Społeczeństwo

Pech

Dziś jeszcze jeden list. Posłuchajmy.

„Chciałbym podzielić się z Panią pewnymi doświadczeniami życiowymi, które określane są słowem „pech”. Spotyka się takie powiedzenia: „miał pecha”, „ten człowiek to pechowiec”. I ja też doświadczyłem pewnych przykrych zdarzeń, które nazwałem pechem.

Największym moim pechem jest fakt, że przyszedłem na świat tuż przed wybuchem II wojny światowej. Ale ja, jako mała istota, nie miałem żadnej możliwości, żeby tego pecha uniknąć. Nie znam też osoby żyjącej wtedy w Polsce żeby mogła temu kataklizmowi zapobiec. Takich pechowców były miliony.

Wielokrotnie wracam do moich osobistych przeżyć, które szczególnie utkwiły w mojej pamięci, i oceniam je pod kątem wystąpienia pecha. W roku 1951, jako 11-letni chłopiec, zabrałem ojcu mojemu motocykl, poza jego wiedzą. Uruchomiłem go i pojechałem drogami piaszczystymi  pobliskiego traktu. Na tylnym siedzeniu wiozłem swego kolegę, który pomagał mi w uruchomieniu tego „żelaznego potwora”.

Wracając do domu, złapałem gwoździa na tylnej oponie. Motocykl stracił swoją moc i stabilność, ale żebym nie miał kłopotów z ponownym uruchomieniem go, to nie zatrzymywałem się i jechałem na tym „flaku”, niszcząc dętkę i oponę. Myślałem o tym, co powie mój ojciec, kiedy zobaczy uszkodzoną oponę.

Ojciec przejął motocykl i nie powiedział mi nic, ale po jego minie wiedziałem, że nie mógł być z tego zadowolony, bo to on musiał naprawić to, co ja uszkodziłem.

I do dziś drażni mnie to, że pierwszy raz podjąłem się jazdy motocyklem, i zaraz musiałem trafić na gwoździa i przebić oponę!!! Dzisiaj, po latach, doszedłem do wniosku, że pech prześladuje ludzi, którzy podejmują się działania, do którego nie są przygotowani.

Jedno można powiedzieć, że gdyby człowiek nic nie robił, to może nie narzekałby na pecha. Zdarza się, że ktoś, któremu ufasz, nie uzgadnia z tobą pewnych zamierzeń, i załatwia to poza twoimi plecami. Stawia cię przed faktem dokonanym. Jeżeli ktoś stworzy drugiemu „labirynt”, do którego jest łatwe wejście, a nie ma łatwego wyjścia, to taki ktoś musi błądzić. Ale czy musi?

Żeby uniknąć błądzenia należy nie wchodzić do labiryntu. A więc nie robić tego, nie robić tamtego, nie ryzykować, nie narażać się. Czy można tak przejść przez życie? Uważam, że można, ale co to byłoby za życie. Gdybym rezygnował ze wszystkich pokus życiowych to byłbym „aniołkiem”, ale nie byłbym sobą. Pozostaje więc ciągła walka z samym sobą?

Z szacunkiem Antoni M.”

Poddaję Państwu ten temat do rozważań – co to jest pech? Kogo spotyka? Jakie mogą być jego przyczyny?

Ja osobiście na pecha nie narzekam. Nawet gdy „ucieknie” mi autobus lub tramwaj, stwierdzam, że widocznie „tak miało być”. Co ciekawe, okazuje się potem często, że miałam rację, i że tak zwany los miał dla mnie zupełnie inny scenariusz na tę okoliczność. A po drugie, że czasem „pech” jest jakby ostrzeżeniem, że idziemy niewłaściwą drogą. Jak mi się wydaje, autor listu też chyba przychyla się do tej diagnozy.

A na motorze miałam podobną przygodę, też w dzieciństwie, tylko że zabrałam wtedy motor mojemu bratu. I wylądowałam w krzakach, przy leśnej drodze. Taki to był mój kurs inauguracyjny, pierwszy i ostatni. Nic złego się nie stało.

 

Photo credit: GSofV via Foter.com / CC BY

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: