Społeczeństwo

Trudne wybory

Gdy go przywieźli, był taki słaby! – wspomina wciąż wzruszona małżonka – Położyłam go do łóżka, chodziłam koło niego. Pięć dni był w domu. Tylko pięć!

By być dobrym fachowcem w PRL-u nie wystarczał dyplom, a nawet kilka. Jeszcze trzeba było się legitymować partyjną legitymacją że ma się właściwe podejście do każdego fachu. Ta legitymacja to był paszport na kierownicze stanowiska. Mój dzisiejszy bohater też ja musiał mieć. Teraz wielkie budowy socjalizmu są prywatyzowane czy po prostu upadają. Śmiejemy się czasem z rekordów ówczesnych robotników, tych murarzy czy hutników, tych wszystkich ludzi z marmuru i żelaza.

Pan Jerzy żył tylko 57 lat. I palił stanowczo za dużo papierosów. No ale czym mógł rozładować swoje stresy, jeśli nie był alkoholikiem, narkomanem czy czymś innym? Tylko papieros dawał mu chwilkę relaksu, papieros, który pewnego dnia w końcu pokonał jego nieustraszone i dzielne serce inżyniera.

A jego zawsze coś ciągnęło w świat. Po skończeniu Wydziału Mechanicznego Politechniki Warszawskiej rozpoczął swą wielką przygodę z budownictwem przemysłowym. Pierwsze były Liski koło Woroneża w ówczesnym ZSRR, remontowano tam cukrownię. Potem budował kolejno silosy w Usti nad Łabą – dawna Czechosłowacja, cukrownię w miejscowości Dolna Mitropolia w Bułgarii, był ekspertem w Ghanie i Iraku.

Mieli dwóch synów. Pan Jerzy bardzo lubił siadać na kanapie, mając po bokach ich obu, i opierać obie ręce o ich ramiona. Tak mógł siedzieć przez cały wieczór, aż chłopaki drętwieli z tego bezruchu, ale bardzo kochali ojca i takie spotkania też były dla nich najważniejsze, więc nawet nie próbowali się uwolnić od tego ojcowskiego dotyku. Potem, gdy po wnuczce urodził się wnuk, Jerzy mógł godzinami bawić się z maluchami bez znużenia. To była jego cała radość i szczęście. Oczywiście – oprócz radości budowania, bo jednak serce inżyniera wkrótce gnało go na następną placówkę.

Ostatnią, którą budował, była cukrownia w Melniku, w Czechosłowacji. Tam też odwiedzali go najbliżsi, i wtedy wyrywał minuty i godziny, by z nimi pobyć choć trochę, na co dzień przeciążony obowiązkami służbowymi. Obwoził po pięknej okolicy, pokazywał czeską Pragę. I narzekał na delegacje rządowe, które często zwalały mu się na głowę nie tyle dla kontroli, co dla piwa i zakąsek. Musiał dla nich tracić czas i szukać dodatkowych zasobów na goszczenie, bo wymagań mieli wiele. Ale tak w ogóle, to Czechosłowacja była jego drugim, po Polsce, ulubionym miejscem na ziemi. Po Polsce, bo nawet śpiąc, zawsze miał radio włączone na polskie stacje, które cichutko, przez całą noc mu towarzyszyły.

Największym marzeniem jego żony była piękna sypialnia. Tak, by stanowiła jednolity komplet, koniecznie z toaletką i wygodnym podwójnym małżeńskim łożem. W której spędzą emeryturę ciesząc się wnukami. W domu pozostała sama, gdy chłopcy się pożenili. Kupiła wreszcie i tę swoją wymarzoną sypialnię. A choć małżeńskie łoże dla emerytów nie jest na pewno równie nęcące co dla nowożeńców, to liczy się też wygoda i przestronność.

Wiadomość z Melnika jednak zagroziła tym sielankowym planom i oczekiwaniom, związanym z kończącym się wkrótce kontraktem. Pan Jerzy zasłabł w pracy, i koledzy niemal siłą zawieźli go do szpitala. Diagnoza była jednoznaczna – i ostateczna. Przetransportowano go do kraju.

Gdy go przywieźli, był taki słaby! – wspomina wciąż wzruszona małżonka – Położyłam go do łóżka, chodziłam koło niego. Pięć dni był w domu. Tylko pięć! Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, i chciałam by był razem z nami. Niestety znów zasłabł i szóstego dnia wezwałam pogotowie. Zawieźli go do szpitala, a po południu już nie żył! – i siedząc na pięknym, małżeńskim łożu, znów płacze już na samo to wspomnienie. Bo jak bardzo by się teraz cieszył – przybyło mu wnuków, a nawet prawnuków, które już dziadka nie będą znały, tylko z fotografii.

Foto:sara biljana (account closed) via Foter.com / CC BY

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: