Małżeństwo

I ślubuję Ci miłość…

Każdy ma swoje najpiękniejsze wspomnienie z okresu narzeczeństwa, które „odmładza” wzajemne relacje i odświeża związek.

 

Poznaliśmy się dopiero na studiach. Choć mieszkaliśmy w naszej miejscowości jedynie 300 metrów od siebie, nie miałam pojęcia o jego istnieniu. Połączył nas pociąg pośpieszny relacji: Kraków – dom. Dworzec PKP w Krakowie był nie tylko miejscem pierwszego spotkania, ale był świadkiem wielu kolejnych spotkań i powitań. Pewnego dnia wychodzę z pociągu i ledwo moja stopa napotkała płytę peronu poczułam, że coś się dzieje. Jedno spojrzenie dało mi szybkie rozeznanie. Na półtorametrowym murze przy wyjściu z peronu stał mój przyszły mąż. Roześmiany i szczęśliwy machał świeżo zakupioną różą, jak na pochodzie 1-majowym za komuny, podskakując przy tym i wołając mnie po imieniu. Wszyscy podróżni podążali za jego wzrokiem odwracając się w moim kierunku. Wtedy wydawało mi się to strasznym obciachem, teraz – najpiękniejszym wspomnieniem z tamtego okresu.

Nie mamy wystudiowanych i upozowanych sesji zdjęciowych jak z bajki na tle malowniczego krajobrazu, w pięknym otoczeniu. Gdy braliśmy ślub, nie było tak rozwiniętych usług w branży ślubnej. Byliśmy bardzo młodzi, chcieliśmy być razem i nie liczyła się opinia niezadowolonej teściowej. Nie liczyła się także oprawa ani ślub cywilny (w tamtym czasie nie było ślubów konkordatowych). Nie byłam u kosmetyczki na próbnym makijażu, a włosy upięłam w koczek i przypięłam własnoręcznie zrobiony welon. Mój narzeczony miał na sobie garnitur maturalny. Chcieliśmy stanąć przy ołtarzu, obiecać sobie dozgonną miłość, wierność i wreszcie zasypiać i budzić się obok siebie.

Dzień ślubu pamiętam jakby to było dziś. Telefon od przyjaciółki z LO. W słuchawce szloch i tyle, z mojej strony trzepotanie rzęsami w rekordowym tempie, łzy i powtarzana w głowie myśl „nie płacz, nie płacz”. Tyle czasu się nie widziałyśmy. Dzielił nas ocean, a łączyły wszystkie cudowne chwile razem spędzone.
Ślub był niezapomniany. W otoczeniu bliskich osób, ale i sąsiadów, dalekich znajomych, którzy chcieli po prostu przyjść i pobyć z nami. Mszę koncelebrowało dwóch naszych przyjaciół, świeżo upieczonych kapłanów, którzy udzielali tego sakramentu po raz pierwszy. Równie wzruszeni, jak my mieli ogromną tremę. Wszystko stawało się nowe. Pierwsze wspólne przeżycie. Przecież tydzień wcześniej świętowaliśmy ich prymicje. Przyjacielskie kazanie wygłoszone przez kolegę ze szkolnej ławy będę pamiętać do śmierci. Potem radość świętowania. Przyszli wszyscy zaproszeni goście co do osoby, a nawet ciut więcej nadplanowych i nieoczekiwanie witanych.

To wszystko wraca przy każdej kolejnej rocznicy ślubu. Warto pielęgnować te wspomnienia. Warto obchodzić rodzinnie rocznicę ślubu, opowiadać szczegóły i drobiazgi dzieciom, pokazywać zdjęcia. I to nie tylko dlatego, że to fajne albo, że scala to rodzinę. Takie coroczne święto z Mszą św. dziękczynną za wszystkie wspólnie spędzone lata jest rodzajem świadectwa. Dzieci widzą, że tata i mama są szczęśliwi, nie żałują podjętej przed laty decyzji, by być razem i idą wspólnie przez życie wbrew różnym przeciwnościom. W czasach rozpadów małżeństwa, w czasach, gdzie ludziom ochrzczonym ten sakrament wydaje się być do niczego potrzebny, młodzi nie widzą przeciwwskazań, by także żyć razem bez ślubu. Właśnie w tych czasach trzeba pokazywać młodym, że to ma sens, że sakrament małżeństwa jest gwarancja szczęścia.

Jest to jedyny sakrament, którego nie udziela kapłan. To małżonkowie sprawują go sami w obecności kapłana, który jest urzędowym świadkiem. Do ołtarza zbliża się dwoje ludzi, którzy się kochają i decydują się na wspólne życie. Od ołtarza odchodzą 3 osoby, ponieważ zapraszając Chrystusa do wspólnego wędrowania. On przyjmuje zaproszenie i odtąd będzie im towarzyszył w każdej sytuacji i w każdym dniu.

Bardzo fajne rozmyślania na temat sakramentu małżeństwa znalazłam w sieci autorstwa ks. Edward Stańka, którymi się dla własnych potrzeb wyrywkowo posłużę.
„Ślubuję ci miłość, wierność, uczciwość oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Bóg”. To jest program wspólnego życia.
Warto zwrócić uwagę na to, że jeżeli w sakramencie małżeństwa małżonek próbuje dostosować kroki do drugiego człowieka, rezygnując zupełnie z siebie, to małżeństwo nigdy nie będzie szczęśliwe. Jest bowiem zbudowane na ofierze, na rezygnacji jednego na rzecz drugiego. Szczęśliwe małżeństwo jest możliwe tylko wtedy, kiedy jeden i drugi zrezygnuje ze swojego kroku i stworzą NOWY KROK. Ten nowy krok w duchu miłości, w oparciu o Boże prawo, gwarantuje szczęście małżeńskie.

Warto zastanowić się nad sensem przysięgi małżeńskiej: „Ślubuję ci miłość” mamy mieć na myśli miłość wzajemną, o której Chrystus mówił w Wieczerniku, gdy umywał Apostołom nogi. „Ślubuję ci miłość„, to znaczy gotowość umywania twoich nóg, to znaczy gotowość PRZEBACZENIA. W tym życiu nie da się chodzić z czystymi nogami, ciągle trzeba sobie wzajemnie przebaczać. Małżeństwo jest drogą ciągłego, wzajemnego przebaczania. To jest ta miłość wzajemna objawiona w Wieczerniku przez Chrystusa na przykładzie umycia nóg. Miłość to nie emocja, zauroczenie. One przechodzą i zostaje sama esencja.
„Ślubuję ci wierność”, czyli wyłączność, stuprocentowe zaangażowanie w rozwój tylko tej jednej miłości. Świadomie rezygnuję z każdego nowego spotkania. Rezygnacja z nowego uczucia, które pojawi się na Twojej drodze to świadomy akt woli.
„Ślubuję ci uczciwość”, to znaczy, możesz na mnie polegać, ja cię nie zawiodę. Uczciwość jest fundamentem zaufania; gdzie się pojawia nieuczciwość, czyli kłamstwo, tam znika zaufanie, a małżeństwo karleje.
„Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”, to znaczy, możesz na mnie liczyć do końca mojego życia.
Te słowa wypowiedziane przed Bogiem staje się miarą wielkości człowieka. Drugi może odejść, ale moje słowo — dane przed Bogiem — musi być dochowane.

Podsumowując rozważania zacytuję papieża Pawła VI: „Dla chrześcijańskich małżonków objawy wzajemnej czułości są przeniknięte tą miłością, jaką czerpią oni z Serca Bożego. I gdyby źródło miłości czysto ludzkiej groziło wyschnięciem, jej Boskie źródło jest niewyczerpane, jak niedoścignione są głębokości Bożej czułości. Oto do jak intymnego zjednoczenia, mocnego i bogatego, prowadzi miłość małżeńska”.

Photo: / Foter / CC BY

O autorze

Krystyna Łobos

Żona, matka dwóch synów i córki. Z wykształcenia filolog i piarowiec. Rzecznik Orszaku Trzech Króli w Rzeszowie. Perfekcjonistka na odwyku. Woli pisać niż mówić. Lubi włóczyć się po górach, słuchać ludzi, czytać powieści fantasy oraz dobre komiksy. Uwielbia rodzinne seanse filmowe i długie rozmowy z mężem.
Na Facebooku prowadzi stronę Siemamama

Leave a Reply

%d bloggers like this: