Społeczeństwo

Piękni ludzie

„Piękni ludzie” – to jedna z kategorii moich felietonów. Opowiadam w nich o ludziach, którzy przechodzą przez życie pozostawiając w ludzkich sercach pokój i miłość. Może nawet czasami pobłądzą, ale któż z nas nie błądzi. Zaś liczy się całkowity bilans. A on jest w takich przypadkach dodatni…

Weźmy taki przykład. Ksiądz Mariusz Bernyś napisał już kilka książek. Mnie wpadła ostatnio w ręce jedna z nich – „Potęga nadziei, opowieść o cierpieniu człowieka i miłosierdziu Boga”. To historie oparte na autentycznych wydarzeniach i osobach spotkanych na duszpasterskiej drodze księdza jako kapelana w warszawskim szpitalu na Banacha. Akurat znam dobrze ten szpital, bo też w nim bywałam więc i środowisko mogę sobie łatwo wyobrazić. Tyle że ja tam byłam jeszcze w czasie, gdy nie było oddzielnej kaplicy, a służył za nią mały pokoik gdzie mieściły się liturgiczne sprzęty. Msze odprawiano na przyległym korytarzu. Gdy ksiądz się nieco spóźniał, już czekaliśmy grzecznie, a on kiedy ukazywał się na końcu korytarza intonował pierwszą pieśń energicznie podążając ku nam z furkotem sutanny. Niegdyś był kapelanem więziennym, więc i jego kazania do nas też miały pewną rubaszną i kategoryczną nutkę.

Potem nawet jak już powstawała kaplica, zmieniali się duchowni,  to często świeciła pustkami, między nabożeństwami. Jak wynika z opowieści – teraz czasami już częściej ktoś w niej przebywa, by porozmawiać z Panem Bogiem lub poszukać księdza.

Ostatnia historia jaką czytałam do było opisane życie jednej z pacjentek. Osierocona w dzieciństwie wraz z trójką rodzeństwa – ich rodzice tragicznie zginęli podczas motocyklowej przejażdżki – miała szczęście że znaleźli się rodzice zastępczy. To byli – siostra ich matki i brat ojca, którzy pobrali się dla dobra tych dzieci.  Sami potem  mieli jeszcze trójkę własnych. Takie to bywały kiedyś życiowe historie. Ja  też znam jeden przypadek, gdy moja nowo poznana rówieśnica także poświeciła swoje życie dla siostry, która tragicznie zmarła pozostawiając tym razem aż szóstkę dzieci, aby im matkować. Wyszła za mąż za ich ojca i postanowiła nie mieć z nim własnych dzieci, żeby te przysposobione nie odczuły jakiejś przykrości. Takie to bywały historie i warto było dla dobra dzieci poświęcić swoje życie. Tak czynią obecnie przybrane matki w wioskach dziecięcych. Tak czynią rodzice poświęcając się dla przysposobionych dzieci. Im warto w ten sposób wypełnić swoje życie.

Ale też dramatycznie przeżywam obecne historie  o pijanych rodzicach którym odbiera się dzieci. O ile się orientuję, alkoholizm jest uznany za jednostkę chorobową. Ma ona swój numer statystyczny. I leczy się ją. A tymczasem tym chorym ludziom przede wszystkim rujnuje się życie i zabiera motywację do leczenia. Może jest to nietypowe spojrzenie, ale podobne także do odbierania dzieci rodzinom ubogim (bo za mało zarabiają, mają za małe mieszkanie, nie mają łazienki….). Zamiast pomóc – zabiera się dzieci, oddając je obcym ludziom. I uważa sprawę za załatwioną. Tym obcym ludziom oczywiście płaci się za te obce im dzieci. Chyba coś tu nie gra? Czy znów muszę zadawać to retoryczne pytanie – a może ja czegoś nie potrafię zrozumieć?…

Jak widać  z ostatnich rządowych posunięć, już w tym drugim przypadku zmitygowano się, i bieda nie usprawiedliwia zabierania dzieci.  A co z osobami chorymi – uzależnionymi? Być może uzależnienie na początku było na własne życzenie, może przez niedojrzałość i z głupoty, ale z czasem stało się prawdziwą chorobą.  Czy z powodu cukrzycy lub złamanej nogi też zabiera się dzieci takim rodzicom?

Jechałam tramwajem 3-go  października. Wracałam od lekarki rejonowej. Akurat w trakcie mojej wyprawy zrobiło się zimno, zaczął padać uporczywy deszcz. Dwie panienki ubrane na czarno, jedna z tablicą na kiju osłoniętą papierem, druga z czarnymi maźnięciami na buzi, najpewniej podążały na czarny protest. Oj, jak żałośnie wyglądały, te śliczne panienki. Takie samotne i jakby smutne w tłumie różnokolorowych pasażerów.

11.10.2016

 

Photo credit: Foter.com

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: