Społeczeństwo

Opowieść o Dwunastu Miesiącach. Kwiecień.

Kwiecień budził się wraz z pierwszymi ostrymi promieniami słońca i całymi dniami wędrował po miastach i wioskach, przeplatając ze sobą pozimowy chłód i ciepło dające przedsmak lata. Cierpliwie znosił zmienne nastroje Wiosny, przyzwyczajony do jej obietnic, z których bez uprzedzenia się wycofywała. Rozkapryszona, ale wyczekiwana, i tak wiedziała, że ludzie wybaczą jej wszystko, bo pomimo psikusów, które często płatała i dąsów, miała w sobie piękno, któremu nie sposób było się oprzeć. Kolory i zapachy. Smaki. I energię, jaką dawały coraz dłuższe dni wypełnione tak radosnym śpiewem ptaków, że aż kręciło się od tego w głowie.

Kwiecień lubił ten magiczny czas, kiedy powietrze zaczynało pachnieć tak odurzająco, a jeszcze nieśmiała zieleń po deszczu nabierała takiej soczystości, jakiej pędzel nawet największego artysty nie był w stanie oddać. Świat piękniał z dnia na dzień, a Kwiecień przyglądał się temu przechodząc przez pola i lasy, parki, ogródki i miejskie skwerki, ukwiecając je i kolorując każdego dnia piękniej.

Życie budziło się do życia, wsłuchane w zew natury krążący w krwi, a miłość, jak narkotyk, uderzała do głowy, popychając do szaleństwa i zawiązując na oczach kolorową opaskę, poprzez którą świat odbierany przez zakochanych wygląda inaczej niż ten prawdziwy.

Kwiecień lubił wraz z wiatrem wplątywać się w rozpuszczone włosy kobiet i okręcać dookoła złączonych dłoni zakochanych. Lubił przypadkiem musnąć policzek i zabawić się z rozpiętym płaszczem, który zawsze chętnie ruszał do tańca, kiedy tylko Kwiecień się przed nim ukłonił.

Kaczeńcowa żółć forsycji uśmiechała się jaskrawymi plamkami, wyrastającymi na tle zieleni, a jaśminowe drzewa wypuszczały swoje pączki, obiecując wiązanki białego kwiecia, odurzającego zapachem, z którym rywalizować mogą jedynie krzaki bzów czy majowe konwalie. Wiosna projektowała nowe stroje dla ukochanych drzew, a ożywieni nową nadzieją ludzie pochylali się nad rabatkami, przygotowując ziemię na przyjęcie nowego.

Pamięć o Zimie blakła, a zimowe miesiące pozostały we wspomnieniach, które wsuwano głęboko z obawy przed wyglądającą z nich szarością. Wiosna na dobre zawróciła ludziom w głowach, rozbudzając pragnienia, wyostrzając zmysły i oszałamiając bogactwem, z jakim przychodziła.

Kwiecień rozpędził się, a potem pognał do drzewa i z podskoku rozkołysał się na grubym konarze. Lubił pofiglować z wiatrem i dlatego kwietniowe dni były wietrzne i jeszcze dość chłodne, ku niezadowoleniu tych spragnionych lipcowego ciepła. Był jak wieczny chłopiec – niby młodzieniec, który chce imponować dojrzałością; a jednocześnie spragniony zabawy, jak dziecko, które się szybko nudzi i szuka wciąż nowych niespodzianek.

A tych niespodzianek Kwiecień co roku przygotowywał wiele; niektóre bardziej, inne mniej zaskakujące, ale zawsze nieodmiennie nimi zadziwiał. Bo taki już był – rozkapryszony jak Wiosna, nieprzewidywalny jak pogoda, wietrzny i pełen obietnic, które Maj starał się spełniać, skrupulatnie porządkując bałagan po kwietniowych psotach.

Kwiecień plecień, dni przeplata,

goniąc z wiatrem smugę lata…

 

fot. Marcin Piotr Oleksa

O autorze

Monika A. Oleksa

Pisarka, eseistka, blogerka. Lektor języka angielskiego i businesswoman. Od dwudziestu lat żona Marcina. Mama dwóch nastolatków. Marzycielka z duszą wrażliwą i otwartą na drugiego człowieka. Pisanie jest jej pasją od zawsze.Debiutowała w 2002 roku  zbiorem opowiadań „Uśmiech Mima”. Pierwsza powieść „Miłość w kasztanie zaklęta” ukazała się w 2011 roku, kolejne: "Ciemna strona miłości”, "Samotność ma twoje imię", „Niebo w kruszonce” i „Spacer nad rzeką”. Blog autorki http://magialiterczarslow.blogspot.com/

Leave a Reply

%d bloggers like this: