Relacje

Odrobina wdzięczności

Dziś u mnie świeci piękne słońce i od razu człowiek ma lepszy humor (tak to już ze mną jest, że jak szaro, buro i ponuro to działam ciut wolniej 🙂 ). Zdarzają się jednak takie dni, że człowiek najchętniej schowałby się pod kocem, bo wszystko go drażni… a zwłaszcza współmałżonek. Owszem, możemy wtedy jęczeć i narzekać, a nawet utyskiwać. Możemy być wredni i nie do życia. Skupić się na złych rzeczach i zamartwiać, jaki to nasz mąż nieogarnięty albo żona zołza. Tylko po co? Wiadomo, że bardziej motywują do działania pozytywne emocje, zachowania, a negatywy nas niepotrzebnie dzielą. Nie oznacza to, że nie należy ich zauważać. Nie. Warto o tym rozmawiać, bo problemy mogą urosnąć do niebotycznych rozmiarów.

Dziś jednak chcę się skupić na czymś innym. Na wdzięczności.

Któregoś pięknego grudniowego dnia rzucił się na mnie, z odmętów internetu, słoik. Słoik wdzięczności. Zaintrygowana postanowiłam poszukać co to jest, jak działa i co, jako żona powinnam zrobić, żeby nasze małżeńskie życie było przyjemniejsze. Nie żeby przyjemne nie było, ale z każdej z nas czasem wychodzi zołza, a z mężów – nieogarnięcie lub inne „cudowne” cechy 🙂

Okazało się, że sprawa jest całkiem prosta. W teorii. Wystarczyło znaleźć słoik i każdego dnia wrzucać do niego karteczkę z podziękowaniem dla współmałżonka za jedną rzecz dziennie. Najpierw szukałam działań spektakularnych. I nic 🙂 W związku z tym zaczęłam szukać drobiazgów, które jak się później okazało, wcale drobiazgami nie są. To są czynności dnia codziennego, które ułatwiają mi życie albo po prostu są dla mnie miłe. Na karteczkach znalazły się podziękowania za odwiezienie dziecka do przedszkola, za kupienie pieczywa na śniadanie, za telefon w ciągu dnia, za miły gest, słowo. Z czasem na karteczkach zaczęły się pojawiać 2-3 wpisy dziennie. Okazało się, że pomimo mojej ogromnej miłości do męża, słoikowy eksperyment pokazał, że mogę dać z siebie jeszcze więcej. Tak, tak. Z siebie. To od siebie zaczynamy. Dopóki nie dostrzeżemy tych drobnych, dobrych rzeczy w naszym małżonku, może się okazać, że gangrena żalu toczy nas od środka. A to prosta droga do pretensji, złości.

Spróbujcie zacząć od siebie. To doświadczenie ze słoikiem pozwala zmienić sposób patrzenia na współmałżonka. Przestajemy mieć pretensje, że dzieci nie są ubrane tak jak trzeba tylko doceniamy, że mąż poszedł z nimi na spacer. Nie narzekamy, że spodnie na suszarce są powieszone za nogawki, tylko dziękujemy, że mąż rozwiesił pranie. Spróbujcie. Warto. Dzięki temu, nawet w smutne i ponure dni, w Waszym domu pojawią się maleńkie promyki słońca.

P.S. Póki co słoik stoi sobie w kuchni, za czajnikiem i dorzucam do niego systematycznie karteczki. Mąż nie czyta 🙂 Ale plan jest taki, że pewnego dnia zaproszę go na czytanie karteczek, bo jak już zmieniłam swoje spojrzenie, to dam mężowi zwrotną informację, że to wszystko sprawia mi ogromną radość. Nasze życie przecież składa się z drobiazgów.

O autorze

Honorata Baran

Żona i mama trójki dzieci. W wolnych chwilach scrapuje i szyje. Lubi piec, gorzej z gotowaniem, ale i z tym sobie radzi :) Szczęśliwa. Z założenia :) Ten typ tak ma :)

Leave a Reply

%d bloggers like this: