Rodzina

Jak dzikusy…

Nieustająco co kilka dni lub tygodni otrzymuję telefony od telewizji kablowej (której zresztą już nie mam) oraz operatora internetu z ofertą na super, mega wypasioną telewizję. 100, 200 albo i nie wiem ile kanałów, których i tak nie będę mieć kiedy oglądać. Ponieważ ja mam już serdecznie dość tych telefonów, więc przestałam je odbierać, za to mój mąż co jakiś czas ucina sobie z panią lub panem z takiej formy uroczą pogawędkę.

Polega to mnie więcej na tym, że najpierw pani lub pan przez kilka minut opisują zalety oferty, uwypuklając to co zyskamy zamawiając jedyny i niepowtarzalny zestaw 199 kanałów. Potem jest wymieniana długa lista najbardziej popularnych programów. Wszystkiego tego mój mąż wysłuchuje z niezwykłą dla siebie wprost cierpliwością. A następnie super spokojnym głosem informuje panią ” Tylko wie pani, jest taki jeden drobny problem my nie oglądamy telewizji”. Tu następuje taka dość długa niezręczna cisza. Ups tego nie ma w żadnym skrypcie rozmowy. BO jakże to tak, jak dzikusi? Zwykle pani jeszcze jakoś próbuje podtrzymać rozmowę, mówiąc, „ale wie pan tam będzie pan mógł oglądać na jakieś super mecze piłki nożnej”. Na co mój mąż spokojnie mówi „ale ja nie oglądam piłki nożnej”.  Ojojoj. Tu zwykle słyszymy takie yyyyy,aaaaa, yhy to dziękuję i trzask słuchawki.

No naprawdę żyjemy jak dzikusy, bez telewizji od blisko 10 lat. I co gorsza wcale nam jej nie brakuje! I jeszcze książki czytamy a z biblioteki wychodzimy z ogrmną siatką ksiązek dla każdego z naszej pięcioosobowej rodziny. Jak żyć? Coraz więcej znajomych pozbywa się telewizji, wystarczy im film obejrzany razem z internetu raz na jakiś czas.Z radością patrzę na nasze dzieci potrafiące z butelki po napoju czy kartonie zrobić statek kosmiczny i bawić się tak przez długi czas, wymyślając co chwilę nowe scenariusze zabaw.

Ostatnio będąc na wakacjach, poszliśmy zwiedzić pewne nieduże muzeum. Samo w sobie nie jest ono ani wypasione, ani multimedialne ani duże. Raczej skromne z eksponatami, które wydawać by się mogło, dla dzieci nie są jakieś bardzo interesujące. Ot, dokumenty, plany, narzędzia, zdjęcia.

Weszłam z dziećmi i zaczęłam im trochę opowiadać, pokazywać na mapach i planach. Byliśmy jedynymi zwiedzającymi. Po ok 10 minutach podeszła do nas pani tam pracująca i powiedziała: „Jestem ogromnie zaskoczona, ze takie małe dzieci są tak zainteresowane, tym co tu mamy, że słuchają, zadają pytania i chcą oglądać!!! Pierwszy raz coś takiego widzę!”. Cóż, uśmiechnęłam się w sercu i pomyślałam, że brak telewizora, mocno ograniczony dostęp do mądrych bajek robią jednak dobrą robotę. Na koniec pani się spytała czy chcemy obejrzeć 20 minutowy film dokumentalny. Pewnie, że chcieliśmy! Co z tego, że film był gdzieś sprzed 30 lat na starej taśmie VHS:-) Dziecięca ciekawość świata była silniejsza niż nowinki techniczne. Czasem wydaje nam się, że musimy dzieciom zapełnić czas. Tymczasem nuda jest świetnym wyjściem do kreatywności a zabijanie jej tabletem , grami czy pustymi bajkami, powoduje, że owa kreatywność nie ma szans się wzbudzić.

O autorze

Anna Brzostek

Żona i mama czwórki dzieci. We wspólnocie Domowego Kościoła. Edukator domowy oraz redaktor. Przez kilkanaście lat zawodowo zajmowała się komunikacją z klientami i zarządzaniem kryzysowym. Lubi wspólne wieczorne oglądanie filmów z mężem oraz zwiedzanie Polski. Relaksuje się gotując, piekąc chleby i czytając książki podróżnicze oraz żywoty świętych.

1 Komentarz

Leave a Reply

%d bloggers like this: