Dzieci

Stracona okazja w zoo

Dzisiaj byliśmy rodzinnie w zoo. Ślubny ma urlop techniczny czyli na pozałatwianie różnych pilnych, nagromadzonych spraw. Ale udało nam się wykroić trochę czasu pomiędzy załatwianiem i urzędami.

Nasze zoo w ostatnich latach bardzo się rozrosło i wędrować można po nim godzinami, zwłaszcza w  towarzystwie nieletnich, na których o krok czeka Ameryka do odkrycia.

Twierdzę, że jestem oczytana i znam się nieco na tym temacie. Do moich ulubionych w młodości lektur należały „Ogrody zoologiczne Europy” i „Fizjologia ssaków” a w wieku poważniejszym książki Durrella, łowcy i wielbiciela wszystkiego co się rusza. Dodatkowo powodują salwy śmiechu, takiego nie do opanowania. Polecam na wakacje!
(Gerald Durrell! Bo jego starszy brat pisał rzeczy mniej śmieszne:)))

Niemniej, kiedy już udowodniłam mój profesjonalizm (choć z przerażeniem stwierdzam, że w miarę upływu lat dziecinnieję) w tej dziedzinie, mogę się przyznać, że z dziećmi również odkrywałam NOWE.

Czy ktoś na przykład wie co jedzą kangury? No roślinki… Czy aby na pewno, może robaczki?A jak roślinki to jakie? Ano twarde, żeby sobie spiłować siekacze. Albo ile ryb mieści worek pelikana? Ile ryb to nie wiemy, ale 12 litrów. A ile to jest? No zgrzewka mleka. I tu było słychać szum twardych dysków umieszczonych w główkach mego potomstwa. I w końcu zrozumienie w oczach, przeliczyli to w wyobraźni. Mamuś, to dużo!

I nigdy nie widziałam w naszym zoo starych narzędzi rolniczych a dziś i owszem. Stoją w centrum… Dopiero pytania dzieci pozwoliły mi zwrócić na nie uwagę. I musieliśmy wszystko wypróbować. I teraz już rozumiem jaka jest różnica między radłem a pługiem jednoskibowym:)

A wiecie, że są szczekające antylopy? Te pięć godzin to był czas intensywnej pracy umysłowej i zachwytu nad tym jak dzieci postrzegają świat. Dorośli jednak coś tracą dorastając.

Już pod sam koniec wędrówki przegapiłam okazję na wzbogacenie. Byłoby w sam raz na wakacje 😉

Podziwialiśmy żubry, po czym ruszyliśmy dalej. Za ich terenem stał jeszcze piękny pomnik/rzeźba wspaniałego samca, z piękną grzywą, bujnym ogonem i wyraźnym przyrodzeniem. Józio najpierw zapragnął wdrapać się na tego króla puszczy, po naszym zakazie zaczął uważnie oglądać eksponat. W pewnej chwili chwycił żubra za przyrodzenie i gromko oznajmił:
-Mleczko! Tu leci mleczko! Mleczko!
Usiłując się nie roześmiać, nie byłam w stanie wyjaśnić na poczekaniu synkowi różnic w trzeciorzędowych cechach płciowych.

Natomiast nasz syn osiągnął niewątpliwy sukces zwabiając tłumek w pobliże rzeźby i rozbawiając co niektórych serdecznie. I wystarczyłby kapelusz na drobne datki….Zamiast tego zgarnęliśmy naszego odkrywcę , bojąc się co jeszcze odkryje.

Photo credit: Sebastian Lygas / Foter / CC BY-NC-SA

O autorze

Justyna Walczak

Z wykształcenia lekarz, mama 10 dzieci. Pisze ciągle (na blogu), czasami publikuje we Frondzie. Ma na swoim koncie książkę "Dom pełen kosmitów". Czasami towarzyszy przy porodach domowych.

Leave a Reply

%d bloggers like this: