Wiara

Na skraju drogi…

Coś musi się zmienić. Już dłużej  nie zniesiesz tej niepewności, tego zawieszenia w próżni. Od miesięcy chodzisz napięta, łatwo się denerwujesz. Odruchowo co chwila spoglądasz na zegarek, chociaż nigdzie się nie spieszysz…Czas oczekiwania. Twoje ciało aż drży z niecierpliwości. Mija dzień za dniem i nic. Nagle pojawia się nadzieja. Wierzysz, że teraz, że tym razem – na pewno się uda. Nie udaje się. Jesteś tak rozczarowana, że nie możesz powstrzymać łez. Masz wrażenie, że ktoś, no dobra, nie ktoś, ale sam Pan Bóg złośliwie z ciebie zakpił.
– Widzisz? Mógłbym…ale nie chcę.
Czujesz się tak bardzo samotna, tak bardzo pozostawiona samej sobie. Nie jesteś w stanie skupić się na żadnej  pracy. Gdzieś odeszła wiara, przepadła nadzieja. Zapadły ciemności.
Nagle wraca do ciebie obraz sprzed lat. Stoisz z tatą na skraju ruchliwej ulicy. Rozglądasz się na boki, ale strumień aut nie pozwala wam przedostać się na drugą stronę. Niecierpliwie podskakujesz w miejscu i szarpiesz tatę za rękę. Chcesz już wreszcie przejść przez ulicę, z daleka widzisz plac zabaw, który jest waszym celem.
– Chodźmy już, tato!
– Jeszcze chwileczkę, cierpliwości! Nie chcemy przecież wpaść pod samochód.
Spokój i opanowanie taty, twoja ręka w jego dłoni.
No tak, ale jak trudno być cierpliwym, kiedy jest się starszym od tej dziewczynki o jakieś trzydzieści lat i dokładnie się wie, gdzie chciałoby się dojść. Do miejsca, w którym będziesz już zawsze bezpieczna. Widzisz to miejsce, znasz drogę, ale On trzyma cię za rękę. Nie przełącza światła na zielone. Nie pozwala na twój ruch.
Nie rozumiesz tego. Ludzie dokoła ciebie swobodnie przechodzą na drugą stronę, a ty nie możesz.  Ciebie obowiązuje inny plan, twoją drogę wyznacza inna mapa.
 Najłatwiej jest się zbuntować, zakwestionować Jego prawo do mojego życia. Tyle, że jeśli wyrwę swoją rękę z Jego dłoni, nikt mi nie zagwarantuje, że dotrę do celu. Jeśli odejdę, nikt inny nie zatroszczy się o moje bezpieczeństwo. Nikomu innemu na mnie nie zależy aż TAK.
Zaufanie i cierpliwość. Dwie najtrudniejsze rzeczy na świecie. Zaufanie i cierpliwość, choćby się waliło i paliło… choćby trzęsła się ziemia. To nie ma nic wspólnego z emocjami, moje emocje nieraz mnie zawodzą. To wybór, decyzja podjęta z zaciśniętymi z bólu zębami.
Czas na skraju drogi. Mogę popatrzeć w górę, skupić wzrok na Jego twarzy.
Nie rozumiem. Ufam. Wbrew sobie. Ufam. Z zapuchniętą od płaczu twarzą. Ufam. Kolejny raz. Ufam.
Nie jest łatwo, ale nie jestem sama.  Będzie dobrze. Nie ma innej opcji. Na końcu zawsze jest happy end.

O autorze

Katarzyna Głowacka

Mama piątki dzieci, babcia jednego wnuka; z zawodu doradca rodzinny, z upodobania blogerka (Mama w dużym brązowym domu) oraz nałogowa czytelniczka. Mieszka z rodziną w podwarszawskim Józefowie.

Leave a Reply

%d bloggers like this: