Edukacja

Ministerialny cios w rodziny uczące w domu

Ministerstwo Edukacji chyba myśli, że ED to jest zamykanie dziecka w pokoju i uczenie go bezkosztowo. Kategorycznie nie jest prawdą, że obcięcie subwencji nie uderzy w rodziny. Będzie dokładnie odwrotnie. Edukacja domowa jest rosnącym oddolnym ruchem społecznym i nie może być ignorowana przez rządzących. Tych samych, którzy na swoich wyborczych sztandarach nieśli troskę o rodziny, w szczególności wielodzietne!

Toczy się dyskusja w mediach nt. drastycznego i nagłego (w środku roku) obcięcia subwencji dla uczniów edukacji domowej. Skoro uczeń do szkoły fizycznie nie uczęszcza, a jego rodzice mają fanaberię uczyć go w domu, to należy na nim zaoszczędzić i już. W okrągłych słowach Ministerstwo tłumaczy, że rodzice tego nie odczują i że to tylko urealnienie stawek.

Najwyraźniej Ministerstwo niezbyt się orientuje, jak wygląda edukacja domowa w praktyce i jak szkoły wykorzystywały subwencję. Tłumaczenie, że zdarzały się nadużycia i dlatego trzeba to ukrócić jest niczym innym jak odpowiedzialnością zbiorową. Czy jeśli jeden lekarz bierze łapówki, to płacić mają wszyscy? Od tego są odpowiednie instytucje, by nadużycia ścigać i karać za nie. Winnych, a nie wszystkich.

W powyższej sprawie  odbyło się wczoraj w Ministerstwie spotkanie z edukatorami domowymi. Rodzice bardzo dobitnie mówili o tym, jak dotkliwe i niesprawiedliwe, jak uderzające w rodziny jest rozporządzenie MEN. Lakoniczna informacja na stronie ministerstwa przedstawia jedynie wersję ministerialną, całkowicie pomijając to, o czym mówili rodzice. Niestety potwierdza to tezę, że mimo deklarowanej otwartości na głosy rodziców, ministerstwo wie swoje i będzie się tego trzymać. Obym się myliła. Według relacji jednej z uczestniczek spotkania pani minister Zalewska spytała w jego trakcie „Czyli mamy pozwolić na dalsze okradanie Państwa?„, w odpowiedzi na prośbę o utrzymanie subwencji w dawnej wysokości do końca roku szkolnego. Tak Pani Minister czujemy się okradzeni przez Państwo! Sprawę pogarsza fakt, że uczynił to rząd, któremu wiele rodzin zaufało, że się o nie zatroszczy.

Na spotkaniu ustalono powołanie  grupy roboczej złożonej z przedstawicieli MEN i rodziców, która ma wypracowywać rozwiązania dotyczące edukacji domowej, co daje pewną nadzieję, że nasze dzieci będą traktowane na równi z innymi.

Kategorycznie nie jest prawdą, że obcięcie subwencji nie uderzy w rodziny. Dokładnie odwrotnie, to rodziny ( w większości wielodzietne) poniosą koszty zajęć dodatkowych, które do tej pory były finansowane z subwencji. Jeśli przykładowo koszt takich zajęć w miesiącu wynosił na 1 dziecko 200 zł, to rodzina trzyosobowa poniesie dodatkowo co najmniej 600 zł kosztów. W praktyce będzie to znacznie więcej niż te 600 zł, bo przecież wiadomo, że zajęcia komercyjne dla pojedynczego dziecka kosztują kilka razy więcej niż zajęcia grupowe organizowane przez szkołę.

Edukacją domową jest objętych w Polsce ok 6200 uczniów (+ok 700 w zerówkach). Znakomita większość z tych rodzin (myślę, że co najmniej 60%) to rodziny wielodzietne. Biorą na siebie ogromną odpowiedzialność edukacji swoich dzieci. Zwykle wybierają szkoły niepubliczne, takie, które rozumieją czym jest ED i je wspierają. Tych z rodziców, którzy próbowali zapisać dziecko ED do szkoły rejonowej, zwykle spotykała niechęć, niezrozumienie, uznanie za dziwaków i ogólnie rzucanie kłód pod nogi. Nie po to wybiera się edukację domową, żeby się użerać ze szkołą. Dlatego 85% dzieci edukacji domowej jest zapisanych do szkół niepublicznych, często takich, które w ED się wręcz specjalizują. Nauczyciele są przyjaźnie nastawieni, gotowi do kontaktów i konsultacji w razie potrzeby, często opracowują dla uczniów programy edukacyjne i udzielają niezbędnego wsparcia.

Takie szkoły nie koncentrują się jedynie na egzaminie, ale często oferują uczniom ED zajęcia dodatkowe, warsztaty, możliwość korzystania np. z sali sportowej, basenu. Organizują zjazdy rodziców i są przychylnie nastawieni do ich inicjatyw. Edukacja domowa jest rosnącym oddolnym ruchem społecznym i nie może być ignorowana przez rządzących. Tych samych, którzy na swoich wyborczych sztandarach nieśli troskę o rodziny, w szczególności wielodzietne. W USA ponad 2 miliony dzieci uczy się w domu i są później najbardziej rozchwytywanymi przez prestiżowe uczelnie kandydatami.

Ministerstwo Edukacji chyba myśli, że ED to jest zamykanie dziecka w pokoju i uczenie go bezkosztowo. Dziwne, że urzędnicy nie zdają sobie sprawy, że niektórych przedmiotów wręcz nie da się nauczyć, nie korzystając z pomocy szkoły lub innej zewnętrznej (typu chemia, fizyka, wf, języki obce). Dlaczego dzieci ED mają być pozbawione wsparcia państwa i traktowane gorzej niż dzieci, których rodzice wybrali nauczanie w szkole? Dlaczego rodzice mają być karani za wybór alternatywnej edukacji?

Ciągle mam nadzieję, na zmianę sposobu myślenia urzędników. Na traktowanie nauczania domowego jako równoprawnej opcji do nauczania w szkole. Na takiej samej zasadzie jak jedne dzieci uczęszczają na lekcje religii a inne na etykę. Czekam z nadzieją na wnioski i plany działania wypracowane przez zespół roboczy. Będziemy się sprawie przyglądać i ją monitorować.

Photo credit: Capture Queen ™ via Foter.com / CC BY

O autorze

Anna Brzostek

Żona i mama czwórki dzieci. We wspólnocie Domowego Kościoła. Edukator domowy oraz redaktor. Przez kilkanaście lat zawodowo zajmowała się komunikacją z klientami i zarządzaniem kryzysowym. Lubi wspólne wieczorne oglądanie filmów z mężem oraz zwiedzanie Polski. Relaksuje się gotując, piekąc chleby i czytając książki podróżnicze oraz żywoty świętych.

Leave a Reply

%d bloggers like this: