Społeczeństwo

Rozpoczynam nowe życie

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Mąż, tata czwórki dzieci, zaangażowany w to co robi, pewnego dnia wrzuca na FB takiego posta:

„Kochani Moi! Po dłuższym namyśle nie mogę dalej trwać w tym co teraz. Nie mogę oszukiwać swojego serca. Nie na tym polega miłość.
Dlatego zdecydowałem o zakończeniu mojej przygody z rodziną.
Rozpoczynam nowe życie.
Od teraz będę * (tu można wstawić różne wersje – np. zajmował się interesami na warszawskiej giełdzie, realizował swoje pasje, żył samotnie w Bieszczadach, tworzył związek z moją kochaną Zdzisławą).
Wierzę, że rozumiecie moją decyzję, dojrzewałem do niej długo, wszystko dobrze przemyślałem i przemodliłem. Wierzę, że Pan Bóg chce ode mnie teraz czegoś innego.
Do zobaczenia w nowym, innym, lepszym życiu!”

Pod postem następuje lawina komentarzy, setki serduszek, uśmiechów, może ze dwa głosy zdziwienia i oburzenia. Ludzie gratulują, proboszcz życzy powodzenia, rodzice i rodzeństwo wspierają duchowo, większość pisze, że najważniejsze to być w zgodzie ze sobą i realizować swoje pasje. Są też życzenia Bożego błogosławieństwa i powodzenia na nowej drodze życia.

Szokujące? Nieprawdopodobne?

Ależ skąd!

Zamieńcie sobie tylko ojca rodziny na księdza, gratulujących na parafian, proboszcza na szafarza (!!) i siostrę zakonną (!!) , rodziców i rodzeństwa zamieniać nie trzeba… Dalej szokuje?
No niestety tym razem to już nie wersja demo na potrzeby artykułu tylko wersja real, którą miałam okazję kilka razy oglądać i obserwować, a nawet pozwoliłam się oburzyć w jakimś poście. Myślę, że na około  grubo ponad sto komentarzy byłam może w trójce, może w siódemce osób nie gratulujących decyzji.

Dwadzieścia lat temu  taki ojciec rodziny chwalący się swoim odejściem, czy kapłan zrzucający sutannę, zapewne nie miałby wsparcia z zewnątrz, własny ojciec mógłby go co najwyżej wykopać z domu i posłać do Papieża po przeniesienie do stanu świeckiego.
Tak rozmiękczyły nam się sumienia, że zło nazywamy realizacją siebie, grzech – pasją.

Wysyłając dzieci do wczesnej komunii świętej, dostałam wymogi minimalne jakie muszą spełniać by być dopuszczonym do stołu Pańskiego. Jeden z nich brzmiał – mieć poczucie grzechu. Skoro sześciolatek jest w stanie mieć takie poczucie i wręcz wymaga się tego od niego, to co się stało z kapłanami w wieku lat – dziestu, że po długiej formacji takie poczucie utracili. Co się stało z ich otoczeniem, co się stało z nami, że grzechu nie widzimy a nawet mu przyklaskujemy?

 

O autorze

Anna Brzostek

Żona i mama czwórki dzieci. We wspólnocie Domowego Kościoła. Edukator domowy oraz redaktor. Przez kilkanaście lat zawodowo zajmowała się komunikacją z klientami i zarządzaniem kryzysowym. Lubi wspólne wieczorne oglądanie filmów z mężem oraz zwiedzanie Polski. Relaksuje się gotując, piekąc chleby i czytając książki podróżnicze oraz żywoty świętych.

Leave a Reply

%d bloggers like this: