers like this: