Rodzina

Powiedz mi, który się urodziłeś, a powiem ci, kim jesteś

W czasach studenckich bardzo zajmowały mnie teorie opisujące osobowość dzieci urodzonych w rodzinie w oparciu o kolejność ich przyjścia na świat. Pogląd o możliwości wpływu kolejności urodzenia na kształtowanie się osobowości został opracowany już przez Karola Darwina, który uważał, że relacje między rodzeństwem określa rywalizacja o przetrwanie. Jego zdaniem zwierzęta wykształcają ostre pazury i zęby, by wyeliminować spokrewnionych konkurentów, a ludzie tworzą strategie rywalizacji z rodzeństwem o zasoby rodziców. Teoria była później wielokrotnie badana i potwierdzana. Miała też swoich przeciwników. Osobiście w mojej rodzinie wyjściowej nie mogłam jej sprawdzić, bo od siódmego roku życia (tzn. od momentu śmierci mojego starszego brata) byłam już jedynaczką. Niemniej, problem zajmował mnie na tyle, że „grzebałam” we wszelkich dostępnych źródłach i starałam się wyrobić własne zdanie w oparciu o poznane teksty, a także o obserwację znajomych, pochodzących z większych niż moja, rodzin. Jednym z ciekawszych dla mnie opisów, który zdawał się potwierdzać omawianą teorię, był pochodzący z Biblii fragment dotyczący relacji w rodzinie patriarchy Jakuba. Miał on bowiem siedmiu synów, z których najbardziej kochał najmłodszego. Jako ukochany syn – Józef był znienawidzony przez swych braci, gdyż „donosił [Józef] ojcu ich, co o nich mówiono złego”. Ojciec kochał go „najbardziej ze wszystkich synów […], ponieważ urodził mu się na starość”.

Nienawiść braci do Józefa sprawiła, że postanowili go zabić. I w tym miejscu można zacząć obserwować charaktery kolejnych dzieci Jakuba. Ruben – najstarszy, nienawidzący Józefa tak samo jak reszta, ale przez swoją pozycję w rodzinie obowiązkowy i wychowywany na moralistę i „prawnika”, chcąc zaprzeczyć swoim myślom o morderstwie, namawia braci, aby wrzucić Józefa do studni, następnie Juda (kolejny brat), dyplomata i polityk, proponuje, aby Józefa sprzedać w niewolę.

Ta biblijna historia wydaje się potwierdzać teorię Darwina i jego zwolenników o tym, że kolejność urodzeń w rodzinie ma wpływ na to, kim jesteśmy i jak podchodzimy do życia.

Jednak moje własne, prywatne badania i obserwacje podjęłam dopiero w oparciu o doświadczenie i praktykę jaką dała mi pozycja matki wychowującej ośmioro dzieci, a w tym siedmiu synów.

Z jeden strony teoria się potwierdziła. Mój pierwszy syn od zawsze doskonale orientował się w prawach rządzących domowym życiem, w przepisach, w obowiązkach i zasadach. Kolejne dzieci były za to lepszymi mediatorami i lawirantami . Każde z nich umiało „wyczuć pozycję”, którą powinno zająć. Bo jeżeli któryś brat był już „pomocnikiem tatusia”, to kto inny jest potrzebny na stanowisku „lubię gotować z mamą”. A gdy zapytałam kiedyś każde z nich oddzielnie jak sądzą, które dziecko w naszej rodzinie jest najbardziej przez nas, rodziców, kochane, wszyscy bez chwili zastanowienia wskazali najmłodszego.

Z drugiej jednak strony nasza rodzina – zresztą podejrzewam, że tak samo jest w każdej innej – podlega nieustannym zmianom i wewnętrznym przebudowom. Bo oto gdy jeden z najstarszych braci ciężko zachorował i choroba wykluczyła go na długi czas z zajmowanej pozycji, to jego stanowiska domowego „myśliciela” i doradcy młodszego rodzeństwa zajął szybko ktoś następny.

Wydaje mi się, że teoria i praktyka dotycząca omawianej sprawy przenikają się i uzupełniają, a przez to stają się bardzo ciekawym obiektem badań. Dlatego troszkę mi szkoda, że dużych rodzin, w których na świat przychodzą kolejne dzieci, jest coraz mniej. Zastanawiam się obecnie, czy w związku z tym pewne postawy społeczne nie przestaną się kształtować i nie znikną, skoro większość naszego społeczeństwa to jedynacy lub tylko „podwójne” rodzeństwo. Co kolejne pokolenia wyniosą z rodziny i jak wpłynie to na ich życie?

W mojej opinii liczne rodzeństwo uczy bardzo wielu postaw. Nie tylko walki o przetrwanie i siły, ale przede wszystkim jednak miłości. Wrócę tu do biblijnej historii. Kiedy po wielu, wielu latach patriarsze Jakubowi urodził się ostatni syn Beniamin, bracia, którzy mieli już swoje poprzednie trudne doświadczenie nienawiści, tego brata otaczali miłością i gotowi byli zaryzykować dla niego własne życie.

Gdy obserwuję walki toczone przez moje dzieci, często opadają mi ręce, a kiedy widzę ich wzajemne przebaczenia i troskę o siebie, serce mi rośnie. Z jednej strony rywalizują, chcą być silniejsi od rodzeństwa, mieć lepszą pozycję, a z drugiej ewidentnie obrazują hasło „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”.

Kończąc, zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu, który pokazuje, jak kształtowanie postaw w rodzinie wielodzietnej widzi pewien dosyć znany i popularny ojciec:

Więcej znaczy gorzej?

Photo: Foter.com / CC0

O autorze

Dagmara Kamińska

Mężatka z wieloletnim stażem, mama siedmiu synów i jednej córki, pisywała na portalu wPolityce oraz Deon. Obecnie studiuje pedagogikę i prowadzi edukację domową niepełnosprawnego syna. Konkursomaniaczka mająca na koncie dziesiątki jeśli nie setki konkursowych nagród, począwszy od domowych drobiazgów, a na samochodzie skończywszy.

Leave a Reply

%d bloggers like this: