Relacje

Dwa bieguny

Ostatnio stwierdziłam że chyba mam chorobę dwubiegunową. I tak odbijam się od ściany do ściany. Raz na plus, raz na minus. Usłyszę coś w radiu – cieszę się. Zobaczę w telewizji – czarna rozpacz. Ktoś się nie odzywa zbyt długo – tragedia. Interesuje się moim losem systematycznie – też tragedia. I prawdę mówiąc więcej jest tych powodów do zmartwień niż do radowania się. Chociaż znam i gorsze przypadki, gdy ktoś autentycznie rozpacza, bo tam gdzieś na drugiej półkuli coś złego się wydarzyło. Rozumiem, że nie jest to powód do radości kiedy jakiś wariat strzela do ludzi, z tego powodu może człowieka przeniknąć groza. Ale żeby aż płakać i samemu narażać swoje zdrowie z tego powodu? No bo takie wzruszenia nie są przecież dla człowieka obojętne.

Ale i na co dzień stan irytacji wydaje się przypisany zwykłemu człowiekowi. Bez przerwy te nerwy. W tramwaju, w sklepie, w pracy, w przedszkolu… Wszystko się nie podoba. Byle co drażni. I to wszystko odbija się na twarzach. Ach, te twarze, zmęczone, poorane bruzdami, oczy niespokojne i zaczerwienione. Jakby wciąż szukały ofiary, na kogo tu zwalić własne nieszczęścia i niepowodzenia.

A co się dzieje z młodymi? Akurat mam okazję czasami ich obserwować, to też wcale się są pewni jak i gdzie podążać. A już mój specjalny obiekt najbliższy to doprawdy kłębek nerwów. To dopiero jest choroba dwubiegunowa! A nawet może kilkubiegunowa. Jak jest w dołku, to w ogóle go nie słychać. Ale jak w górze, to – drżyj Warszawo!

Myślę, że każdy w pewnym stopniu przeżywa podobne stany, które szczególnie widoczne są u młodego pokolenia. Kiedyś takie dylematy nazywano fanaberiami i goniło do roboty osobnika dotkniętego tą przypadłością. Normalną radą w takich sytuacjach było: „no weź się wreszcie w garść i pozbieraj!”. I to była cała porada lekarsko-domowa. Ale nie. Teraz to choroba dwubiegunowa.

Albo weźmy takie ADHD. Już gdzieś czytałam że to wcale nie jest choroba, że mylnie ją zdiagnozowano i nazwano. Po prostu jest to może nadpobudliwość. Ale całkiem normalna u niektórych. Oni po prostu tak mają. Taką mają naturę. A nie chorobę. Więc może i z tymi dwoma biegunami jest podobnie – oczywiście pomijając rzeczywiste problemy psychiczne. Mówi się że jesień sprzyja melancholii. Podobno. Ale dla mnie kiedyś to była najbardziej energetyczna pora roku. Wprost uwielbiałam jesień. Jej cudowne barwy, nawet zapachy, może też trochę dlatego że jesienią (wczesną) jeździło się w góry. I nie tylko. No i poezja – jest przecież bardzo związana z tą porą roku. A jeszcze jak człowiek jest młody, to lubi takie romantyczne odniesienia.

Teraz dla mnie jesień to zapowiedź zimy, zimna, pluchy, gołych drzew, krótkiego dnia, i najcieplejszym punktem jest oczekiwanie na Boże Narodzenie! Czy ktoś z Państwa ma jakąś receptę na ten czas jesienny, by go nieco rozzłocić i jakoś ocieplić? Chętnie posłucham, a może i skorzystam… Bo bardzo lubię listy od Państwa. Pytałam ostatnio pewną moją korespondentkę czy nie ma jakiejś propozycji co do tematów MYŚLI. Podpowiedziała że raczej sprawy naszego pokolenia…. Bo młodzi nie mają czasu na słuchanie. Mam nadzieję że jednak jacyś się znajdą. A na jesienne smutki jak radzi ta moja korespondencyjna koleżanka – najlepsza będzie pieczona kartkóweczka z ananasem. Może i ma rację?

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

1 Komentarz

  • Rady typu „weź się w garść” naprawdę nie zawsze pomagają, zwłaszcza w przypadku stanów depresyjnych, które nie są fanaberiami. Choroba dwubiegunowa to z kolei poważna sprawa wymagającą nawet hospitalizacji (moja mama na to chorowała).

Leave a Reply

%d bloggers like this: