Wiara

Lek na współczesny lęk

Patrząc na zielone topole za oknem czuję że nie będę już w stanie znieść kolejnej jesieni i zimy, gdy stracą liście i pozostaną tylko gołe gałęzie…. Co trwa potem tak długo, tak długo! Tak długo ciągnie się ta zima, w nieskończoność. A gdy przychodzi wiosna, to dzieje się to wszystko tak nagle. Najpierw zauważam z okien tramwaju, jak zazieleniają się od trawki kawałki żywej ziemi, między torami, lub na poboczu. I nagle, przy jakimś wyjeździe poza miasto już jest pełnia lata.

Tym razem wiosna na początku wysłała nam kilka gorących promieni i ciepło się zatrzymało. Podobno w niektórych domach nawet grzano, jak u mojej korespondentki a właściwie u jej córki, w Krakowie. Ale Kraków to zawsze ma szczęście. I  żeby tylko nam nie przenieśli stolicy do tego Krakowa po ostatniej wyborczej serii…

W każdym razie w tym roku wymarzłam się jak rzadko. W zimie tak się nie opatulałam jak tej wiosny. A tu już niebawem lato. I kto to widział?

Zgodnie z zaleceniem kościoła żeby modlić się za pasterzy i ja podjęłam taką modlitwę, za księdza Marcina (było kilku w naszej parafii, więc nie zdradzam tajemnicy o którego chodzi, a on o tym wie). I myślę czasami o nim jak o własnym synu, i martwię się o niego jak o syna. Że gdzieś tam (nawet dość niedaleko…) żyje samotnie, tylko służąc całym sobą ludziom do których został posłany. Kiedyś napisał mi że wakacje spędza też w pewnym klasztorze…. Widzę tych naszych parafialnych księży, tak się składa że do tej naszej parafii trafiają często rekordziści wzrostu. Wszyscy oni są to na ogół mężczyźni postawni, sympatyczni, otwarci na ludzi. I cieszę się że taki kwiat męskości poświęcił się właśnie Panu Bogu. Bo należy Mu się wszystko, co jest najlepsze. Nawet nasz nowy prezydent najpierw pojechał na Jasną Górę podziękować Matce Bożej i oddać się w Jej opiekę, widziałam w Internecie video  z tej wizyty i – co tu mówić – wzruszyłam się.

Z tymi parafialnymi księżmi to jest tak – jak tylko człowiek się do nich przyzwyczai, a nawet zwyczajnie polubi, to zaraz przerzucają ich w inne miejsce. Niektórzy parafianie to nawet za niektórymi księżmi też wędrują. Ale przecież Pan Bóg jest wszędzie i za Nim się nie idzie, raczej idzie się do Niego.

No cóż, rozsmakowałam się w modlitwie. Szczególnie w porannej, zanim zapanuje zgiełk dnia i pochłonie mnie codzienne życie. Modlę się w różnych intencjach, dziękczynnych, ale szczególnie proszalnych. Oj tak. Prosić to ja umiem doskonale.

Myślę nawet, że wiele spraw poszło by innym lepszym torem, gdybyśmy się więcej modlili. Pan Bóg oczywiście potrzebuje naszego podziwu i wdzięczności, w końcu stworzył sporo pięknych rzeczy. Świat, człowieka, stokrotkę, motyla… Ale też ogromnie lubi żeby Go o coś prosić. Bo wtedy człowiek. który prosi, zapomina o swojej pysze i samowystarczalności, nawet heroicznej. I sam uznaje że to nie człowiek jest wszechmocny, ale wszechmocny jest Stwórca.

Zakończę dziś zdaniem z listu Pani Janinki, tak jak i od niej zaczęłam ten tygodniowy cykl. Napisała ostatnio: „Spodobało mi się usłyszane w radiu zdanie: LEKIEM NA WSPÓŁCZESNY LĘK JEST CHRZEŚCIJAŃSTWO.” Pani Janino. Mnie też się to zdanie bardzo podoba.

Foto: pixabay

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: