Relacje

Naderwany banknot

Czasami mały problem urasta do dużego, a potem  staje się nawet źródłem ogólnoludzkich rozważań. Tak stało się i tego dnia. Rano przejrzałam swoją portmonetkę, żeby mieć jasność gdzie i w jakiej przegródce mam środki płatnicze. To taki zwyczaj od niedawna, ćwiczenie na pamięć, czy dobrze wiem co mi jeszcze pozostało od ostatniego bankomatu.

Segregowałam dziesiątki i dwudziestki, i naraz w jednej ze zwiniętych  dwudziestek, w środku, tkwiła dziesięciozłotówka, niestety – z felerem. Miała wyraźnie urwaną krawędź na kilka milimetrów. Niby nic, wszystkie numery na banknocie są widoczne, ale przecież nikt mi nie przyjmie w żadnej kasie takiej kancery. Poprzedniego dnia byłam w spożywczym i w mydlarni. Z pewnością to w tym spożywczym, bo czasem tam się mylili, mają duży ruch i klienci też starają się szybko przechodzić. Pewnie mi wcisnęły, stare spryciary, w myśl zasady ze ja stara nie zauważę.

Zaplanowałam sobie drogę, najpierw więc do tego sklepu. Pomyślałam, że podjadę jeden przystanek. Nie ma tramwaju na horyzoncie, ale nigdzie się nie spieszę, to posiedzę na ławeczce. Zaczerpnę powietrza. I machinalnie zaczęłam grzebać po kieszeniach. Po czym odnalazłam oba kwitki kasowe z wczoraj. I co ja czytam? Otóż w spożywczym zapłaciłam całą okrągłą sumę, więc nie mogłam dostać reszty, a z nią i felernego banknotu. To było jasne jak słońce. A na drugim paragonie z kosmetykami było napisane jak wół : dala 50 zł i reszta to trzydzieści kilka. Sprawa też jasna. Tylko tam to się odbyło. W duchu przeprosiłam moje panie ze spożywczaka, chociaż tyle. I podreptałam do mydlarni. Tam były eleganckie młode kasjerki. Zgłosiłam reklamację, legitymując się nawet paragonem. Oczywiście wątpiły czy to się stało u nich, ale jakoś widocznie wyglądałam wiarygodnie, bo jednak uwzględniły moją prośbę by zamienić fatalnego  dziesiątaka na banknot cały. Stwierdziły że i tak każdy powinien  przyjąć taki naderwany też, bo miał numery itd., ale wiadomo jak to jest….

No i w czym tu nauka? Ano że niby wszystko w porządku, niby ważność pozostaje, banknot jest pełnosprawny, ale jakoś nikt nie chce takiej naderwanej kaleki. I odrzuca ją od siebie jak najdalej. Czasami nawet nam się wydaje że sami jesteśmy takimi naderwanymi banknotami, które choć mają pełną wartość, to których też nikt nie chce.

Ta przenośnia jest prosta i jasna. Lecz przecież bywają i inne porównania, jakby z zupełnie innej beczki Oto przeczytałam niedawno na jednym z portali jak to jakaś pani skarżyła się, że dzieci z pierwszego małżeństwa jej obecnego męża nie chcą jej znać. Jej własne dzieci jakoś godzą się z nowym tatą, ale tamte – nie. I ciśnie jej się na usta skarga – co ona im takiego zrobiła ze ją tak źle traktują. Przecież tylko poszła za głosem swojego serca, była taka szczera, i nie chciała żyć w zakłamaniu. Z dwóch rodzin, a właściwie z ich kawałków, powstała trzecia rodzina, tylko jakoś tak na siłę nie daje się do końca skleić.

Nie wyobrażam sobie abym mogła choćby polubić jakąś panią, która by zabrała mojej mamie męża, a mnie tatusia. Na szczęście to nie mnie się przytrafiło, i nie ja mam takie dylematy. I znów zacznę – za moich czasów to nie było takie oczywiste i  powszechne. Rozwód rodziców sprawiał wielki ból wszystkim dookoła, dzieci cierpiały, cierpieli dziadkowie, i pewnie cierpieli też sami sprawcy takich podziałów, bo nie można cieszyć się szczęściem na gruzach i na nieszczęściu innych. I ten banknot z naderwanym rogiem jest doprawdy drobnostką wobec ewidentnych fałszywek.

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: