Rodzina

Razem, a jednak osobno

 

Film z linka jest piękny, wzbudza mnóstwo emocji. W pierwszej chwili też się nim zachwyciłam. Pomyślałam sobie, jakie to fantastyczne uczucie kiedy mąż, który pracuje kilka tysięcy kilometrów od domu, może być obecny przy narodzinach potomka. Prawie namacalnie. No właśnie – prawie. Smutne jest to, że technika musi się tak rozwijać, bo jesteśmy coraz dalej od siebie. I to często nie z własnej woli.  Gonimy za pieniędzmi, karierą, samorealizacją. I kiedy te kilka tysięcy kilometrów oddalenia jest jedynym wyjściem, to zrozumiałe, acz trudne dla wszystkich – rodziców, dzieci.

Jednak kiedy głównym celem naszego pragnienia szczęścia stają się pieniądze i wszystko co się z nimi wiąże, to już nie jest tak pięknie. Owszem, fajnie jest móc pozwolić sobie na wiele rzeczy, na wakacje w najdroższym hotelu, na świetny samochód, na apartament na osiedlu, gdzie mieszkają tacy jak my – równie bogaci i równie zapracowani. Tylko czy o to w życiu chodzi?

Zapracowany ojciec wraca zmęczony z pracy, nie marzy o niczym innym tylko o tym, żeby usiąść i odpocząć. Pół biedy jeśli jego praca została za drzwiami firmy i pomimo zmęczenia, jest w stanie wykrzesać z siebie choć odrobinę czasu dla żony i dzieci. O ile dzieci jeszcze nie śpią. Ale jeśli pracuje od rana do późnych godzin popołudniowych,wraca do domu, zjada obiad i siada do drugiej pracy? I siedzi tak zatopiony w książkach, cyferkach, przed ekranem komputera do późnych godzin nocnych. W soboty i niedziele też trudno go oderwać od obowiązków. Wszystko po to, żeby rodzinie żyło się lepiej. Ale czy faktycznie tak jest? Czy to, że dzieciom brakuje ojca, że tęsknią, że będzie to miało ogromny wpływ na ich relacje z ojcem w przyszłości, jest tego warte?

A kiedy zapracowana matka wraca z pracy, zazwyczaj wcześniej niż ojciec, bo ktoś musi dzieci odebrać ze świetlicy, z przedszkola, bo zazwyczaj te placówki nie są czynne do późnych godzin wieczornych. Czy ma na tyle siły, żeby jeszcze poświęcić dzieciom czas? Przecież w domu nie ma obiadu (no chyba, że szczęśliwie dzień wcześniej udało się ugotować na dwa dni), trzeba odkurzyć (szczęśliwi ci, których odkurzacz jest tak samo zakurzony jak reszta mieszkania 🙂 ) i zrobić mnóstwo innych rzeczy, które są pilne, niezbędne. A dzieci przecież zajmą się sobą. Cały dzień się bawiły, więc teraz czas na wyciszenie. Jeśli były w szkole, to czas zrobić lekcje.

Chwała Panu, że znam takie mamy, które sobie z tym radzą. Owszem, padają wieczorem na twarz ze zmęczenia, bo są jak roboty wielofunkcyjne. Jednak w tym pędzącym świecie są w stanie zatrzymać się na chwilę i poświęcić czas swoim dzieciom, pobawić się wieczorem, poczytać książkę. Dopiero potem, jak dzieci już śpią (to one kładą je d łóżek, bo mąż przecież wraca późno) mają czas na ogarnięcie domu. I tak dzień w dzień.

Żyjemy razem, pod jednym dachem, ale często jakby osobno. Kochani Rodzice, może warto usiąść wieczorem i porozmawiać. Ustalić priorytety. Wiem, czasy są straszne, ciężko z pracą, wszystko drogie, etc.  Ale „te czasy” czy „tamte bądź inne czasy” niczym się od siebie nie różnią. Nigdy nie było i nie jest tak, że mamy wszystko podane na tacy. To są nasze wybory. To my musimy zdecydować i stawiać warunki. Może warto porozmawiać z szefem i ustalić, że jeden dzień w tygodniu będzie bez nadgodzin, że chcemy wyjść wcześniej, bo cierpi rodzina, bo chcemy położyć z żoną/mężem dzieci.

Może warto, drodzy Ojcowie, pomyśleć nad zmianą pracy na taką, która oprócz Waszej satysfakcji i radości z wykonywanych obowiązków będzie przynosiła większy dochód, żeby żona (jeśli tego chce) mogła zostać  domu i przebywać z dziećmi, opiekować się domem. Albo żeby miała możliwość pracy na pół etatu, bo i tak dodatkowy etat ma w domu. Dodatkowo nasz rząd funduje naszym dzieciom naukę zmianową i żeby w trosce o nie mogła odprowadzać je przed lekcjami i odbierać tuż po, bo przeładowane świetlice, na których panuje hałas i harmider, nie są najlepszym rozwiązaniem dla dzieci.

Może warto, drogie Mamy, usiąść z kartką i zrobić listę potrzebnych zakupów, a nie wpadać do sklepu i wrzucać do koszyka wszystko jak leci. Może warto kupić jedną parę dobrych butów na sezon, a nie pięć par, które Wasze dziecko założy zaledwie kilka razy. Wiem, wiem, fantastycznie jest mieć buty na podwórko, do przedszkola, na małe wyjście, na  wielkie wyjście. Tylko czy rzeczywiście potrzebne? Przecież pieniądze zaoszczędzone można odłożyć, albo może się okazać, że jedno z Was może pracować jedną, dwie, trzy godziny w tygodniu mniej i więcej czasu spędzicie razem.

Warto to przemyśleć. To są tylko i wyłącznie nasze wybory.

Photo: National Library of Ireland on The Commons / Foter / No known copyright restrictions

O autorze

Honorata Baran

Żona i mama trójki dzieci. W wolnych chwilach scrapuje i szyje. Lubi piec, gorzej z gotowaniem, ale i z tym sobie radzi :) Szczęśliwa. Z założenia :) Ten typ tak ma :)

Leave a Reply

%d bloggers like this: