Pewne małżeństwo wprowadziło się do nowego mieszkania. Cieszyli się nie tylko nowym M ale także możliwością urządzenia wszystkiego po swojemu.
„Kiedyś rzeczy zepsute naprawiano, a dziś kupuje się nowe” – głosi mądrość ludowa. Tak naprawdę to stan rzeczywisty bowiem producenci w pogoni za zyskiem zmuszają nas – konsumentów – do ciągłego nabywania coraz to nowszych produktów.
Pewne małżeństwo wprowadziło się do nowego mieszkania. Cieszyli się nie tylko nowym „M” ale także możliwością urządzenia wszystkiego „po swojemu”. W kuchni, w nowych szafkach zadomowiły się: zmywarka, płyta grzewcza i piekarnik – wszystko prosto z salonu AGD, pachnące fabryką.
Jako pierwsza zaczęła się psuć płyta grzewcza. Nie był to wielki problem, bo serwis w ramach gwarancji, szybko wymienił wadliwe części. Następnie na listę awarii wpisała się zmywarka. Pierwszą naprawę wykonano jeszcze na gwarancji. Jednak wkrótce po jej zakończeniu usterki posypały się jak z rękawa. Na początku niewielkie, z którymi gospodarz z pomocą instrukcji i Internetu jakoś sobie poradził. Niestety, wkrótce popsuły się „żywotne” podzespoły zmywarki. Wezwany po raz trzeci fachowiec bez ogródek i szczerze powiedział – „Ja mogę wymienić kolejna wadliwą część ale koszt naprawy wyniesie ponad połowę ceny nowego urządzenia. Poza tym, co tu ukrywać, te nowe maszyny są tak skonstruowane aby po 5-6 latach nie opłacało się ich naprawiać.”
Lekko posiwiali gospodarze sięgnęli do niewielkich oszczędności i nabyli nową zmywarkę. Trzy dni po zainstalowaniu zmywarki wszelkiej współpracy odmówił piekarnik, a płyta grzewcza działała tylko w połowie. Gospodarze z nostalgią wspomnieli swoją pierwszą kuchenkę i zmywarkę, które po bez mała piętnastu latach wciąż bezawaryjnie działały na starym mieszkaniu.
P.S. W niedługim czasie płyta grzewcza została wymieniona na nową, zaś zmywarka niecały miesiąc po zainstalowaniu zaliczyła pierwszą, poważną awarię – jeszcze na gwarancji.
Foto: Steve Larkin/Flickr/CC BY 2.0
Leave a Reply