Relacje

Pomówmy o cierpieniu

Gdybym miała jednym słowem opisać swoje życie to posłużyłabym się tytułem doskonałej autobiograficznej książki Niki Shisler „Kruchość” (polecam wszystkim, którzy szukają nadziei oraz sensu życia i sensu cierpienia).

Kruchość to właściwość fizyczna ciał stałych, polegająca na ich pękaniu (kruszeniu się) pod wpływem działającej na nie siły zewnętrznej. Pękaniu towarzyszy zwykle głośny dźwięk, trzask. Kiedy wydaje się, że wszystko jest na swoim miejscu, że życie jest poukładane, że mogę spokojnie usiąść w fotelu, owinąć się kocem i bezmyślnie pooglądać kolejną romantyczną komedię, pojawia się jakiś fakt, który wyrywa mnie z oceanu mojego świętego spokoju. Wydarzenie, które sprawia, że pod jego wpływem moje życie pęka i kruszy się, a ja „krzyczę i wołam” (Lm 3,8).

Zapytacie o czym mówię? O śmierci córki, o narodzinach niepełnosprawnego synka, o opiece nad umierającą na raka mamą, o ciężkiej chorobie starszego dziecka, o moim zmaganiu z chorobą, o braku pracy, o problemach wychowawczych, o depresji, o braku miłości i zrozumienia… o tym wszystkim, co każdy, chociaż pod inną nazwą, może znaleźć w swoim własnym życiu.

I mimo, że daleka jestem od twierdzenia, że „co nas nie zabije to nas wzmocni”, to jednocześnie wiem, iż każde z tych doświadczeń ma swoją ogromną wartość. Wartość, którą bardzo trudno zobaczyć w chwili, gdy dotyka nas cierpienie, ale która owocuje w naszym dalszym życiu ucząc nas pokory, wrażliwości na innych i miłosierdzia. Strach, który towarzyszy trudnym doświadczeniom jest normalny, tak jak bunt, płacz i żal, a jednak kiedy wspominam minione dramatyczne wydarzenia mojego własnego życia, widzę, jak budowały mnie jako człowieka i jak budowały naszą rodzinę. W każdym z nich widzę rękę Boga, któremu nic i nigdy nie wymyka się spod kontroli.

Kiedy umarła nasza córeczka nagle zdaliśmy sobie sprawę, że nie umiemy znaleźć odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia i oto straciliśmy grunt pod nogami. Pierwszą rzeczą dobrą, jaką wtedy zobaczyłam, było, iż wreszcie mogłam przestać nosić w sobie wieloletni żal do moich rodziców, o to w jakiej psychicznej pustce zostawili mnie po śmierci mojego starszego brata. Bo mając swoje niespełna dziesięć lat poczułam tylko żal i bunt przeciwko tym dorosłym ludziom, którzy nie umieli pozbierać się po utracie dziecka i na długo zamknęli się w sobie, nie dając mi szansy na przebicie się przez ich ból, a zrodzone wtedy emocje przetrwały we mnie całe lata. Drugą dobrą rzeczą było to, że szukając odpowiedzi na kwestię cierpienia, znaleźliśmy dojrzałą miłość do siebie nawzajem w naszym małżeństwie i głęboką miłość Boga do nas.

Pamiętam też czas, kiedy urodził się nasz synek i oto dowiedzieliśmy się, że być może będzie „roślinką” ze względu na wylew krwi do mózgu. On jeszcze leżał na OIOM-ie, kiedy u mnie pojawiła się wstępna diagnoza nowotworu płuc. Szłam długim piwnicznym korytarzem na oddział, gdzie leżał mały i zastanawiałam się, ile razy jeszcze go zobaczę i jak da sobie radę mój mąż z siódemką dzieci, w tym jednym niepełnosprawnym maluchem. Rozważałam wszystkie opcje i czułam kompletną bezradność do chwili, gdy gdzieś w podświadomości pojawiły mi się wszystkie nasze własne przejścia, wszystkie doświadczenia naszych znajomych i myśl, że skoro BÓG JEST, to mogę przestać się martwić, bo to on zatroszczy się o moje dzieci i męża. Moja choroba okazała się sarkoidozą i mimo że nie jest uleczalna, to żyję z nią już ładnych parę lat, w których tamta chwila położenia ufności w Bogu pozwalała mi przechodzić zwycięsko nad kolejnymi bardzo trudnymi doświadczeniami życia.

Teraz, kiedy ktoś pyta mnie, gdzie był Bóg, gdy ludzie ginęli w Oświęcimiu albo jak to możliwe, że On, który jest miłością, pozwala na te wszystkie straszne wydarzenia wokół nas, mogę odpowiedzieć, powtarzając słowa rabina Irvinga Greenberga, że jestem pewna ,iż ”Bóg tam był”. Skąd to wiem? Bo dotykałam cierpienia.

 

Photo credit: The Wandering Angel via Foter.com / CC BY

O autorze

Dagmara Kamińska

Mężatka z wieloletnim stażem, mama siedmiu synów i jednej córki, pisywała na portalu wPolityce oraz Deon. Obecnie studiuje pedagogikę i prowadzi edukację domową niepełnosprawnego syna. Konkursomaniaczka mająca na koncie dziesiątki jeśli nie setki konkursowych nagród, począwszy od domowych drobiazgów, a na samochodzie skończywszy.

Leave a Reply

%d bloggers like this: