Podróże i zwiedzanie

Wileński remanent

Tradycyjnie na przełomie czerwca i lipca nawiedziłem Wilno. Z Ks. Prof. Janem Śledzianowskim i Prof. Tadeuszem Sakowiczem wziąłem udział w konferencji The Science and Quality of Life, którą od lat organizuje nieoceniony Prof. Romuald Brazis. Wszystko rozpoczęło się od mszy świętej u Matki Bożej z Ostrej Bramy… i dlatego – jak co roku – konferencja była nie tylko naukowa, ale i mistyczna.

Jak co roku wyruszyłem też do wileńskiej katedry, by pomodlić się w kaplicy Świętego Kazimierza. Tego dnia cały świat obiegła informacja o śmierci Simone Veil (1927-2017) – płakali nad nią wielcy luminarze francuscy i unijni, więcej, ktokolwiek jest czcicielem liberalizmu i prawa do aborcji, uronił łzę po wielkiej gwieździe XX-wiecznego feminizmu.

Ja też uroniłem, ale nie ze względu na byłą szefową Parlamentu Europejskiego. Otóż, minąwszy pomnik Gedymina na placu katedralnym, bocznym wejściem ruszyłem do kaplicy naszych Jagiellonów. Chcąc nie chcąc musiałem rzucić okiem na sklepik, pełen rozmaitych pamiątek i gadżetów religijnych. Wśród nich – za jedyne 7,30 euro – biografia innej Simone, Simone Weil (1909-1943). Ta Francuzka, również żydowskiego pochodzenia, była artystką rozumu i wiary – i chociaż nie przyjęła chrztu, jednak uznajemy ją za genialnego myśliciela chrześcijańskiego. Nie dlatego, że Bóg nas kocha, powinniśmy Go kochać. Dlatego, że Bóg nas kocha, powinniśmy kochać siebie.

Pokrzepiony spotkaniem z Simone Weil wbiegłem do kaplicy Jagiellonów. A tam… jazgot, wrzask i krzyk. Turyści z przewodnikami opowiadającymi dykteryjki, błyskają flesze aparatów fotograficznych, grupa za grupą – każdy pragnie dotknąć „historii”. To dość specyficzny sposób zwiedzania świata – dotykanie historii bez dotknięcia świętości. Ach, jakże łatwo zamienić Simone Weil na Simone Veil – i jak trudno przemienić Simone Veil w genialnego anioła wiary, w świętą Simone Weil! W bełkocie turystów milknie słodki szept adoracji.

Wychodząc z wileńskiej katedry Świętego Stanisława ujrzałem morze czerwieni. Czerwone uśmiechy, czerwone róże, czerwone wszystko! Ogromny plakat wyglądał jakby Morze Czerwone wylało się pomiędzy nas. Ogromny plakat – ale w moje oko wpadł tylko fragment w kolorze red!

Dopiero drugie spojrzenie uświadomiło mi całość: „Jak dobrze, że jest z nami Dobry Pasterz!” Przy Nim wszystko jest w porządku. Przy Nim jesteśmy nareszcie szczęśliwi.

No tak, pomyślałem, trzeba patrzeć szerzej i dłużej – i głębiej. A wówczas zobaczymy nie tylko czerwoną szminkę i czerwone skrzypce!

Tego uczy Kazimierz Jagiellończyk. I Simone Weil. I jeszcze dziewiętnastoletnia Joanna Krypajtis, o której opowiem już jutro…

O autorze

ks. Stefan Radziszewski

urodzony w 1971 r., dr hab. teologii, dr nauk humanistycznych, prefekt kieleckiego Nazaretu; miłośnik św. Brygidy Szwedzkiej i jej "Tajemnicy szczęścia" oraz "Żółtego zeszytu" św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Czciciel s. Wandy od Aniołów. Od 4 listopada 2020 r. odpowiedzialny za życie duchowe Parafii Przemienienia Pańskiego w Białogonie. Najważniejsze publikacje: "Kamieńska ostiumiczna" (2011), "Siedem kamyków wiary" (2015), "Pedagogia w świecie literatury" (2017), "777 spojrzeń w niebo" (2018).

Leave a Reply

%d bloggers like this: