Społeczeństwo

Polska z daleka

Na naszych oczach dawny świat się rozpada, a wszelkie jego objawy są ostro cenzurowane, tak jakby ludzie nie mieli własnego rozumu, by móc to osądzać.

Gdy obserwuję rozwój wypadków na Zachodzie Europy, ten ogrom ludzi przelewających się z Afryki i Bliskiego Wschodu, gdy słucham tych gorących dyskusji, kto i komu powinien pomagać, to bardzo ciężko odczuwam sytuację Francji, która jest mi szczególnie bliska. I nie tylko dlatego, że mam tam dalekich kuzynów, z którymi kontakt się urywa od śmierci rodziców.

Na naszych oczach dawny świat się rozpada, a wszelkie jego objawy są ostro cenzurowane, tak jakby ludzie nie mieli własnego rozumu, by móc to osądzać. Powiem nawet więcej. Już coraz mniej mnie ciągnie nieznany świat, coraz mniej jest miejsc, które jeszcze chciałabym zobaczyć. Natomiast coraz boleśniej odczuwam wspomnienia miejsc, które kiedyś widziałam. A wystarczy obraz w telewizorze, by poczuć na twarzy tatrzański wiatr albi ciepły chłód mazurskich jezior, czy zanurzyć się w biały obłok na helskiej plaży, który nagle nadpłynął od Władysławowa i zakrył wszystko w zasięgu dwóch metrów białą watą. Co za przeżycie!

Pamiętają Państwo, że rodzina za granicą to w niedawnych czasach był po prostu skarb nieoceniony. Te paczki z rzeczami, jakże podobnymi do tych, które obecnie kupuje się na wagę w sklepach zwanych ciucholandami. A wśród używanej odzieży – od czasu do czasu paczuszka prawdziwej kawy, prawdziwa czekolada, a nawet cukier czy mąka. No i – jeszcze rzadziej – francuskie kasztany w puszce. Te znoszone ubrania i skromne produkty żywnościowe wypełniały wielkie dziury budżetowe naszych cieniutkich portfeli. Nawet na bazarach handlowano tymi rzeczami z paczek i zadawano szpanu ciuchami z zagranicy.

Dziś młodzi ludzie nawet nie potrafią sobie wyobrazić skali ówczesnego ubóstwa i ograniczeń. Pamiętam takie momenty gdy moją całą garderobę mogłam wyliczyć za pomocą palców u rąk.

Wśród naszych korespondentów z Francji wyróżniała się jedna osoba. Była to Siostra Amelberga. Jej listy, kartki pocztowe, zawsze towarzyszyły wszystkim rodzinnym wydarzeniom – poprzez tę korespondencję z oddali uczestniczyła w naszym życiu. I zawsze zapewniała o swojej modlitwie we wszelkich intencjach. Modlitwa Siostry Amelbergi to było coś, co ciągle nas otaczało i wspomagało – z dalekiego kraju. Choć to raczej my dla nich byliśmy dalekim krajem. Gdy wreszcie dane mi było tam wyjechać po latach, zapamiętałam tylko maleńką figurkę w habicie, z twarzą skrytą pod wielkim nakryciem głowy, w cieniu. Ten cień spowił już i jej sylwetkę, i pamięć twarzy. Tylko to imię, trochę niecodzienne, ale jakże bliskie, pozostało na zawsze – Amelberga. To ona jest dla mnie uosobieniem prawdziwej Francji. Tej wyciągającej pomocną dłoń do dalekiego człowieka, z innego kraju. Nawet nieznanego osobiście.

Stare francuskie ciuchy już dawno się rozpadły, czekolady zostały zjedzone, a kawa wypita. Nawet po kasztanach nie postał żaden smak. A jednak ślad po modlitwach Siostry Amelbergi wciąż trwa i wciąż jest żywy. I świadomość, że to Ona chyba najwięcej nam pomogła przetrwać wszystkie przeciwności i przygody życiowe, których przecież nie brakowało. I nadal nie brakuje. A mam nadzieję, że nawet teraz, już z nieba, także wciąż czuwa nade mną i moimi bliskimi. Dziś pewnie modliła by się także za biednych ludzi z Afryki, zresztą misje od zawsze kojarzyły się z tym czarnym lądem. I może właśnie za mało się za nie modliliśmy, skoro teraz jest tam tyle przemocy i bólu.

Photo credit: NicoTrinkhaus via Foter.com / CC BY-NC

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: