Być mamą, być tatą

Matczyna miłość

Miłość matki do dziecka jest oczywista dla każdego. Że kocha ogromnie, bezwarunkowo, mimo wszystko i na przekór wszystkiemu. Wiedzą to wszyscy, jednak wciąż słyszymy o przypadkach, gdy to jakoś tak nie chce działać z automatu, że nie włączy się ten szczególny tryb matczyny.
Zgroza, niedowierzanie, potępienie i pytanie: „Dlaczego?”
I nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Przyczyn może być dużo. Czasem przyczyną jest depresja, czasem niefortunny zbieg okoliczności. Jedno potknięcie pociąga za sobą następne, lawina powoli nabiera rozpędu i w końcu mknie w dół miażdżąc wszystko po drodze. Matkę i dziecko.
Dziecko-niespodzianka. Niewyczekiwane, przypadkowe życie nie w porę. Bunt matki za młodej, za biednej, zapracowanej, skupionej na drodze do awansu zawodowego czy też na przyjemnościach życiowych, lub matki za bardzo dojrzałej wiekiem, zmęczonej, czasem schorowanej. Zamiast radości – strach i złość. Moja wina, twoja wina. Co zrobić? Jak sobie poradzić?
Dziecko nie da się odłożyć na potem. Nie uda się wziąć urlopu od bycia matką. Od poczęcia jesteś matką już na zawsze. Także po śmierci. Twojej lub dziecka.
Matkami są nawet te, którym nie udało się donosić ciąży. Dały przecież życie. Choć chwilami chcą o tym zapomnieć. Ale nie da się. W głębi serca zawsze wiedzą, że był taki ktoś. Nawet, jeżeli wie o tym tylko ona, matka. Jest to miłość trudna. Pełna bólu, żalu. Czasem wypala tak dużą dziurę w sercu, że wypadają z niego inne cieplejsze uczucia. I wtedy trzeba tego ciepła uczyć się na nowo. Od innych. Od tych, którzy zechcą się podzielić swoim żarem.
Dziecko chore potrzebuje miłości bardzo dużo. Zdarza się jednak, że potrzeby jego są zbyt wielkie niż możliwości matki. Nie ma na to siły i poddaje się. Wysiłek psychiczny i fizyczny powoli zaciska pętlę na sercu aż usycha.
Dziecko cudze, patrzące z nadzieją na wchodzącego do sali człowieka. Ze swoim bagażem złych doświadczeń boi się zaufać, uwierzyć w dobre zakończenie. I przyszła matka szukająca swojego dziecka w gronie porzuconych, niechcianych. Ich miłość też łatwa nie będzie. Pełna zgrzytów, niespodzianek. Ma jednak wielką szansę załatać dziury w obu sercach, małym i dużym. I rozświetlić życie blaskiem niemniejszym niż w relacjach wynikłych z więzi krwi.
Dzieci kochane źle, za bardzo. Trzymane pod kloszem, pilnie strzeżone przed brudem, nudą, potknięciem, przed konfliktami, przed problemami. Żyją w nierealnym świecie, sztucznym tworze wygenerowanym przez nadopiekuńczość rodzica. Nie potrafią egzystować w świecie rzeczywistym, nie rozumieją zasad nim rządzących i nie chcą się przystosować. Bo nigdy nie musieli. Nikt ich nie nauczył radzenia sobie z problemami, emocjami swoimi i innych. Krytyka wywołuje gwałtowny sprzeciw, bunt. Lub też głęboką depresję.
Jeżeli usuniemy z drogi dziecka wszystkie kamienie, to nie nauczy się patrzeć pod nogi! Musimy pozwolić dzieciom popełniać błędy i samodzielnie ponosić ich konsekwencje. Nie da się przeżyć życia za kogoś. Uniknąć błędów też się nie da. Ale gdy dziecko upadnie, zawsze trzeba być obok i podać rękę. Na tym polega mądra miłość.
Dziecko nie jest własnością rodzica. Nie jest jego zadaniem spełnianie marzeń o karierze ojca lub matki. Nie istnieje dla wygody żadnego z nich. Jest oddzielnym, samodzielnym bytem. Istotą jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną, wyjątkową. Od początku swego istnienia ma prawo do poszanowania swojej odrębności. Szanowania jako człowieka. Jednocześnie zaś trzeba pamiętać, że samodzielne decyzje może podejmować tylko odpowiednio do swojego wieku. Kilkulatek nie może decydować o tym, co jest dla niego dobre, bo tego po prostu nie wie. Rodzic zaś nie może ustępować dziecku dla świętego spokoju, po to by się nie awanturowało. Nic dobrego ostatecznie z tego nie wynika. Ani dla dziecka, ani dla rodzica. Nie ma czegoś takiego jak bezstresowe wychowywanie. Każdy człowiek musi się nauczyć radzić ze stresem, z emocjami. Nie jest to łatwe. Ani dla dorosłych, ani dla dzieci.
Dzieci kochane za mało. Dzieci, będące tylko elementem wyposażenia drogiego mieszkania, czy też zawadą w tym ciasnym, biednym domu. Takie, dla których nie ma czasu, zbywane byle słowem, gestem. Hodowane w zimnych ścianach, pomijane w ważnych planach. Bez większego znaczenia na co dzień, zauważane od święta. Ze zdziwieniem, że jest, że czegoś oczekuje. Czasem zakrzyczane, często ignorowane w swoich potrzebach, w swoim istnieniu. Bez miłości trudno żyć i się prawidłowo rozwijać.
Miłość matczyna jest podstawą egzystencji każdego człowieka. Od tego zaczyna się jego żywot, dzięki niej się rozwija, w niej wzrasta, by w końcu umieć podzielić się ciepłem, które dzięki niej każdy nosi w swym sercu.


 

 

O autorze

Beata Bogusz

Żona z ponad 20-letnim stażem, matka czwórki dzieci, z wykształcenia chemik, z zamiłowania zielarka, obecnie pracująca jako człowiek od wszystkiego w domu, obejściu i ogrodzie. Uwielbia czytać książki, czasem nawet do późnej nocy.

Leave a Reply

%d bloggers like this: