Świadectwa

Sprawa rodzinna

Relacje z Aniołem Stróżem to w moim przypadku trochę sprawa rodzinna. Wiadomo, że każdy porządny katolik wierzy w istnienie Aniołów, a wielu z nich doświadcza ich materialnej i niematerialnej ingerencji w swoje życie. Wielu świętych jest przykładem, że można się zżyć z tymi idealnymi istotami duchowymi, które są pozbawione ciała i wytworzyć mocne więzi z własnym Aniołem Stróżem. Dlaczego? Ponieważ On jest wykonawcą Bożej Woli i do tego został posłany, a ponadto jest obleczony w Miłość jaką Bóg Ojciec nas darzy i jeśli by taki Anioł do nas nic nie czuł sam z siebie, to przez wzgląd na Boga Stworzyciela stara się wypełniać swoją rolę doskonale. Do grona osób, które były w bliskim kontakcie z Aniołami Stróżami można zaliczyć św. Bernarda z Clairvaux, św. Stanisława Kostkę, św. Franciszka Salezego, św. Jana Bosko, czy św. o. Pio.

Są także prości ludzie obdarzeni wyjątkową łaską, którzy mają silne doświadczenie obecności Anioła Stróża. Takim przykładem jest mój świętej pamięci  dziadek Józef. Gdy już choroby i wiek przykuły go na stałe do łóżka, wabił mnie do siebie i prosił usilnie, żebym spisała jego niezwykłe doświadczenia. Były to jedyne prośby dziadka, na których spełnieniu bardzo mu zależało i o które się stale upominał. Nie chciał, żeby jego doświadczenia poszły w zapomnienie. Był to człowiek skromny i małomówny, cichy i pogodnego usposobienia. Twardo stąpający po ziemi. II wojna światowa zahartowała go życiowo. Nie był skłony do wielkich uniesień i rozchwianej emocjonalności, więc potraktowałam jego życzenie z powagą. Wyciągnęłam kartkę i długopis.

Opowiadał mi o swoich, dość częstych, ponadnaturalnych relacjach ze swoim Aniołem Stróżem. Pracował w cegielni. Wracał samotnie nocą do domu po ciężkiej fizycznej pracy na drugiej zmianie. Jego droga wiodła najpierw przez las do pociągu, a potem z pociągu musiał  iść jeszcze do swojej wsi parę kilometrów na nogach. Zdarzało się, że wychodził z pracy za późno i istniało duże ryzyko, że nie zdąży na swój pociąg. Wtedy prosił  o pomoc Anioła Stróża. Pamiętam, jak opisywał, że za pierwszym razem, w momencie, kiedy westchnął do Niego natychmiast zjawił się motocyklista, który przystanął, by zaproponować podwózkę. Na stację zdążyli jeszcze przed pociągiem. Wspominał, że trzymając się motocyklisty czuł się tak, jakby nie dotykał zwykłego człowieka, a gdy schodził z motoru nie miał ochoty go puszczać. Po skończonej podróży postanowił odwdzięczyć się za przysługę. Sięgnął do kieszeni po pieniądze. W tym czasie zobaczył, jak motor wraz z motocyklistą uniósł się w wielkiej światłości do góry i zniknął z oczu.

Podobna przedziwna sytuacja wydarzyła się jakiś czas później, gdy Józef nie miał siły iść po wyczerpującym dniu pracy. Znów serdeczna modlitwa do Anioła Stróża poskutkowała. Ni stąd ni zowąd pojawił się wóz z końmi i woźnica zaprosił Józefa, aby się przysiadł. Zmęczony pracą ponad siły nie wyobrażał sobie jak mógłby się wdrapać na wóz. Wtedy nieznajomy woźnica powiedział: „Złap się tylko mocno i podciągnij”. Dziwna siła podsadziła go do góry i znalazł się na wozie. Woźnica był małomówny i powiedział jedynie: „Zdążysz na swój pociąg”. Dziadek rozglądał się z zainteresowaniem, a że sam jeździł wozem i hodował konie, rzuciło mu się w oczy dziwne zachowanie zwierząt. Były skupione jedynie na jeździe, a ich ruchy nie były swobodne, tylko tak jakby „automatyczne”.

Ulubionym miejscem pielgrzymek dziadka była Kalwaria Pacławska. Tam, co roku jeździł na trzydniowy odpust, trwający od 13 do 15 sierpnia. Podczas jednej z takich uroczystości odpustowych zaczęła odpadać mu podeszwa od sfatygowanego buta. Zmartwiony, że nie będzie mieć w czym wrócić do domu, pomodlił się, żeby nie zgubić podeszwy. Akurat dość mocno popadało i drogi zrobiły się błotniste, a buty całe oblepione błotem. Jakież było zdziwienie, gdy wrócił do domu, a podeszwa nie tylko nie odpadła, ale przywarła tak mocno do buta, że nie sposób było jej odedrzeć.

Ten prosty, pobożny człowiek nigdy nie opowiadał o swoich przeżyciach w wierze. Pewnego dnia tylko napomknął, upewniając się niejako, czy wszyscy widzimy w kościele takie tłumy ludzi stojących przy ołtarzu podczas Mszy św. Nie widzieliśmy…

Kiedyś opowieści dziadka Józefa wydawały mi się bajką, teraz wraz z moimi własnymi doświadczeniami, a także wspominając jego twardy charakter, przestały mnie zadziwiać.

Foto: mmatins/Flickr/CC BY-NC-ND 2.0

O autorze

Krystyna Łobos

Żona, matka dwóch synów i córki. Z wykształcenia filolog i piarowiec. Rzecznik Orszaku Trzech Króli w Rzeszowie. Perfekcjonistka na odwyku. Woli pisać niż mówić. Lubi włóczyć się po górach, słuchać ludzi, czytać powieści fantasy oraz dobre komiksy. Uwielbia rodzinne seanse filmowe i długie rozmowy z mężem.
Na Facebooku prowadzi stronę Siemamama

Leave a Reply

%d bloggers like this: