Świadectwa

O czym jest ta dyskusja?

To, co mnie ostatnimi czasy otacza, to cierpienie i choroba. Z nich rodzą się strach, zwątpienie, niepewność, frustracja, niemoc. Potrafię iść chwilę sama i uronić łez kilka – tak po prostu, bo w końcu mogę; bo dzieci nie patrzą; bo sama przed sobą nie muszę być silna.

I w takim oto moim stanie przychodzi do mnie przez media dyskusja o aborcji, o prawach kobiety, o wątpliwościach lekarzy. A myśli moje nie biegną w tym czasie w kierunku walki z aborcją. Nawet nie w stronę dyskusji z kimś czy o czymś z problemem aborcji związanym. Gdzie biegną? Gdzie je spotykam? Przy moich własnych dzieciach.

Zacznę od końca – myśli biegną do tego dnia, kiedy byłam w 12 tc z moją córką (trzecim dzieckiem z kolei; a właściwie 4, bo jedno straciliśmy we wczesnym etapie ciąży – naszej drugiej ciąży). Krwotok. Ból brzucha. Oczywiste – nie poszłam do pracy. Pojechałam do lekarza. Wizyta. USG na szybko. Lekarz wręczył mi wizytówkę do swojej prywatnej praktyki ze słowami na ustach, że aborcji możemy dokonać tam sprawnie; że nie ma na co czekać; że organizm sam się broni przed chorym płodem. Wtedy mi powiedział, że test przezierności karkowej wskazywał na Zespół Downa. Wstałam. Ubrałam się. Wyszłam. Wizytówki nie zabrałam. Nigdy tam więcej nie wróciłam.

Gonitwa mych myśli wtedy była ogromna. Przecież już nasz syn jest chory. Przecież nie damy rady. Przecież… Ale nie, nie było myśli o aborcji. Nie umiałabym. Tylko dlatego, że jest chore?! ?!?!

I wtedy stanęło mi w myśli pytanie… Czy zabiłabym syna dlatego, że jest chory? Czy zrobiłabym to zaraz po informacji o jego chorobie (był to może 9 miesiąc jego życia, może trochę później). Odpowiedź była oczywista. Jest ciężko. Pragnę ponad wszystko jego zdrowia, szczęśliwego życia dla niego. Robię, co w mej mocy, żeby było mu dobrze. Nie myślę, że jest ciężarem. Nie myślę, że przez niego boimy się wyjechać gdziekolwiek dalej. Nie myślę, że lepiej, żeby go nie było. Samo myślenie, że mogłabym tak myśleć, jest dla mnie nie do pojęcia.

Dlatego poczekaliśmy z mężem na dalsze badania. Dość powiedzieć, że córka jest z nami i jest zdrowa. Urodziła się zdrowa! Oby była zdrowa jak najdłużej. A choć syn dalej choruje. Choć właśnie jesteśmy po nowym rozpoznaniu. Choć przed nami kolejny szpital, kolejne badania, kolejne leki, kolejne lęki… wdzięczni jesteśmy, że jest z nami. Wdzięczni jesteśmy za naszą trójkę dzieci, które z nami są. Wdzięczni jesteśmy za nasze cztery ciąże. Wdzięczni jesteśmy – tym bardziej, że lekarze sugerują, że przez komplikacje z moim zdrowiem, nie powinniśmy mieć więcej już dzieci.

I tu kolejna gonitwa myśli. A co gdyby się pojawiało? Gdybym ponownie zaszła w ciążę? Wbrew sugestiom lekarzy. Wbrew nawet naszym decyzjom.

Obym potrafiła się zachować jak Agata Mróz-Olszewska. I dla Życia zrobiła wszystko, co w mej mocy, aby BYŁO.

Takie właśnie moje małe cierpienia przysłaniają tę całą dyskusję o aborcji – czy to politycznej, czy medycznej, czy społecznej. Dla mnie to nie jest dyskusja o aborcji. Dla mnie to jest dyskusja o życiu!

Photo: @Tuncay via Foter.com / CC BY

O autorze

Sylwia Diłanian

Pedagog, terapeuta, psychoedukator, familiolog, nauczyciel naturalnych metod planowania rodziny. Ukończyła studia magisterskie na Wydziale Pedagogiki Specjalnej Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie oraz studia podyplomowe z Nauk o Rodzinie i z Pedagogiki Opiekuńczo-Wychowawczej. Od 1998 roku pracuje z dziećmi i młodzieżą w kontakcie indywidualnym, placówkach zinstytucjonalizowanych, szkołach różnego poziomu nauczania i typu. Od wielu lat prowadzi szkolenia dla rodziców i rad pedagogicznych, nauki dla narzeczonych oraz terapię i rekolekcje dla małżeństw. Jest członkiem Ruchu Światło-Życie. Prywatnie - szczęśliwa żona i mama trojga dzieci.

Leave a Reply

%d bloggers like this: