Wychowanie

Uwielbiam na nie patrzeć

Gdyby moje dzieci wiedziały jak ja uwielbiam na nie patrzeć to kazałyby mi za to płacić i byłbym już bankrutem – mówi Tomek, tata pięciu córek: Małgosi, Teresy, Ani, Zosi, Basi i małego Krzyśka.

tak-rodzinie-300x212Ile chcieliście mieć dzieci?

Urszula: Pamiętam, że przed ślubem myślałam o dwójce lub trójce, ale Tomek zawsze mówił, że chce co najmniej troje. No to mamy szóstkę…
Tomasz: My się po prostu kochamy i byliśmy zawsze otwarci nad dzieci – dar Boży. Nie powiem, miewałem momenty zawahania, bo każde nowe dziecko to ogromna odpowiedzialność i bardzo dużo roboty. U nas tylko ja mam prawo jazdy i tylko ja pracuję zawodowo.

Jak wychowujecie dziewczyny?

U: Inaczej wychowuje się jedno dziecko, a inaczej sześcioro, kiedy jedno woła z pokoju: „Mamo, komputer mi się zawiesił”, a drugie z ogródka: „Mamo, posiusiałem się”. Stopniowo uczyłam się jak sobie radzić w takich sytuacjach.
T: Ula ma mega zdolności, jeżeli chodzi o relacje z małymi dziećmi. Dużo młodych rodziców boi się dziecka i o dziecko. U nas nigdy tak nie było i to jest Uli zasługa i to mnie zachwyca. Widzę, że to daje naszym córkom poczucie bezpieczeństwa.

Co jest najważniejsze w wychowywaniu dzieci?

T: Jako naukowiec mam teorię, że wychowanie dzieci zależy od dwóch rzeczy. W 80 procentach od jedności rodziców. W 20 procentach od pewności siebie. Jeżeli mama jest pewna siebie, swojej kobiecości, a tata swojej męskości to wtedy nie ma lęku i obaw i nie przenosi się ich na dzieci.

Lubicie swoje dzieci?

T: Gdyby moje dzieci wiedziały jak ja uwielbiam na nie patrzeć to kazałyby mi za to płacić i byłbym już bankrutem. Obserwowanie ich – jak reagują, jak się bawią – sprawia mi ogromną frajdę. Katastrofa polega na tym, że mam tak wiele obowiązków, że często brak mi na to czasu.
U: Każde z nich ma inną ulubioną książeczkę, jedno lubi naśladować zwierzątka, a drugie jeździć samochodzikami, trzecie z upodobaniem przebiera laleczki, a potem składa origami. To jest fascynujące. To jak darmowe warsztaty we wszystkich dziedzinach. Pomaganie im w odkrywaniu świata to najpiękniejsza przygoda i trzeba mieć na to czas!

A czy one lubią się między sobą? Czy się przyjaźnią?

T: Zawsze kiedy Ula była w ciąży to dziecko od samego początku było częścią naszej rodziny, od początku było ważne. To wzruszające, kiedy o tym myślę. Starsze rodzeństwo z nim gadało, przykładało ucho do brzucha, przyjaźniło się.
U: Mam dwa kolana po to, żeby starsze dziecko też miało swoje miejsce. Nigdy nie mówiłam „Teraz poczekaj, bo zajmuję się maleństwem”, tylko „Chodź prędko to zajmiemy się nim razem” i dlatego dziewczyny nie są zazdrosne, lubią się i w naturalny sposób troszczą się o siebie nawzajem.

Czujecie się ekspertami od wychowania dziewczynek?

T: Nie bardzo. Dopiero po urodzeniu Krzyśka poznajemy, co to jest chłopiec, a co to dziewczynka. Póki co nie bardzo wiemy. Ale znamy się na wychowaniu dzieci.
U: Oboje mamy łatwość przebywania z dziećmi. Obserwujemy i uczymy się od nich, czego potrzebują.
T: Dla mnie każda córka jest najpiękniejsza. „To jest moja najpiękniejsza córka Basia”. Jeżeli w tym momencie jest obok mnie Zosia, to mówię: „A to jest moja najpiękniejsza córka Zosia”. One to chłoną, bo wszystkie są cudowne i wspaniałe. O Krzysiu mówię, że to mój najstarszy syn.
U: My ich nie porównujemy. Kiedy przychodzą ze szkoły bywają oburzone, bo pani powiedziała: „Jak Tereska była w tej szkole, to się tak nie zachowywała”. Dziewczyny mówią: „Mamo, jak pani może mnie porównywać do Tereski?!”. W domu tego nie ma.

Czego wymagacie od dzieci?

T: W wieku 6 lat idą na basen i muszą 4 lata obowiązkowo trenować. Dziewczyny poznają co to jest trud, co to jest walka, że nic nie ma za darmo. Zdarza się, że mają treningi o 5 rano. Mamy w domu tygodniowe dyżury. Dyżurna musi nakrywać do stołu i sprzątać po posiłkach. W sobotę sprzątamy dom całą rodziną i dziewczyny mają swoje rewiry.
U: Dużo czasu spędzamy przy stole i gadamy. Wspólne kolacje, a w weekend także śniadania i obiady. Dzięki mężowi przy stole zawsze coś ciekawego się dzieje. Tomek wymyśla różne zgadywanki i gry, wieczorami lubimy grać w planszówki.
T: Bez wspólnoty stołu i ciągłych rozmów, czy gier, wygrać z telewizorem i komputerem po prostu nie sposób.

Dziewczyny mają szlaban na Internet?

T: Gdybym musiał dziewczynom reglamentować dostęp do niego, to by była moja porażka. Ja im ufam, a one po prostu wiedzą, co wypada, a co nie. Jeżeli powiem, że pewnych rzeczy sobie nie życzę, albo że na coś muszą uważać, to, choć nie jest to pewnie dla nich łatwe, one to przyjmują. Dla mnie ojca najważniejsze jest, aby moje dzieci wiedziały, że prawdziwe życie jest w realu, a nie na facebooku. Ja konserwatywny tata chcę, żeby moje córki wychodziły na imprezy i do znajomych. Ciągle im powtarzam: „Nie pytajcie mnie, czy możecie wyjść, zróbcie lekcje i zmykać z domu”.
U: Jeżeli dziecko jest od małego przyzwyczajone do czytania książeczek, rysowania, grania w planszówki to to jest jedyne lekarstwo. To truizm, ale dzieci uczą się przez przykład. Jeżeli tata w każdej wolnej chwili siada i czyta książkę, jeżeli mama robi to samo to dzieci też chcą czytać. A kiedy rodzice wydają walkę komputerowi to już stają na przegranej pozycji. Nie można zwyciężyć z czymś co jest niesamowicie atrakcyjne i nie wymaga żadnego wysiłku. Jeśli już oglądamy telewizję, to prawie zawsze razem!

Co myślą o was dzieci?

T: Raz usłyszałem od córki: „Tato, my niby jesteśmy tacy konserwatywni, mamy reguły i modlitwę przed posiłkiem, a właściwie ty nam na wszystko pozwalasz. Możemy więcej niż nasze koleżanki i koledzy”.
U: Jedna z córek kiedyś mi powiedziała: „Kiedy moje koleżanki mówią mi, że są pokłócone z rodzicami to ja nie znam takiej kategorii”.

Rozmawiacie z córkami o seksie?

T: Dziewczyny wiedzą, że przed ślubem żyliśmy w czystości. Wiedzą też, że choć miałem wiele dziewczyn i nie stroniłem o imprez, to Ula była i jest moją jedyną kobietą. Co więcej, wiedzą, że jestem z tego dumny!
U: Dziewczyny mówią o Panu Bogu, o wierności małżeńskiej, o czystości w sposób naturalny. Wiemy, że kiedy w szkole na korytarzu rozmawiają z rówieśnikami na temat seksu to nie wstydzą się swoich poglądów i mają autorytet wśród rówieśników.

Urszula i Tomasz Berentowie, małżonkowie od 20 lat. Ula skończyła biotechnologię i przez rok pracowała jako asystent naukowy w Instytucie Biochemii PAN. Po urodzeniu pierwszego dziecka zajęła się domem. Tomasz jest finansistą, kiedyś zawodowo czynny na giełdzie w Polsce i Wielkiej Brytanii, dziś naukowiec i nauczyciel akademicki. Mają sześcioro dzieci: Małgosię (1997), Tereskę (1998), Anię (2000), Zosię (2004), Basię (2009), Krzyśka (2011). Poznali się na stypendium naukowym w Wielkiej Brytanii. Mieszkają niedaleko Warszawy i są związani ze Wspólnotą Miłości Ukrzyżowanej.

Foto: Marta Dzbeńska-Karpińska

O autorze

Marta Dzbeńska-Karpińska

Z wykształcenia politolog i manager, z wyboru fotograf i dziennikarz. Autorka książki i wystawy „Matki: mężne czy szalone?” Żona i mama trójki dzieci. Fanka czarno-białej fotografii analogowej. Bardzo lubi ludzi, spacery i muzykę, a niekiedy także gotowanie.

Leave a Reply

%d bloggers like this: