Historia

Trzy wojny Wandy

Nie miała rodziny ani cywilnego zawodu. Od zawsze była żołnierzem. Nawet gdy jako szkrab bawiła się na kolanach ojca, powstańca styczniowego, a później z braćmi, wolała żołnierzyki od lalek. Największym marzeniem Wandy Gertz było siedzieć na koniu w czako z pięknym kolorowym otokiem.

Kazik

Urodziła się 13 kwietnia 1896 roku w Warszawie. Patriotyczne wychowanie w domu, gdzie kultywowano tradycję polskich zrywów narodowych, rzuciło ją w objęcia ruchu skautingowego. Roznosiła żywność i bandaże dla ochotników, szyła chlebaki, rozdawała odezwy wzywające ochotników do broni. Ale chciała czegoś więcej, chciała wyruszyć na wojnę. Po ścięciu włosów i dwóch komisjach dla ochotników w Lublinie i Piotrkowie dziewiętnastoletnia Wanda nie bez kłopotów dostała się do I Brygady Legionów Piłsudskiego. Była najpierw ordynansem u wtajemniczonego w jej życiorys majora Ottokara Wincentego Brzozy-Brzeziny, a następnie (po przeszkoleniu artyleryjskim i nauce jazdy konnej) żołnierzem 2 baterii haubic 1 pułku artylerii polowej I Brygady. Mieszkała w ziemiankach i przymierała frontowym głodem, słowem – wszystko, co sobie wymarzyła. Po ośmiu miesiącach i kryzysie przysięgowym legun Kazimierz Żuchowicz z powrotem jako cywil Wanda Gertz (ps. „Kazik”) rzuciła się w wir pracy w Oddziale Żeńskim Polskiej Organizacji Wojskowej.

Wanda

W wolnej Polsce awansowała. 1 kwietnia 1920 roku sam Naczelny Wódz przyznał jej „prawo poborów i funkcji podporucznika piechoty i korzystania z odznak oficerskich na czapce bez prawa używania innych odznak oficerskich”. Mówiąc po ludzku: została oficerem, ale ponieważ kobiety nie bywały oficerami, była trochę innym oficerem. Została też komendantką II Ochotniczej Legii Kobiet (OLK) w Wilnie, którego wraz z 250 innymi legionistkami z batalionu OLK broniła w wojnie bolszewickiej w lipcu 1920 roku, za co została uhonorowana Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari. Biła też bolszewików w Bitwie Warszawskiej. Podczas tej wojny formacje kobiece doczekały się własnych wzorów mundurów. Gertzówna nosiła więc kurtkę khaki, niebieską spódnicę, mocno naciśniętą czapkę i wysokie buty. W opisie zaś bezpośredniego przełożonego stało, co następuje: „Zdolności fizyczne b[ardzo] duże. Inteligencja b[ardzo] duża. Jako organizator wykazała bardzo wielkie zdolności i dużo doświadczenia. Stanowcza i energiczna umie wpłynąć na podwładnych i utrzymać silną dyscyplinę w oddziale. Zdolności wychowawcze duże. Ogólna wartość służbowa bardzo duża. Nadaje się w pełni na stanowisko dowódcy batalionu”.

Lena

Nic, co piękne, nie trwa jednak wiecznie. W ocenie Wandy tak właśnie było z wojną bolszewicką. Po jej zakończeniu większość kobiet-żołnierek wróciła do domów, ale Wanda zajęła się Przysposobieniem Wojskowym Kobiet – organizacją paramilitarną, która miała kształcić kadry do służby wojskowej. Młode dziewczyny zdobywały wiedzę z zakresu: łączności, pracy kancelaryjnej, gospodarczej, sanitarnej, oświatowej, wywiadowczej, kurierskiej, prawniczej, w służbach doraźnych i w przemyśle wojennym. Nic więc dziwnego, że tuż po przegranej kampanii wrześniowej, w której Gertzówna broniła Warszawy, 27 września Wanda jako jedna z pierwszych kobiet złożyła przysięgę Służbie Zwycięstwu Polski i pod pseudonimem „Lena” rozpoczęła organizowanie łączności konspiracyjnej. W 1942 roku została dowódcą oddziału Dywersji i Sabotażu Kobiet Armii Krajowej znanym jako „Dysk”.

Dyskobolka

Początkowo akcje „Dysku” skupiały się na małym sabotażu, malowaniu napisów w rodzaju: „Tylko świnie siedzą w kinie, a bogatsze to w teatrze” i gazowaniu sal projekcyjnych. Później podniesiono poprzeczkę, przystępując do faktycznego sabotażu: niszczenia maszyn w niemieckich fabrykach i warsztatach, parowozów poprzez wstrzykiwanie wywołującego szybką korozję kwasu solnego w smarownice, wrzucaniu do cystern i transportów wojskowych zapalników czasowych, które po pewnym czasie detonowały, niszcząc transporty zmierzające na front wschodni. Wysadzano mosty i tunele. Niszczono niemieckie samochody. W przebraniu małych dziewczynek lub leciwych dam żołnierki „Dysku” wsypywały cukier do baków, psując niemieckie pojazdy z takim powodzeniem, że wkrótce rozkazem warszawskiej komendantury każdy pojazd Rzeszy musiał mieć na baku kłódkę. Gdy nie dało się już niczego nigdzie wsypać, „dyskobolki” zawzięły się na kable telefoniczne. Ciemniejsza strona „Dysku” to akcje odwetowe na kolonistach niemieckich, a przede wszystkim wyroki śmierci wykonywane na konfidentkach gestapo.

Kwoka

W trakcie Powstania Warszawskiego „Dysk” wszedł w skład ugrupowania „Radosław”. Czterdzieści dwie podkomendne „Leny” ruszyły do walki uzbrojone w 14 pistoletów i jeden erkaem. Jej starania, by ochronić życie młodych dziewcząt z „Dysku” paradoksalnie spowodowały ucieczkę wielu z nich do męskich oddziałów, gdzie nikt się „nad nimi nie trząsł jak kwoka”. Jeśli wziąć pod uwagę, że „Dysk” przeszedł najtrudniejszy szlak od Woli do Starego Miasta, zamykając powstanie stratami 11 zabitych i 9 rannych, to w porównaniu z innymi oddziałami było to naprawdę niewiele. Po zakończeniu bohaterskiej walki o stolicę major (od 23 września) „Lena” wyprowadziła swoje żołnierki z ruin Starówki i po raz pierwszy w historii wojen kobiety zostały uznane za jeńców wojennych.

Komendantka

W obozach kobiecych Wanda Gertz pełniła na ogół funkcję komendantki jeńców, na każdym kroku dopominając się u Niemców przestrzegania praw konwencji genewskiej. W sytuacjach alarmowych nie wahała się składać pisemnych protestów w Oberkommando der Wehrmacht i Międzynarodowym Czerwonym Krzyżu. Z początku traktowane przez Niemców wrogo i brutalnie, Polki z biegiem czasu miały coraz lepsze warunki. Komendant ostatniego obozu po wyzwoleniu przez wojska amerykańskie, żegnając się z major Wandą Gertz, powiedział: „Dzięki paniom znam dobrze konwencję genewską. To mi pomoże w życiu jeńca wojennego”.

Po wojnie major „Kazik” nie wróciła do Polski. Przeczuwając sowieckie represje, została na Zachodzie i zajmowała się losami kobiet-żołnierzy AK.

Na pytanie, dlaczego jako Kazik wstąpiła do legionów, odparła: „Nie umiałabym prowadzić roboty szpiegowskiej; walka to tak, ale nie takie podszywanie się. Wiem, że to potrzebne, ale ja się do tego nie nadaję”.

 

O autorze

Andrzej Łukasiak

Publicysta, grafik, historyk, miłośnik Polski szlacheckiej, fantasy i muzyki lat 50. i 60., współautor systemu fabularnego "Dzikie Pola", szczęsliwy mąż, ojciec sześciorga dzieci.

Leave a Reply

%d bloggers like this: