Świadectwa

Jeden punkt życia

tak rodzinieLekarz nie mógł uwierzyć, że ma przed sobą dziecko, którego historię opisywała książeczka zdrowia. Marek zaczął oddychać dopiero w piątej minucie życia. Po porodzie dostał tylko 1 punkt w skali Apgar.

Marta Dzbeńska-Karpińska: Pani syn Marek ma dzisiaj 30 lat i jest młodym, zdrowym mężczyzną. A jak było na początku?

Maria Ciapierzyńska: To była moja trzecia ciąża. Miałam już córkę. Drugie dziecko urodziło się martwe w piątym miesiącu ciąży. Kiedy zaszłam w ciążę po raz kolejny, lekarz kazał mi bardzo uważać. Na przełomie trzeciego i czwartego miesiąca stwierdził, że zaczyna się dziać coś nieprawidłowego.

Co stwierdzono?

Maria: To był mały powiatowy szpital i w latach osiemdziesiątych nie było tam USG. Nie zaryzykowano przewiezienia mnie na badanie do Krakowa, bo mogłabym dostać krwotoku w karetce, co skończyłoby się tragicznie i dla mnie, i dla dziecka. Założono szew i zostałam w szpitalu już do rozwiązania.  Lekarz ostrzegł mnie, że dziecko może urodzić się przedwcześnie i że jest podejrzenie łożyska przodującego.

W którym tygodniu ciąży syn przyszedł na świat?

Maria: To był 33 tydzień ciąży. 2 stycznia 1984 roku. Wieczorem słuchałam „Koncertu życzeń” i poczułam, że krwawię. Momentalnie zabrano mnie na cesarskie cięcie. Gdy wieziono mnie na salę operacyjną, przeżegnałam się i pomyślałam: „Niech się dzieje wola Boża”. Po operacji pierwszym moim pytaniem było, czy dziecko żyje. Potem dostałam drgawek i ocknęłam się po dwóch dniach.

Jaki był stan dziecka po porodzie?

Maria: Bardzo ciężki. W 10-punktowej skali Apgar dostał tylko 1 punkt. Dopiero w piątej minucie życia zaczął oddychać. Ale pracowało mu serce!

Jakie były rokowania?

Maria: Złe. Kiedy byłam już przytomna, przyszła do mnie znajoma lekarka, która opiekowała się noworodkami, i powiedziała, że dziecko trzeba ochrzcić. Na moją prośbę przyjechał ksiądz i 5 stycznia rano Marek został ochrzczony. Później przyszło najgorsze, stan dziecka był tragiczny: synek siniał, tracił oddech, miał drgawki. Po 30 minutach wszystko minęło i zaczął normalnie oddychać. Po 25 dniach w szpitalu wypisano nas i wróciliśmy do domu.

Czy była Pani świadoma, w jak ciężkim stanie urodził się Marek?

Maria: Gdy byłam w szpitalu, to widziałam go, jak leży w inkubatorze z podłączonymi do główki kroplówkami – zresztą ma po nich do dziś ślady na głowie – ale lekarka mało co mi mówiła. Dopiero gdy Marek skończył rok, przyszła do mnie do domu i wszystko ze szczegółami opowiedziała. W szpitalu słyszałam tylko: „Stan dziecka jest ciężki”. Zresztą lekarze nie wiedzieli, dlaczego nagle zaczęło się wszystko poprawiać. Ja wiem, że to Matka Boża cały czas się nim opiekowała i do tej pory się opiekuje.

Co to znaczy, że był pod opieką Matki Bożej?

Maria: Zawsze Ją prosiłam o ochronę i opiekę nad naszą rodziną. Na poprawę stanu syna nie wpłynęły żadne medyczne zabiegi czy starania. A kiedy miałam krwotok, w tym małym powiatowym szpitalu był akurat na dyżurze lekarz, który mógł przeprowadzić cesarskie cięcie. Proszę Matkę Bożą, aby tak jak opiekowała się Markiem, gdy się rodził, tak i teraz osłaniała go płaszczem swojej opieki.

Czy syn ma świadomość, że Matka Boża ma go w swojej szczególnej pieczy?

Maria: Kiedy był na studiach, powiedział mi: „Wiesz co, mamo, chyba Pan Bóg czegoś ode mnie chciał, że zostawił mnie przy życiu”. Do niego też powoli docierało, że jego los mógł się potoczyć zupełnie inaczej. Kiedyś, gdy prałam mu kurtkę, znalazłam w kieszeni różaniec.

Markowi nic nie dolega. Czy ktoś potwierdził, że jest to coś niezwykłego?

Maria: Gdy Marek miał 4 lata, trafił do szpitala, bo miał komplikacje po przyjęciu antybiotyku. Lekarz, oglądając jego książeczkę zdrowia, zapytał, czy nie pomyliłam książeczek i czy nie mam w domu dziecka z porażeniem mózgowym. Kiedy potwierdziłam, że dokument należy do dziecka, które ma przed sobą, zlecił mu wiele badań. Powiedział, że syn powinien przynajmniej mieć padaczkę. Nie mógł uwierzyć, że ma przed sobą dziecko, którego historię opisywała książeczka zdrowia.

Następny przypadek miał miejsce, gdy Marek chodził do liceum. Nauczycielka od biologii opowiadała, że gdy dziecko nie oddycha przez 3 minuty, to w jego mózgu zachodzą nieodwracalne zmiany. Wtedy Marek zaprotestował. Zabrał ze sobą do szkoły książeczkę zdrowia. Kiedy nauczycielka ją zobaczyła, powiedziała: „To chyba cud”.

Jaki jest Marek?

Maria: Jako dziecko był pilny i zdyscyplinowany. Jako chłopak trochę rozrabiał i nawet miał szytą rękę. Dziś jest 30-letnim mężczyzną. Skończył studia. Pracuje w banku.

O czym pani marzy?

Maria: Chciałabym, żeby Marek się ożenił i miał dzieci.

Maria Ciapierzyńska (60 lat), mama Doroty (38 lat) i Marka (30 lat), babcia Michała (18 lat). Pracuje jako gospodyni na plebanii.

Foto: Marta Dzbeńska-Karpińska

O autorze

Marta Dzbeńska-Karpińska

Z wykształcenia politolog i manager, z wyboru fotograf i dziennikarz. Autorka książki i wystawy „Matki: mężne czy szalone?” Żona i mama trójki dzieci. Fanka czarno-białej fotografii analogowej. Bardzo lubi ludzi, spacery i muzykę, a niekiedy także gotowanie.

Leave a Reply

%d bloggers like this: