Dzieci

Te straszne dzieci?

Dlaczego boimy się wielodzietności? Wokół mnie przewijają się niemal wyłącznie rodziny 2+1 lub 2+2, znam tylko cztery rodziny z trójką dzieci i jedną (słownie: jedną!) z czwórką. A ja? Mimo że zawsze marzyłam o dużej rodzinie, teraz boję się wyjść poza bezpieczną dwójkę.

Czasem małżeństwo nie decyduje się na większą ilość dzieci z powodów finansowych. Gdy ledwo starcza do pierwszego przy jednym dziecku, kolejne jawią się jako skazywanie rodziny na ubóstwo. Czasem to kwestia zdrowia – rodzice albo nie mogą mieć więcej dzieci, albo są ostrożni, bo ciąża wiąże się z ryzykiem utraty zdrowia lub nawet życia przez matkę.

Ale najczęściej – i to trzeba powiedzieć sobie odważnie prosto w oczy – nie chcemy dzieci, bo dziecko wiąże się z wyrzeczeniami, a na to jesteśmy zbyt wygodni. Już od pierwszych dni od poczęcia kobieta musi na siebie uważać. Nie wolno jej wypić nawet łyka alkoholu, nie wolno palić, nie wolno jeść niektórych produktów, nie wolno biegać, skakać, dźwigać ciężkich rzeczy… Że nie wspomnę o dolegliwościach typu wymioty, zgaga, hemoroidy. Niezgrabność spowodowana powiększającym się brzuchem, częste wizyty w toalecie, opuchlizna też do komfortowych nie należą. A huśtawka nastrojów wywołana szalejącymi hormonami? Kto tego nie przeżył, ten nie wie, jak trudno jest czasem zachowywać się racjonalnie, gdy pod sercem rozwija się malutki człowieczek. Poza tym ciąża to ogromny wysiłek dla organizmu – moja koleżanka „załatwiła” sobie w ten sposób tarczycę, a ja pęcherzyk żółciowy, co pół roku po narodzinach pierwszego synka skończyło się w szpitalu.

Ale ciąża i bolesny poród to nieraz drobiazg w porównaniu z tym, co zaczyna się potem. I o ile ciąża to sprawa wyłącznie kobieca, bo kochający mąż może tylko współczuć i wspierać, ale dziecka za nas nie donosi i nie urodzi, o tyle po porodzie przed wyzwaniem staje oboje małżonków. Zaczyna się jazda bez trzymanki. Nieprzespane noce, problemy z karmieniem, dziecięcy płacz, na który nie ma lekarstwa, przemęczenie, zupełna zmiana stylu życia podporządkowana nowemu członkowi rodziny – to wszystko może prowadzić do frustracji. Pierwsze tygodnie życia dziecka zdają się ciągnąć bez końca, a wszystko to, na co czekaliśmy, gdy nasz skarb był w brzuchu mamy, czyli wspólne zabawy, czytanie książeczek, wyprawy rowerowe, stają się tak odległe, jakby miały nigdy nie nadejść.

Gdy już jednak mija ten „przerażający” okres, nagle okazuje się, że kiedy dziecko osiąga wiek, w którym możemy mu wreszcie pokazać świat, osiąga jednocześnie wiek, w którym ten świat poznaje na własny sposób, czyli przewraca doniczki z kwiatami, wysypuje cukier z cukiernicy, wspina się na meble, wpycha sobie małe przedmioty do nosa. Rodzic musi wciąż trwać na posterunku, najlepiej z miotłą w jednej ręce i z apteczką w drugiej. Nawet w nocy, bo rzadko które dziecko śpi od kąpieli aż do rana, zwykle budzi się kilkakrotnie z powodu ząbkowania, koszmarów sennych, bólu brzuszka czy dlatego, że wypadł mu z buzi smoczek. Nie mamy czasu dla siebie, a życie towarzyskie zamiera, chyba że ktoś ma chętnych do opieki nad wnukiem dziadków lub stać go na opiekunkę.

Już decyzja o drugim dziecku wymaga odwagi, ale wielu rodziców decyduje się ją podjąć, motywując to pragnieniem, by jego pierworodny nie był na świecie sam, by miał rodzeństwo. Przy drugim dziecku jest na pewno łatwiej pod tym względem, że wiemy, czego się spodziewać i cały ten majdan (pobudki w nocy, płacz, i tak dalej) nie jest już szokiem psychicznym. Ale nagle okazuje się – niespodzianka – że rodzic nie może się rozdwoić! Starsze dziecko ma zupełnie inne potrzeby niż niemowlę: starszy chce się bawić, a młodszy właśnie wisi przy piersi, starszy jest głodny i chce jeść już, natychmiast, a młodszemu akurat trzeba zmienić pieluchę, starszy chce na spacer, a młodszy spacerów nie znosi i płacze w gondoli jak potępieniec, aż się ludzie za wózkiem oglądają… Okazuje się też, że wyjazd gdziekolwiek z dwójką maluchów jest nie dwa razy, jak podpowiadałaby matematyka, a z pięć razy bardziej skomplikowany niż z jedynakiem.

Ale prędzej czy później nadchodzi czas, że niemowlę podrasta, zaczyna bawić się ze starszym bratem czy siostrą, wyjście na spacer czy do znajomych staje się łatwiejsze, więc rodzice mogą odetchnąć z ulgą. Mogłaby też wtedy zapaść decyzja o trzecim dziecku… Niestety, rzadko zapada. Bo znów zostaniemy zamknięci w domu, bo znów będziemy niedosypiać, bo znów nie będziemy mieli czasu dla starszych dzieci, bo będzie jeszcze większy bałagan, chaos, zmęczenie.
Dlaczego, gdy na szali postawimy nowego człowieka i wielką miłość, jaką może nam ofiarować, a własny egoizm, to zwykle wygrywa egoizm? Dlaczego zapominamy o przysiędze złożonej na ołtarzu w dniu ślubu: „czy chcecie przyjąć potomstwo, którym was Bóg obdarzy” – Bóg obdarzy, a nie sami sobie wybierzemy! Przyznaję otwarcie, że nie wiem…
Photo credit: Gonzalo Merat via Foter.com / CC BY-NC-ND

O autorze

Daria Kaszubowska

Z wykształcenia: pedagog, z zawodu: dziennikarz. Aktualnie: matka na pełnym etacie Jerzyka i Reginki, a w przyszłości, jeśli Bóg da, to i większej gromadki. Nie wyobraża sobie życia bez książek, zwłaszcza literatury XIX wieku. Uwielbia spotkania z ludźmi.

2 komentarze

    • Życie nie kończy się z pojawieniem się dzieci. Przeciwnie – dzieci potrafią dać siłę i motywację, by coś zmienić. Nigdy nie spodziewałam się, że mogę mieć takie pokłady energii, by zajmować się gromadką (dziś już trójką) maluchów, a jednocześnie robić karierę. Ale tak, to się dzieje! I dzieci w tym zupełnie nie przeszkadzają, a ani nigdy nie chodzili i nie chodzą do przedszkoli, ani nie mam opiekunki, ani tuż obok dziadków, których mogłabym zawsze „obarczyć”, ani nie muszę zrzucać wszystkich obowiązków na mojego męża, który też zresztą się realizuje, choć w innej dziedzinie, ani nie muszę zaniedbywać dzieci, by robić coś dla siebie. Wszystko tkwi w głowie matki. Jesteśmy silne!

Leave a Reply

%d bloggers like this: