Społeczeństwo

Świecki katolik pisze list do biskupów

Któregoś dnia przeczytałam na stronie Gazeta.pl list świeckiego katolika do biskupów. Nie żebym śledziła tę stronę, bądź czytała tę prasę. Jednak ktoś z moich znajomych udostępnił ten artykuł, potem ktoś polubił (oczywiście na FB) i rzuciło mi się w oczy.

Przyznaję, przeczytałam i oczom nie wierzę. Rozumiem, że takowe listy są świetną pożywką dla idącej w zupełnie innym kierunku wspomnianej prasy, tylko zastanawiam się jaki cel przyświecał autorowi. Zwłaszcza, że list ( z tego co się orientuję) nie został przesłany na ręce przewodniczącego Episkopatu Polski tylko do GW. Rozumiem, że można być rozżalonym, że można tupać nogami, rwać włosy z głowy, bo ten wredny Kościół po raz enty czegoś zabrania, czegoś nie chce zaakceptować. A przecież jest tak fantastycznie kiedy na świecie panuje Sodoma i Gomora. Przecież świat idzie do przodu, jesteśmy tacy postępowi, a Kościół Katolicki jak uparta mała dziewczynka zaparł się i stoi w miejscu. Trzeba go z tego miejsca koniecznie ruszyć. Jak nie prośbą, to groźbą.

Wytkniemy po raz enty Kościołowi Katolickiemu, że gani tych co popierają in vitro, ale ciągle od nich zbiera pieniądze na tacę. Błagam. Proszę się nie ośmieszać. Jeśli ktoś publicznie stwierdza takowy fakt, to możemy o tym dyskutować. Ale jeśli przeciętny Kowalski jest osobą, która popiera in vitro w domowym zaciszu to rozumiem, że osoba zbierająca na tacę powinna każdego po kolei pytać czy popiera czy nie i ew. odmówić przyjęcia pieniędzy. Czyż nie?

Poza tym ta sławetna taca, nie dająca co poniektórym spokoju, w większości przypadków ma konkretny cel – nie jest tak, że ksiądz zbiera i przesypuje sobie do kieszeni. Nie. I wbrew temu co Anonim w swoim liście napisał, nie jest to też opłata za udział w Eucharystii. Osobiście większej bzdury nie słyszałam. Poza tym ofiara jest dobrowolna – można dać ile się chce i można nie dać wcale. Nikt nie będzie pytał dlaczego. A w kwestii kapłanów – bycie kapłanem to przede wszystkim droga wyrzeczeń, trudności. Wsparcie modlitewne jest im ogromnie potrzebne.

Zarzuca się też KK, że ciągle wyciąga ręce po pieniądze, że dostaje fortunę na utrzymanie. Jak to prosto i łatwo napisać. Trudniej ruszyć głową i sprawdzić ten gigantyczny majątek. To co udało się KK otrzymać przez wieki, zostało w brutalny sposób zagrabione w czasach PRL. Jeśli KK próbuje cokolwiek odzyskać, to zaraz podnosi się larum, że pazerni, że chciwi. Do tej pory KK nie odzyskał dużej części tego, co zostało zagrabione w owym czasie. To co dostaje teraz, to niewielka kwota, w porównaniu z tym co powinien odzyskać. Przeciętnemu Kowalskiemu bądź Iksińskiemu wolno starać się o odzyskanie przedwojennej kamienicy, w takiej samej sytuacji KK jest uznany za wroga narodu.

Wracając do nauczania KK w kwestii aborcji, in vitro i innych trudnych tematów – stanowisko jest stałe i niezmienne. W związku z tym nie żądajmy żeby nagle się zmieniło  Przecież zawsze można poszukać miejsca dla siebie gdzie indziej. Niepojętym dla mnie jest fakt, że są jakieś reguły i do nich się trzeba dostosować, ale jeśli reguły mi się nie podobają, to strzelam focha i próbuję KK dostosować do siebie. Rozumiem, że jeśli ktoś założy Klub Rudych i będą tam przyjmować tylko tych o wspomnianym kolorze włosów to się obrazimy, że nas bruneta albo blondynki nie chcą przyjąć w szeregi?

Rozumiem również, że KK ma być miejscem dialogu. Owszem. jednak dialogu opartego ciągle na tych samych zasadach – fundamentalnych i niepodważalnych. Rozumiem żal Pana Kowalskiego, Pani Iksińskiej, że przecież KK powinien być taki miłosierny, a nie pozwala na super fantastyczne nowinki. Jednak KK to nie supermarket. Nie jest tak, i mam nadzieję nie będzie, że ja mam wizję i chcę żeby w Kościele działo się to i to, żeby akceptował tamto, to wtedy łaskawie dołączę.

Kościół Katolicki ma te same reguły gry od wieków – jeśli je akceptujesz, jesteś członkiem KK. ,jeśli nie, to albo zaakceptujesz albo przestajesz należeć do wspólnoty. KK to nie Twój ani mój prywatny folwark. Gdzie ja albo Ty będziemy stawiać warunki, bo inaczej sobie pójdziemy albo napiszemy list do GW. Nie. po prostu nie.  I bardzo uprzejmie proszę biskupów, żeby dawał wiernym jasne i konkretne komunikaty. To co działo się ostatnio w kwestii in vitro – gdzie podział wewnątrz katolików (według mnie) był skutkiem braku jasnej i klarownej informacji, nie może sie powtórzyć. Komunikaty muszę pojawiać się natychmiast w momencie zaistnienia problemu.

I jeszcze jedno. We wspomnianym przeze mnie liście było takie zdanie: „Nie zamierzam dłużej słuchać kościelnej nowomowy o „wewnętrznym ubogacaniu”, nie chcę być prowadzony za rękę przez stetryczałych teoretyków, nie godzę się na wykluczanie ze wspólnoty Kościoła tych, którzy mają odwagę żyć i myśleć inaczej.”  Tu nie chodzi o wykluczenie z KK tych co myślą inaczej. Każdy ma prawo myśleć i czuć inaczej i ma prawo należeć do jakiego mu się żywnie podoba Kościoła, nawet wyznawców latającego potwora Spaghetti. Ale jeśli należymy do KK to przestrzegamy jego zasad. A tu zasady są jasne i proste. I nie ma co się denerwować i zacietrzewiać. Tylko przyjąć do wiadomości, że reguły są jakie są. I już. KK nie jest miejscem postaw

Photo credit: / Foter / CC BY-NC-ND

O autorze

Honorata Baran

Żona i mama trójki dzieci. W wolnych chwilach scrapuje i szyje. Lubi piec, gorzej z gotowaniem, ale i z tym sobie radzi :) Szczęśliwa. Z założenia :) Ten typ tak ma :)

Leave a Reply

%d bloggers like this: