On sam uważa, że jest tu, u nas – znakiem pokoju. Mostem pokoju pomiędzy trzema narodami: Ukrainą, Rosją i Polską.
Na początek zacytuję wstęp do pięknego tekstu Marcina Witana pt. „Bliskie Kresy” z jednego z numerów tygodnika „Niedziela” . Oto ten fragment:
„Pałace, zamki, dwory, kościoły, kaplice, kamienice, cmentarze nie mogą jak ludzie w czas burzy schronić się w bramie. Są bezbronne. I nie chodzi tu tylko o możliwość ich zniszczenia, lecz także o to, że jako przedmioty martwe – dzieła rąk i myśli – nie mogą przeciwstawić się działaniom i wydarzeniom, na skutek których używane są często dla innych celów, zawłaszczane lub przekształcane. O ludziach, którzy je budowali, mogą świadczyć biernie, trwając. Nie są w stanie nic poradzić na to, że mieszkają w nich już nie dawni, pierwotni gospodarze, lecz ludzie zupełnie inni, obcy, i napełniają je innymi myślami, inną kulturą, językiem, zwyczajami i, co najważniejsze – inną ojczyzną”.
Poznałam kilka lat temu człowieka stamtąd, który już całkiem nieźle nawet mówił po polsku.
Z pewnością w Ameryce z Andrieja powstał by jakiś wielki milioner, bo do takich ludzi należy przyszłość w wielkim świecie. Co więc robi w Polsce? On sam uważa, że jest tu, u nas – znakiem pokoju. Mostem pokoju pomiędzy trzema narodami: Ukrainą, Rosją i Polską. Bo jego rodzina wywodzi się z tych trzech nacji, a on już nie może znieść tych wiecznych waśni i narosłych wiekami nienawiści.
Nie można go opisać tylko kilkoma słowami. Żeby oddać wiernie historię jego dotychczasowego życia oraz dzisiejszy los trzeba usiąść razem z nim na kilka godzin i całkowicie wsłuchać się w jego śpiewny głos. A zapewniam, że można to zrobić, bo gdy opowiada, to jakbyśmy przebywali w zupełnie innym świecie. Choć też jakby trochę znajomym z niedawnej naszej własnej przeszłości.
Andriej urodził się w Winnicy na Ukrainie. Wychowywała go babcia, bo tak postanowiła mama, zanim zmarła udręczona ciężkim życiem z pijącym mężem. Drugi syn pozostał przy ojcu i teraz też pije. Andriej bardzo by chciał mu pomóc i wozi na Ukrainę wieści z Polski o Anonimowych Alkoholikach wierząc, że zaszczepi nadzieję w sercu brata. Bo Andriej wierzy w wiele rzeczy, a przede wszystkim w dobroć człowieka. Pomimo zła, jakie do tej pory najczęściej go od nich spotykało. A może właśnie na przekór temu złu. Bo tu, w Polsce, gdzie teraz przebywa, napotyka na wiele życzliwości i miłości od ludzi nawet całkiem mu nieznanych. Studiuje dwa fakultety – filozofię, bo to go pociąga, ale i teologię – jak mówi: „dla siebie”. Nie ma pieniędzy, mieszka za pomoc w gospodarstwie, a i tak wszystko co mu ludzie dadzą, wiezie do domu dla brata. Zarabia sporadycznie jako tłumacz rosyjsko-ukraińsko-polski, i bierze każdą pracę, jaką może wykonać, byleby tylko przeżyć. A jednak w tym upartym trzymaniu się życia Andriej nie potrafi myśleć tylko o sobie. Wciąż musi komuś pomagać.
Cały czas jego telefon komórkowy dzwoni. Nie ma pieniędzy, więc tylko może odbierać rozmowy. Sam zaś obiecuje dać przyjazny sygnał, że myśli o kimś. Po mieście jeździ na gapę, bo nie ma na bilet. Ale nawet kontrolerzy łamią swoje zasady, gdy usłyszą jego opowieść i zobaczą puste kieszenie i wychudle ciało – puszczają go wolno.
Może ktoś spotka, wędrując po świecie, ten chudy, blady, a jednak pełen życia – Znak Pokoju. Podajcie mu rękę, i spróbujcie się z nim zaprzyjaźnić. Zapewniam, że warto! Serce Andrieja jest bardzo pojemne! Andrieju, odezwij się i do mnie!
Photo: Derek Mindler via Foter.com / CC BY
Leave a Reply