Społeczeństwo

Kobiecość (1)

Muszę na początku zaznaczyć i bardzo mocno podkreślić, że wpis dotyczy ludzi, u których proces kształtowania tożsamości płciowej przebiegał prawidłowo – tzn. nie wystąpiły aberracje chromosomalne, istotne problemy z ekspresją genów ani wydzielaniem hormonów, płeć genotypowa i fenotypowa są tożsame, a identyfikacja płciowa zgodna z płcią biologiczną.

Biologia rozrodu

Wszystko zaczyna się w momencie, gdy jeden z plemników wygrywa wyścig do komórki jajowej. Zależnie od tego, czy zwycięzca kryje w swym wnętrzu chromosom X, czy Y, z komórki rozwiną się odmienne – choć zarazem niezwykle podobne – istoty.

W miarę rozwoju embrionu materiał genetyczny wpływa na różnicowanie tkanek, z których powstaną gonady oraz genitalia. Hormony płciowe towarzyszą rozwojowi człowieka już w życiu płodowym i wpływają na wiele jego cech, w tym na kształtowanie się mózgu, rozwój wspomnianych już wewnętrznych i zewnętrznych narządów płciowych, budowę kośćca, rozłożenie tkanki tłuszczowej na ciele, rozwój gruczołów piersiowych, owłosienie, barwę głosu.

Podział funkcji rozrodczych u ludzi, zwłaszcza w mniej cywilizowanych warunkach niż te, których obecnie doświadczamy, kształtuje się w prosty sposób: mężczyzna zapładnia partnerkę (i zapewnia jej ochronę na czas ciąży i opieki nad małym dzieckiem); kobieta nosi dziecko, rodzi je, karmi, troszczy się o nie (a ponieważ jest w tym czasie po części bezbronna, korzysta z ochrony i utrzymania zapewnianego jej przez mężczyznę).

Większość cech, które sprawiają, że mężczyźni różnią się od kobiet, jest ściśle związana z powyżej opisanym podziałem. Mężczyźni są silniejsi fizycznie, bardziej skłonni do agresji, bardziej skupieni na świecie zewnętrznym, z którego może nadejść zagrożenie i w którym można zdobyć pożywienie i odzież dla całej rodziny. Kobiety są ekspertkami w delikatnym obchodzeniu się z nowonarodzonym dzieckiem, poruszają się z większą niż mężczyźni pewnością w świecie emocji, dbają o relacje. Tak właśnie się uzupełniając mężczyzna i kobieta mogą stworzyć optymalne warunki dla rozwoju dziecka, które wspólnie poczęli.

Natura (nie mylić z biologią!)

Żyjemy w dziwnym świecie. Z jednej strony wszędzie panoszy się materializm, przekonanie o tym, że składamy się tylko z atomów, że nasza świadomość to efekt wyjątkowo skomplikowanej sieci neuronalnej. Z drugiej strony – upieramy się, że nie jesteśmy zdeterminowani przez geny, że możemy całkowicie dowolnie kształtować role w związku i w rodzicielstwie, że to kwestia umowy między dwojgiem ludzi, że jak się chce – można wszystko. Nawet dowolnie sobie wybrać, z którą płcią się identyfikujemy, a potem dostosować do tego swoją fizyczność.

Pojęcie ludzkiej natury (nie mylić z biologią!), która jest rzeczą niemożliwą do zmiany przez człowieka w nim samym, która go w jakiś sposób determinuje, jest współcześnie niemodne. Ale mnie właśnie przekonanie o istnieniu tej natury pozwala zachować tożsamość. Nie mogę być kim zechcę i bardzo mi z tym dobrze – bo dzięki temu wiem, kim jestem naprawdę.

I nie znaczy to, że treść mojego życia ogranicza się do fizjologii. Wręcz przeciwnie: natura człowieka jest cielesno-duchowa, dusza i ciało są w niej w ścisłym związku, tak, że każdy bodziec zewnętrzny i wewnętrzny ma swoje skutki zarówno w jednym, jak i drugim. Nie możemy być w pełni ludźmi bez ciała, zmysłów i gry hormonów, która decyduje o tak wielu procesach fizjologicznych i tak często rządzi naszymi emocjami. Nie możemy być w pełni ludźmi bez ducha, rozumu, woli.

Być człowiekiem, mężczyzną, kobietą

Każde z nas jest przede wszystkim człowiekiem. Ciało i nieśmiertelna dusza obdarzona rozumem i wolną wolą – to nas odróżnia od istot znajdujących się niżej i wyżej w hierarchii bytów. Możemy myśleć, tworzyć i kochać niezależnie od płci, rasy, pozycji społecznej, ponieważ wszyscy jesteśmy ludźmi.

Jednak każdy (prawie każdy) z nas został w momencie poczęcia obdarzony możnością przekazywania życia na jeden z dwóch sposobów: darem płodzenia lub darem rodzenia. Każdy z tych darów wiąże się z całą gamą przystosowań do pełnienia danej funkcji, zarówno w ciele, jak i psychice. A rządzą tym wszystkim hormony. I prawda jest taka, że – nawet jeśli się bardzo staramy – ciężko jest całkowicie zniwelować wpływ, jaki mają na nas hormony płciowe. Ubieranie dziewczynek i chłopców w takie same ubranka i traktowanie ich w identyczny sposób w imię idei równości płci może być bardzo krzywdzące, gdyż dzieci często potrzebują wsparcia w odkrywaniu własnej tożsamości, nie zaś udawania, że różnice po prostu nie istnieją.

Mówi się o rolach płciowych jako o konstrukcie społecznym. Ale ciąża, poród, karmienie piersią nie są konstruktem społecznym. Testosteron (tak szkalowany przez Kayah) też nie. To, że częściej kobieta podejmuje się opieki nad dziećmi, a mężczyzna zarabiania na chleb, jest logiczną konsekwencją odmienności funkcji rozrodczych, nie patriarchalnym uciskiem.

Można oczywiście zrezygnować z realizowania swojego rozrodczego potencjału. Zawsze byli tacy ludzie, tak mężczyźni, jak i kobiety, poświęcający rodzinę dla nauki, sztuki, religii, służenia całej społeczności. Bo często nie da się pogodzić budowania rodziny ze służbą idei; i bynajmniej nie dotyczy to tylko kobiet.

Kobiecość a macierzyństwo

Uważam, że zjawisko kobiecości (męskości także) jest pochodną funkcji rozrodczej; inaczej mówiąc, że kobiecość jest związana z potencjałem macierzyńskim kobiety i z niego się wywodzi.

I chodzi tu przede wszystkim o specyficzną dla kobiet równowagę hormonalną, nie o ich płodność czy stosunek do macierzyństwa. Na hormony nie mamy wpływu (pomijam zjawisko suplementacji), a one na nas mają wpływ ogromny, jak wspomniałam na samym początku: rządzą naszym wyglądem, ukształtowaniem narządów płciowych, cyklem owulacyjno-menstruacyjnym (co akurat czyni znaczącą różnicę w codziennym funkcjonowaniu wielu kobiet w porównaniu do mężczyzn), po części nawet funkcjonowaniem naszego mózgu. A wszystko to ma na celu przygotowanie nas do roli matki.

I mimo iż jestem przekonana, że mężczyźni i kobiety mają więcej cech wspólnych jako ludzie niż odmiennych jako przedstawiciele poszczególnych płci, to jednak różnice między płciami wydają mi się nie do przeoczenia. Różnicami nazywam tu pewne tendencje (które nie muszą się sprawdzać w każdym przypadku, gdy porównujemy daną kobietę z danym mężczyzną), na przykład tendencja do delikatniejszej (co nie znaczy słabszej) konstrukcji fizycznej i psychicznej kobiety, większej łatwości w relacjach, skierowania uwagi „do wewnątrz” zamiast „na zewnątrz”. Nawet różnice w seksualności mężczyzn i kobiet są wyrazem odmiennych funkcji rozrodczych każdej z płci. W przypadku kobiety wszystko to jest poniekąd przystosowaniem do poczęcia, ciąży, karmienia i opieki nad człowiekiem w najbardziej newralgicznym okresie jego życia.

Wydaje mi się, że pogląd który przedstawiam pozwala wyjść poza stereotypy dotyczące płci w odniesieniu do konkretnych osób; właśnie w tej perspektywie kobieta nie musi dla zachowania swojej kobiecości wyrażać się subtelnie, zmysłowo poruszać, nosić sukienek, mieć dużych piersi, wykonywać „typowo kobiecego” zawodu, bo to wszystko wcale nie definiuje kobiecości. Można być kobiecą w spodniach, bez makijażu, bez faceta, bez dziecka. Można. Ale dlatego, że pierwotna, podstawowa różnica między kobietami a mężczyznami polega na tym, że on może zapładniać – a ona nosić, rodzić i karmić. Nie na tym, że on jest silny, a ona słaba, że on nosi spodnie, a ona sukienki, że on poluje, a ona pilnuje domu, że on walczy, a jej się broni. To wszystko można zmienić. Funkcji rozrodczych zmienić się nie da.

Być kobiecą

Doświadczenie macierzyństwa jest mi na razie obce, mimo że bardzo go pragnę. Być może nigdy nie będzie moim udziałem. Czy przez to czuję się mniej kobieca? Jak dotąd nie. Mam pewność własnej tożsamości, nie wątpię, że nawet jeśli moje ciało nie do końca sobie radzi z poczęciem dziecka, to jednak jest przystosowane do ciąży, porodu, karmienia. Dostrzegam też w sobie kobiece ukształtowanie emocjonalności i umysłowości, zainteresowanie światem relacji, skłonność do łagodzenia konfliktów, przykładanie wagi do szczegółów. Także duży wpływ cyklu na codzienne funkcjonowanie. I wiele innych.

Mam też Męża, który stanowi dla mnie jako mężczyzna pewien punkt odniesienia jeśli chodzi o różnice między płciami. I cóż? Żadne z nas nie wpisuje się idealnie w stereotyp; czasem to ja zachowuję się bardziej „po męsku”, czasem to on chętniej podejmuje się „typowo kobiecych” zajęć. Akceptuję w pełni taki stan rzeczy, pamiętając, że przede wszystkim jesteśmy po prostu ludźmi i to pozwala nam się rozumieć i dogadywać. Zarazem odmienność Męża w kontraście do kobiecości, którą w sobie czuję, pociąga mnie i zachwyca. I tak chyba powinno być.

O autorze

Kinga Lubańska

Mam na imię Kinga. To zdrobnienie od germańskiego Kunegunda, które tłumaczone jest jako „walcząca o swój ród” lub „bojowniczka rodu”. Kocham swoje imię, nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego; cenię rodzinę jako konkretną grupę społeczną, którą współtworzę, ale także jako instytucję, i jestem gotowa bronić jej zawsze i wszędzie.

Jestem katoliczką i Polką, a także pielęgniarką i żoną lekarza, najlepszego mężczyzny na świecie. Chciałabym mieć dużo dzieci i uczyć je w domu. Na razie nie mam dzieci, więc pracuję, prowadzę dom, noszę sukienki, układam zdjęcia w rodzinnych albumach i piszę komentarze w internecie.
Prowadzę blog Bojowniczka .

Leave a Reply

%d bloggers like this: