Społeczeństwo

Gdzie są dziś ludzie z oazy?

Jakiś czas temu artykuł o podobnym tytule, zamieszczony w jednym z katolickich tygodników, przykuł moją uwagę. Ponieważ od dłuższego czasu zastanawiałem się nad tematyką dalszych losów byłych oazowiczów, postanowiłem zakupić ten numer i przeczytać tekst. Bardzo się zawiodłem, ponieważ okazało się, że nie był to reportaż o pokręconych losach dawnych uczestników oazowej formacji, lecz zbiór celebrytów, którym się w życiu udało (osiągnąć sukces), a którzy kiedyś należeli do ruchu Światło-Życie. Do dziś pamiętam tylko twarz pana Zubilewicza, który teraz – może właśnie dzięki oazie – przekazuje informacje o pogodzie na kanałach TVNu.

A tekst na temat tego, co stało się z ludźmi oazy, mógłby wyglądać z gruntu inaczej. Piszę to, bo zarówno ja, jak i moja żona, mamy wielu znajomych wywodzących się z tego środowiska – lub środowisk jemu pokrewnych. I widzimy, jak bardzo komplikują się losy tych ludzi. Można swobodnie powiedzieć, że silną wiarę i zaangażowanie w życie Kościoła katolickiego zachowuje nie więcej niż 10% byłych oazowiczów.

Oczywiście wśród nastolatków jeżdżących na wakacyjne rekolekcje można wyróżnić i tych naprawdę zapatrzonych (często bardzo emocjonalnie) w Boga, i tych szukających przygód, przyjaciół czy sympatii. Nie jest jednak regułą, że tylko ci drudzy odchodzą od Kościoła. Im bliżej byli Boga w młodości, tym większym zaskoczeniem okazuje się ich całkowity zwrot, ale nie oznacza to, że stanowią wyjątek.

Ciekawostką jest, jak bardzo ekstremalną zmianę poglądów reprezentują ci, którzy wydawali się najbardziej sympatyczni, dający słabszym nadzieję i świadectwo wiary. Część z nich – obrażona na dawne środowisko – zostaje walczącymi antyklerykałami, krytykującymi domniemaną hipokryzję księży i osób wierzących. Pojawiają się przypadki osób szukających emocji i spełnienia poza Kościołem – w innych grupach wyznaniowych, często również sektach. A są i tacy, którzy jako nastolatkowie nie rozumieli tych nielogicznych dla dzieciaków dojrzewających w rozerotyzowanym świecie zasad, jak choćby wstrzemięźliwość przedmałżeńska czy odrzucenie antykoncepcji. We wczesnej dorosłości zaczynają się gubić, zachodzą w ciążę (lub doprowadzają do ciąży – w przypadku mężczyzn) i angażują się w nie do końca świadomie założony związek, albo zostają samotnymi matkami. A w efekcie zaplątania się we własne grzechy, odchodzą od kościoła i zapominają o Bogu. Potrafię również wskazać tych, którzy zwyczajnie ochłonęli, zobaczyli że Kościół nie jest jednak taki „cool” jak się wydawało, i zlaicyzowali swoje życie – chociaż ślub katolicki wezmą, a może i do kościoła pójdą co niedzielę.

Skąd taki przykry rozwój wypadków? Nazwałbym to efektem wyczerpania emocji. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że młodzież oazowa to właściwie wyłącznie nabuzowane hormonalnie nastolatki. Okres dojrzewania to czas pierwszych „erotycznych” miłości, czas huśtawek emocjonalnych i wielkich euforii. Dlatego oazowe nauczanie pada na podatny grunt – dzieciaki jak gąbka chłoną wszystko, co jest „dżezi”, „trendi” i „cool”, czyli ogólnie mówiąc: fajne. A Jezus Chrystus może być fajny, jeśli zgasi się światło, zagra na gitarze i zaśpiewa kilka oazowych hitów. Przyznaję – sam uwielbiam emocjonalny klimat oazowych wieczorków, dźwięk gitary i smętne, wyciskające łzy z oczu melodie. Sam wspominam grającą na gitarze w ciemnym kościele koleżankę, w której – właśnie tam i wtedy – się zakochałem. Bo miałem naście lat i wszystko tak na mnie działało. Zakochanie nie było trwałe, ale rozumiem dlaczego dziewczyny zakochują się i łączą w związki z chłopakami na wakacyjnych rekolekcjach. W całym tym klimacie zatopione jest nauczanie o Chrystusie i przyjmowanie Go jako swojego Pana i Zbawiciela. I znowu – część osób podejmie tę decyzję w gigantycznej euforii, a część nie zrobi tego, bo akurat przeżywa dół i czuje się niegodna. To właśnie jest nastoletnia huśtawka hormonalna.

Przypomina mi się scena z rekolekcji oazowych I stopnia. Przeżywałem je już z żoną, jako członkowie Domowego Kościoła. Omawialiśmy wyższość woli i rozumu nad uczuciami, które są piękne i ubogacające, ale nie są związane z nami, tylko przychodzą do nas z zewnątrz. I mówiliśmy o tym, że wiara wynika z rozumu i woli, a nie z uczuć. Zwróciliśmy wówczas uwagę na to, że I stopień oazy przechodzą też nastolatki. I że przechodzą również przez ten etap – etap ustalania, że wiara to decyzja, a nie emocja. I popadają w emocjonalny zachwyt nad tą rzeczywistością – i przyjmują ją wszystkimi swoimi uczuciami. Czyli tak naprawdę nie osiągają momentu decyzji, a tylko ekscytują się możliwością decydowania.

A potem trzeba zacząć dorosłe życie. Burza hormonów się kończy i pora na serio decydować, co się będzie w życiu robiło i w co się będzie wierzyło. I nagle okazuje się, że trzeba by zaakceptować zakaz seksu przedmałżeńskiego, antykoncepcji, nakaz dawania świadectwa czy najbardziej pierwotne przykazanie Boga: rozmnażanie się i zaludnianie ziemi. Na początku jeszcze uczucia się bronią – w zderzeniu z trudną rzeczywistością byli oazowicze przypominają sobie, jak fajnie jest na rekolekcjach czy na pielgrzymkach do Częstochowy. Próbują przywołać te myśli, żeby nie odejść od Kościoła, bo Kościół musi być „cool”. Potem jednak ostatnie uczucia się rozmywają i – jeśli decyzja o przyjęciu Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela nie była trwała – pozostaje szare życie, w którym Bóg nie jest już rzeczywistością. Sekty czy ruchy antyklerykalne potrafią zagospodarować to uzależnienie młodych od emocjonalnych zrywów, których nie osiąga się już w Kościele katolickim w dorosłym życiu. I tak oto pojawiają się setki, a nawet tysiące osób, które nie rozumieją, czemu Kościół, który był tak fajny kiedy mieli 15 lat, przestaje być fajny kiedy mają 25. To są właśnie byli oazowicze, zupełnie inni niż ci sympatyczni chłopcy i radosne dziewczynki sprzed lat.

Oczywiście nadal pozostaje to 10% oazowiczów, którzy rozumieją, co znaczy, że wiara jest decyzją i nie wynika z uczuć. Oni przechodzą w prozę życia z nastawieniem, że już nie będzie tak łatwo, jak było, ale z Bogiem musi być dobrze. Oni pozostają wierni Kościołowi i chętnie dają świadectwo swej wiary. I wcale nie ma znaczenia, czy są prezenterami sczytującymi chmurki z telewizyjnej mapy pogody.

 

Photo credit: Www.CourtneyCarmody.com/ via Foter.com / CC BY-SA

O autorze

Mateusz Gajek

Teolog z wykształcenia, anglista z zatrudnienia, wkrótce również informatyk. Uczy w szkole specjalnej z powołania, marzy o przyszłości pisarza. Mąż i tata trójki dzieci. Lubi czytać, dobrze zjeść i obejrzeć film w towarzystwie małżonki.
Prowadzi bloga maurycyteo.wordpress.com

30 komentarzy

  • Miałam okazję rozmawiać na temat emocjonalnych zapedow młodych oazowiczow wczoraj z pewnym kapłanem. Nie wiem czy aż 90% byłych uczestników związanych z Ruchem Światło-Życie gubi się w życiu, trafia do grup sekciarskich czy też świadomie rezygnuje z drogi chrześcijańskiej. Moje doświadczenie oraz przemyślenia księdza (sluzacego niegdyś w oazie) wskazują na charakterystyczne w pewnym momencie zagubienie się młodych w pieknych idealach oazy. Młodzi wyrwani często z „trudnej” rodziny, niewsprajacej szkoły, odrzucajacej grupy znajomych szukają w oazie uznania, akceptacji i miłości wreszcie. Smakują najpierw przyjaźni, radosci, efektywnego wypoczynku. Jeśli otrzymują zaopiekowanie i troske, zauważenie często pragną wiecej. I w tym miejscu moim zdaniem pojawia się Bóg i jakaś pierwsza odpowiedź człowieka na Boże: kocham Cię. Nie da się ukryć, ze w oazie bywa wiele poranionych i szukajacych miłości osób. Czasami to poszukiwanie jest tak silne i nachalne, ze Bóg ma wiele do zrobienia. Znam też osoby będące w oazie wywodzace się z rodzin kochających. Tacy oazowicze częściej w stylu spokojnym i delikatnym formuja swoje życie. Temat wydaje się być pasjonujacy i chyba tak rozległy, ze warty nie tylko podjęcia dyskusji lecz także bardziej złożonego procesu badawczego.

  • Mam pytanie, gdzie są te badania, kto je przeprowadził i gdzie zostały opublikowane co do tych 90 i 10 % „postoazowiczów”? Interesuję się tym tematem nie ze względu na samych oazowiczów, bo akurat w mojej parafii przekształcili się oni w kolejne kręgi Kościoła Domowego, ale zauważam ten sam trend, o którym Pan pisze, wśród osób, które ukończyły szkoły katolickie, zwłaszcza te niekoedukacyjne i powiem w skrócie – coś jest na rzeczy.

    • Tak ,jest coś na rzeczy ; ja ukończyłam taką szkołę-czułam sięwypuszczonawwypuszczona z seminarium duchownego;Problem ,moim zadaniem polega na podaniu pakietu ideałów w teorii a praktyka i żyjestjestk na misjach ,gorzej …

  • Osobicie znam kilka takich osób które po oazie sa anty. Gdyz byli swiadkami jak np.kobiety przychodzily do księży. Ze maja dzieci itp. Po prostu sie zawiedli. Jestem wierzaca. Ale sama znam osobę ktora ma dziecko z księdzem. Przyjeżdża z nim myśląc ze nikt nie wie ze jest księdzem. Ale kazdy wie bo po wpisaniu w google nawet sa zdjęcia jak prowadzi rekolekcje. Duzo zlego dzieje ze w kościele.

  • Mateusz, szkoda, że nie porozmawiałeś z ludźmi z Oazy. Masz ich tuż obok 🙂 Wielu, bardzo wielu z nich prowadzi normalne życie. Ma rodziny, dzieci, pracę. A to, że czasami ktoś się pogubił? Czy tylko ludzie z Oazy mają zawirowania życiowe? Wiem, że bardziej widzi się porażki, niepowodzenia. Takiej zwykłej relacji z Bogiem, codzienności nie widać. Ty masz takie a nie inne doświadczenia, ja mam inne. I mam też kontakt z tymi ludźmi, którzy mają po 25- 30 lat i nadal są w Oazie. I nadal są jej wierni. Są wierni Chrystusowi. Warto czasami poszukać dalej, głębiej. Ja jestem w tym ruchu 30 lat. Najpierw młodzieżówka potem Domowy Kościół. Jest życie po Oazie, bujne i obfite. Szkoda, że Twoi znajomi się pogubili. Ale nie oceniaj całej Oazy przez ich pryzmat. To niesprawiedliwe.

  • Myślę że teza jest na wyrost. Powiedziałbym te 90% to bardziej ogląd emocjonalny niż racjonalny. Ale pytanie jak najbardziej zasadne.
    Warto wziąć pod uwagę, że formację podstawową, czyli IIIstopień oazy kończą dzieci, tak dzieci około 20latkowie, przed którymi dopiero decyzje jak żyć dalej…

  • Mam podobne odczucia co autor. Pamiętam, gdy miałam te naście lat, to wśród znajomych pojawiło się wiele ciąż. Większość to właśnie dziewczyny z oazy, czasem też animatorki. Wiele osób z oazy dzisiaj wiedzie całkiem inne życie, u wielu jest taka mieszanka – z jednej strony mówię głośno o Bogu, z drugiej moje zachowanie jest bardzo „światowe” (np. długoletnia animatorka wrzuca zdjęcia na fb w niezbyt skromnych kreacjach czy nie widzi nic złego w mocno wydekoltowanej sukni ślubnej w kościele, przed znajomym księdzem, lub mocno broni się przed zajściem w ciążę w małżeństwie). Coś się popsuło, pogubiło. Ja sama zwróciłam się bardziej w kierunku tradycyjnego Katolicyzmu.

  • „Bardzo się zawiodłem, ponieważ okazało się, że nie był to reportaż o pokręconych losach dawnych uczestników oazowej formacji, lecz zbiór celebrytów, którym się w życiu udało (osiągnąć sukces), a którzy kiedyś należeli do ruchu Światło-Życie.”
    Że co????!
    Znaczy jesli formacja oazowa pomaga robić w dorosłym życiu dobre rzeczy, to jest to coś niewartego uwagi i autor się zawiódł?! Nie zawiódłby się gdyby mógł poczytac ” o pokręconych losach dawnych uczestników oazowej formacji”???!
    Pachnie mi to artykułem z tezą. No nic, czytam dalej.

  • Według mnie troche Pan generalizuje. Dla mnie to trochę wrzucanie do jednego worka. Sama jestem byłą oazowiczką. To, że odeszłam z Ruchu wcale nie oznacza, ze przestałam wierzyć i żyć na przekór wcześniej wyznawanym zasadom, nie jestem ani w żadnej sekcie ani tym bardziej nastawiona anty. Zbawienia można dostąpoć nie tylko w oazie.

  • Problemy o których Pan pisze dotyczą całego społeczeństwa a nie tylko ludzi „z oazy”. W moim odczuciu jest to całkiem normalne… Każdy musi kiedyś dostać w ryj od życia, przewrócić się, a potem zacząć na nowo.

  • Strasznie dołujący tekst. I jakoś go bardzo osobiście odbieram. Ja też pojechałam na jedynkę jak miałam naście lat. Też się zakochałam na jedynce jak miałam naście lat, z tą różnicą, że teraz ten chłopak jest moim mężem. I to tak smutnie brzmi.. Tak jakby uczucia na prawdę nie były ważne.
    Co prawda, z większością muszę się zgodzić. Wyjazd na 2 tygodnie z animatorami, którzy nie są o wiele starsi od uczestników (co oznacza w większości mniej barier, mniej autorytetów) sprzyja spędzeniu miłego czasu. Faktycznie jest fajnie. A kiedy trzeba wziąć na siebie konsekwencje wyboru Jezusa jako Pana i Zbawiciela przestaje być fajnie.
    Ale mogę powiedzieć – WARTO! Jak z macierzyństwem – jest ciężko ale warto. 🙂

  • Też mam wrażenie, że autor tekstu pojechał smutkiem i malkontenctwem, czy owe badania w ogóle istnieją – czy Pan tak strzelił? Młodzież przezywa oazy tak jak młodzież powinna przeżywać – radośnie i emocjonalnie -bo taki mają czas!! Wszyscy jesteśmy w drodze nieustającej, ciągłego codziennego nawracania. Wiem, że tej miłości i spotkania z Bogiem -jeżeli ktoś raz posmakował -to zawsze będzie do niej tęsknił i wiedział, że to było to!!! Choć wiadomo, ludzie są ludźmi i grzerszą, plątają i często zgłuszają swoje sumienia. Znam jednak wielu ludzi pooazowych jako wspanialych -prawych -aktywnych -dobrych – wiele zawdzięczających oazie-choc teraz są w innym miejscu -niż np Domowy Kościół. Nuta obrażająca Tomka Zubilewicza zupełnie nie na miejscu.

  • Super temat, podobny do Dorosłych Dzieci Katolików DDK, Jestem po formacji, znam wielu po formacji i uważamy że to było najważniejsze wydarzenie i impuls w naszym życiu. Kążdy ma inną drogę jedni w Domowym Kościele inni po rozwodach, jedni z nas zostali biskupami inni zrzucili sutanny. Wszyscy kiedyś jako neofici, często jeszcze po doświadczeniu Odnowy w Duchu Świętym rzucili się aby z wiarą budować Kościół. Nikt z nas nie wziął pod uwagę że instytucja kościoła, jego urzędnicy, poszczególni ludzie wcale nie będą zachwyceni. Stąd odejścia, stąd dostosowanie się do równego szeregu i PRZEJŚCIA W STAN SPOCZYNKU. ale dalej uuważamy że to było najważniejsze wydarzenie i impuls w naszym życiu !!!!

  • Ehh , dzieciaku! – chciało by się powiedzieć. Myślisz, że jak masz brodę, żonę i trójkę dzieci to już znasz życie i jesteś dorosły? Że próby wiary to już za Tobą? Dożyj sześćdziesiątki to pogadamy. Albo lepiej dziewięćdziesiątki. Albo lepiej do końca życia to pogadamy i zapytamy czy Twoi koledzy i koleżanki z Oazy podołali próbom wiary lepiej czy gorzej od Ciebie. No i możemy się zdziwić.

  • Hm… Myślę, że artykuł w niektórych momentach zbyt mocno i pochopnie ocenia rzeczywistość. Wyrosłam w oazie. Tam odkrywałam Jezusa, Kościół, tam znalazłam pierwszych przyjaciół. Tam dojrzewało we mnie i stawało się coraz wyraźniejszym Boże wołanie. Dziś jestem Siostrą Zakonną. Przeszłam w oazie i czas emocjonalnego zachwytu wiarą, ale i Oaza wychowała mnie, nauczyła jak dojrzewać w wierze. Jestem jednym z 10% szczęśliwców którym się udało? Nie sądzę…

  • Tekst uważam, że jest potrzebny… i tu nie chodzi o procenty, o staże w ruchach, etc… tylko o pokazanie, że jest jakaś luka, że coś po drodze się dzieje, że młodzież w drodze ku dorosłości gdzieś się gubi… Może warto, żeby temat zgłębiły osoby odpowiedzialne za formację. Bo młodzież, w drodze ku dorosłości, gdzieś się gubi, znajdduje inne autorytety… i nad tym trzeba się pochylić…

  • „Bardzo się zawiodłem, ponieważ okazało się, że nie był to reportaż o pokręconych losach dawnych uczestników oazowej formacji, lecz zbiór celebrytów, którym się w życiu udało (osiągnąć sukces), a którzy kiedyś należeli do ruchu Światło-Życie.”
    Że co????!
    Znaczy jesli formacja oazowa pomaga robić w dorosłym życiu dobre rzeczy to jest to coś niewartego uwagi i Autor się zawiódł?! Nie zawiódłby się, gdyby mógł poczytac ” o pokręconych losach dawnych uczestników oazowej formacji”???
    Pachnie mi to artykułem z tezą. No nic, czytam dalej.

  • Ja również wyroslam w oazie jak i mój mąż, cały krag Do w którym jestem, mój brat z bratowa którzy też są w kregu i wielu znajomych z oazy którzy nadal zostali przy Bogu i są w kręgach czy innych ruchach kościelnych. Wielu moich znajomych z oaz wakacyjnych teraz spotykam na oazach DK wakacyjnych lub dniach wspólnot. Nie powiem cześć się pogubila i pare osób nie żyje zbyt mocno wiara i kościołem ale większość stara się być blisko Boga. Dokładnie to z moich znajomych których poznałam na oazach w czasie mojego 6 letniego pobytu w mlodziezowce to tylko o jednej osobie wiem że pogubila się i twierdzi że nie wierzy w Boga ale widać że jest to osoba mocno zagubiona i poszukująca i już w czasie oazy była dziwna.
    W każdym razie my z mężem od 17 lat jesteśmy w DK mamy 6 dzieci wierzymy w Boga i idziemy droga która nam wyznaczył starając się dawać świadectwo.

  • Jak widać po komentarzach chyba autor jest w jakimś środowisku oazowego dołka 😉 ja też już się nie angażuję w ruchu, ale jakoś się nie pogubiłam w życiu, choć mialam rozne zawirowania.oWiara jest dla mnie wciąż bardzo ważna, a też widze jak wielu moich znajomych z oazy jest wciaz aktywnych w roznych inicjatywach religijnych lub w samym Ruchu.
    Druga rzecz, że ktoś kto był na 1-2 rekolekcjach czy kilka latek w parafialnej grupie był tylko kandydatem, więc nie ma co porownywac np. Z kimś kto spędził na formacji 10+ lat

  • Byłam kiedyś w grupie oazowej. U nas to nazywało się oazą choć Krzyży oazowych nie nosiliśmy. Potem była Odnowa. emocjonalne zaangazowanie także. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć ze na etapie oazy i odnowy brakowało mi psychologa, psychologa-psychoterapeuty który by zajął się emocjami które nosiłam. W Kościele mówi się o duszy, a z psychologicznego punktu widzenia psyche-czyli dusza, tego mi brakowało żeby ktoś zająl się moją psyche-duszą, bo duszę ogarniałam będąc w Kościele ale Psyche-duszy nie ogarniałam z psychologicznego-psychoterapeutycznego punktu widzenia. Dlaczego mało mówi się o duszy z punktu widzenia psychologiczno-psychoterapeutycznego. W Kościele. ? Dzisiaj mam problemy ze zdrowiem i z psychologicznego punktu widzenia, nie umiem sobie z nimi poradzić. Nie chodzę do Kościoła. Ja oazowiczka-kiedyś i odnowowiczka.

  • Witam, nie zgodzę się z wami.
    Nazywam sie Paweł, bylem 6 lat w ruchu oazowym, 3 lata animatorem

    Wydaje mi się że nie można ludzi którzy odeszli od wiary, kosicola, nazywac zagubuionymi
    jakim prawem?
    Ludzie Ci czesto odchodza bardzo zdecydowanie tylko dlatego, że naoglądali się z bliska, fali obłudy, zaklamania, sztucznosci, hipokryzji, i zdali sobie sprawę z różnych technik psychomanipulacji którym byli poddawani.

    Czy tacy ludzie, wrócą kiedyś do Koscioła? sami sobie odpowiedzcie na to pytanie

    To że duza czesc z tych osób pochodzi z trudnych środowisk, to jest prawda, ale nie można upraszczać że szukali akceptacji, miłości
    W dużej mierze zostali na to złapani, wykorzytało sie ich słabe puknty, żeby ich do tego środowiska zwabić, oaza to nie jest zwykłe miejsce, w życiu na uśmiech, uczucie, trzeba zapracowac, a tam sztucznie dawało sie to „za darmo”

    to tak jakby wedakarz miał pretensje do ryby że szukała przynęty.

    Oaza to chore miejsce, w normalnym kraju już by dawno poszedł jakiś pozew zbiorowy, poziom psychomanipulacji jest tam az nadto widoczny.

    Mam tez propozycje do wszystkich ludzi ktorzy sie odwroclili od Kosciola, aby uwazali zeby nie przegiac w druga strone.
    Gdy ktoś odchodzi od Kosciola to latwo go zagospodarowac, w innym kierunku, w muzgu jest miejsce które kiedyś wypelnial kościół i teraz jest puste, szanujcie to miejsce i dbajcie o nie

    • Dokładnie, psychomanipulacja jest tam prowadzona bardzo wyraźnie- dokładnie tak, jak ma to miejsce w sektach. Dobrze, że odszedłeś w samą porę.

  • Zgadzam się z Pawłem, że nazywanie tych którzy odwrócili się od Oazy czy Kościoła zagubionymi jest nieuprawnione. Jak to jeden sławny pisarz napisał: Nie każdy kto wędruje jest zagubiony…

    Trafiłam na ten artykuł bo szukałam odpowiedzi na paradoksalnie podobne pytanie: dlaczego dorośli ludzie wciąż należą do Oazy, dlaczego z niej nie wyrośli. I szerzej: dlaczego tak wielu tych, którzy jako młodzi ludzie odczuwali potrzebę rozwoju duchowego, nigdy nie „wypłynęło na głębię” ale 20 lat później wciąż brodzą w bezpiecznym bo dobrze znanym stawiku popularnej religijności.

    Sama należałam, nie do Oazy co prawda, ale do podobnego ruchu wokół kościelnego. Studiowałam też na katolickiej uczelni. Ale wypłynęłam na głębię 🙂 Odmówiłam życia wg norm uzasadnionych strachem, zaczęłam zadawać pytania. Nie tyle ze sprzeciwu wobec Kościoła czy chrześcijaństwa, ale z potrzeby bezkompromisowego poszukiwania Prawdy.

    Dziś nie należę do Kościoła katolickiego, ale nie mam poczucia zagubnienia czy odwrócenia od Boga. Odnalazłąm Boga który jest autentyczną wolnością, który nie boi się pytań zrodzonych w ludzkim umyśle, który nie jest małostkowy i obrażalski. Odnalazłam drogę duchowej dojrzałości. Nie jest to jednak szeroka droga, którą idzie się grupowo, ale wąska ścieżka osobistego rozwoju.

  • „nie wierzę
    nie wierzę w przebudzenia
    do zaśnięcia

    nie wierzę od brzegu do brzegu
    mojego życia
    nie wierzę tak otwarcie
    głęboko
    jak głęboko wierzyła
    moja matka

    nie wierzę
    jedząc chleb
    pijąc wodę
    kochając ciało

    nie wierzę
    w jego świątyniach
    kapłanach znakach

    nie wierzę na ulicy miasta
    w polu w deszczu
    powietrzu
    złocie zwiastowania

    czytam jego przypowieści
    proste jak kłos pszenicy
    i myślę o bogu
    który się nie śmiał

    myślę o małym
    bogu krwawiącym
    w białych
    chustach dzieciństwa

    o cierniu który rozdziera
    nasze oczy usta
    teraz
    i w godzinie śmierci”

    (T. Różewicz, „Cierń”, z tomu: „Regio”, 1969)

    „rzeczywistość
    którą oglądałem
    przez brudną szybę
    w poczekalni

    ujrzałem
    twarzą w twarz

    słaby
    odwróciłem się
    od mojej słabości

    odwróciłem się
    od złudzeń

    na piaskach
    moich słów
    ktoś nakreślił znak ryby
    i odszedł”

    (T. Różewicz, Bez tytułu, z tomu: „Regio”, 1969)

  • A może w formacji oazowej młodzieży brak przejścia od emocjonalnego przezywania wiary do wiary przezywanej jako decyzja i wierność tej decyzji. Wierność decyzji, gdy już nie będzie tak fajnie, gdy będzie bardzo trudno. Trzeba sobie jasno powiedzieć – już nigdy nie będzie tak, jak wtedy gdy mieliśmy naście lat, bo jesteśmy starsi, mamy inne doświadczenia i inne potrzeby. Nie da się całego życia przeżyć na tym, co działało, gdy mieliśmy po naście lat. Przychodzi moment, gdy emocje, nastrój, śpiew na gitarze to za mało. I wtedy trzeba podjąć decyzję – wierzę, choć już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś, a przede wszystkim trzeba budować relację z Bogiem przez modlitwę, czytanie Pisma Świętego i sakramenty.

  • Bardzo ciekawym wątkiem, jest fakt, że jak słyszy się o jakiś sektach, które balansują na skraju katolicyzmu i protestantyzmu, lub są już to wspólnoty wyłączone z KK to w wielu przypadkach ich liderzy mają w swoim CV całą formację oazową za sobą.

    Pokazuje to między innymi, że;
    1) oaza jest wspólnotą charyzmatyczną, w której doświadcza się wiele bodźców psychologicznych (modlitwy uwielbienia, modlitwy wstawiennicze, bardzo wzniosłe pieśni typu „niechaj wstąpi duch twój… tak mnie skrusz, tak mnie złam itp.” różne celebracje, hierarchiczność, kolejne etapy, stopnie”
    Tak czysto po ludzku i fizycznie, to są duchowe wylewy dopaminy w bardzo dużych ilościach, które UZALEŻNIAJĄ! Dodając, że najczęściej jest temu poddawana młodzież w wieku 14-18 lat kiedy buzują w nich hormony, są ciekawi świata, to tworzy się naprawdę pokaźna mieszanka narkotyczna.
    Jeżeli ktoś od tego narkotyku się uzależni, bo będzie go poszukiwał już w większych dawkach.
    Dziś odpowiedzią na to są wspólnoty stricte charyzmatyczne typu, modlitwy o uzdrowienia, wieczory uwielbienia ze wzniosłą protestancką muzyką, spoczynki, mowa w językach, (czyli w skrócie środowiska Marcin Zieliński & podobni)
    Każdy skutek ma swoją przyczyną.

    2) Oaza to 100% sekta destrukcyjna, a jej najgroźniejszą cechą jest to, że jest legalna i wielu kręgach uważana za zwykła poczciwą polską dobrą oazę, prawda jest taka, że wiele dziewczyn i chłopaków z naszej Ojczyzny bardzo utrudnili sobie swoją życiową drogę w tym dniu kiedy po raz pierwszy tam trafili, często poszerz wykorzystanie ich wrażliwości i zwykłej młodzieńczej ciekawości.

    Zapraszam do dyskusji bocian12356@gmial.com

Leave a Reply

%d bloggers like this: