Wiara

Po drugiej stronie mgły

Po drugiej stronie mgły jest tajemnica, której żaden ludzki rozum pojąć nie może, a złudna cisza ma w sobie więcej słów, niż zapędzony i zajęty sobą człowiek jest w stanie usłyszeć.

Po drugiej stronie mgły są obecni ci, którzy pośród nas są już nieobecni. Ci, którzy odeszli z naszego życia, pozostawiając po sobie niemożliwą do wypełnienia pustkę, wiele pytań bez odpowiedzi i brak, którego nie da się uzupełnić, bo on zostaje na zawsze, powodując w nas wyszczerbienie. Tracąc kogoś nigdy nie jesteśmy już tacy sami. Zmieniamy się zasłuchani w ciszę, w której czasem uda nam się ich usłyszeć. Tych, którzy odchodząc, tak naprawdę zostają przy nas, z pobłażliwym uśmiechem patrząc na błędy jakie popełniamy. Oni są już mądrzejsi tą mądrością, której my jeszcze nie rozumiemy, bo po prostu do niej nie dojrzeliśmy.

Otulony mgłą listopad zatrzymuje nas w wędrówce, w której często się zapominamy. Nastraja refleksyjnie i skłania do zadumy nad kruchością życia i tym, dokąd ono prowadzi. Listopadowe dni dają nam czas na wyciszenie i dotknięcie pamięcią serca tych, o których groby dbamy, odwiedzając je i zapalając migoczące światełko, znak naszej obecności będącej jednocześnie symbolem niezapominania. Bo każdy z tych, do których w te listopadowe dni przytulamy się naszą pamięcią, wyrzeźbił w naszym życiu jakiś wzór i zostawił jakąś cząstkę siebie. Jesteśmy kształtowani przez tych, wśród których żyjemy. Często patrzymy na świat ich oczami i choć mamy swoje zdanie w wielu sprawach mniejszej lub większej wagi, nasi bliscy wpływają na nas swoimi opiniami, sposobem życia czy wyznawanymi wartościami. Pielęgnujemy je nawet wtedy, gdy oni odchodzą. Czerpiemy od nich to, co cenne. Pamiętamy to, co dobre. I czasami tak bardzo żałujemy, że nie dbaliśmy o wspólne relacje staranniej, i że o tyle rzeczy nie zapytaliśmy pozwalając, aby rodzinna historia pozacierała się, bo ci, którzy mogliby ją opowiedzieć ze szczegółami, już milczą.

„Dokąd zmierzasz, Człowieku?”, mogliby zapytać teraz oni, stojący po drugiej stronie listopadowej mgły. Dokąd tak biegniesz, potykając się o swoje własne ślady? O co tak nieustannie zabiegasz zatroskany tym, co nieistotne? Posiadanie nie da ci gwarancji szczęścia, a jedyną monetą, za jaką będziesz w stanie przedostać się na drugą stronę mgły będzie po prostu miłość. Ta przyjęta i odwzajemniona; ta bezinteresowna i niezaborcza; ta, dzięki której czyjeś dni, nawet tak ponure jak listopadowe wieczory, zajaśnieją nadzieją i radością obecności człowieka przy człowieku, zaspokojoną potrzebą zrozumienia i wysłuchania, ciepłem nieprzypadkowego dotyku i nieliczonym czasem, poświęconym z podszeptu serca.

To właśnie pamiętamy najwyraźniej, kiedy myślimy o naszych bliskich już nieobecnych. Ich troskę i miłość wyglądającą oczami, za którymi tęsknimy. Ich śmiech i chwile, które łączyły, bezcenne relacje cementujące bliskość. I słowa, które zostają jak przesłanie, te, które głęboko zapadły i zakorzeniły się niemal jak własne, przekazane jak życiowe drogowskazy.

Listopadowe łzy wkomponowują się w często niewypowiedziany żal za tym, że coś przeoczyliśmy, nie domknęliśmy, z czymś nie zdążyliśmy, bo ktoś odszedł za szybko. Tylu wspólnych momentów jeszcze nie przeżyliśmy i spóźniliśmy się z miłością, na którą ktoś czekał. Kolejny listopad uświadamia nam prawdziwość słów księdza Jana Twardowskiego: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.” Ten jeden pośpiech jest nam w życiu potrzebny, żaden inny nie zaspokoi potrzeby miłości, bez której tak trudno żyć…

Ci, którzy odeszli i odważnie spojrzeli w oczy śmierci, wobec której każdy z nas musi stanąć kiedyś twarzą w twarz, nie usiądą już z nami przy wspólnym stole i nie wyprowadzi nas z równowagi ich zachowanie, które być może niejednokrotnie drażniło. Nie usłyszymy już ich głosu po drugiej stronie słuchawki, choć wciąż będziemy go słyszeć w sobie. Im możemy ofiarować jedynie naszą modlitwę, której tak naprawdę potrzebują bardziej niż wieńców, kwiatów i zniczy. Zza zasłony mgły można usłyszeć jednak urywane zdania, dobiegające do nas wraz z szumem drzew, i z wiatrem tańczącym z opadłymi liśćmi. „Pamiętaj o mnie, ale troszcz się o tych, którzy wciąż jeszcze są gdzieś obok. Nie lekceważ i nie zbywaj ich brakiem czasu. Nie zasłaniaj się odległością i własnym  życiem, do którego masz prawo, ale oni są przecież też jego częścią.” Rodzice. Dziadkowie. Ktoś samotny, kogo dom zawsze był dla ciebie otwarty. Wiele jest relacji zaniedbanych, odrzuconych, zlekceważonych. Warto dotknąć tego, póki jeszcze jest na to czas. Póki nie jest za późno.

Tego również uczą nas listopadowe dni refleksji. Pamięci o zmarłych i szacunku do tych, którym jeszcze możemy podarować choćby cząsteczkę siebie, zapewniając ich swoją obecnością, że doceniamy ten wspólny czas, i jesteśmy po to, by kochać.

 

fot. pixabay

O autorze

Monika A. Oleksa

Pisarka, eseistka, blogerka. Lektor języka angielskiego i businesswoman. Od dwudziestu lat żona Marcina. Mama dwóch nastolatków. Marzycielka z duszą wrażliwą i otwartą na drugiego człowieka. Pisanie jest jej pasją od zawsze.Debiutowała w 2002 roku  zbiorem opowiadań „Uśmiech Mima”. Pierwsza powieść „Miłość w kasztanie zaklęta” ukazała się w 2011 roku, kolejne: "Ciemna strona miłości”, "Samotność ma twoje imię", „Niebo w kruszonce” i „Spacer nad rzeką”. Blog autorki http://magialiterczarslow.blogspot.com/

Leave a Reply

%d bloggers like this: