W cichym powiewie przychodzisz do mnie, Panie. W cichym powiewie szepczesz do mnie z czułością, obejmując mnie siłą swojej najdelikatniejszej miłości. Wciąż mnie to zadziwia, z jaką subtelnością dotykasz mojego serca i z jaką łagodnością wchodzisz w moje życie, pozwalając mi samodzielnie odkrywać te wszystkie obszary we mnie, których bez Ciebie nie jestem w stanie dotknąć ani zrozumieć. Każdego dnia uczysz mnie poznawać Ciebie. Prowadzisz mnie do miejsc i ludzi, poprzez których łatwiej mi pojąć i rozeznać Twoją wolę, Panie, przeciw której tak często się buntuję. Dużo ode mnie wymagasz, ale stokroć bardziej mnie obdarowujesz. Każdego dnia dostaję od Ciebie tak wiele, a Ty otwierasz moje oczy każdego poranka ucząc mnie nieustannie, jak Cię dostrzegać i gdzie szukać. Ja wiem, że jesteś przy mnie nieustannie, i nawet na krok mnie nie odstępujesz, ale mam również świadomość tego, że przychodzą takie dni, gdy tak bardzo mi do Ciebie daleko…
Jestem słaba, Panie, i tak ciężko mi odnaleźć w sobie te siły, które Ty mi dajesz. Uciekam w zasłonę mroku, oddzielając się od Ciebie milczeniem. Spuszczam wzrok i poddaję pędowi życia, znajdując tysiące wymówek usprawiedliwiających moją nieobecność przy Tobie. Choć tęsknię, oddalam się od Ciebie zamiast biec w Twoim kierunku, a Twój wizerunek, od wieków wpisany w ludzkie serce, zasłaniam bożkami, którym mniej lub bardziej świadomie oddaję cześć.
Pozwalasz mi na to, bo dałeś mi wolną wolę. Pozwalasz mi dokonywać samodzielnych wyborów, poprzez które uczysz mnie odpowiedzialności. Niczego mi nie narzucasz i do niczego nie zmuszasz. Przyjmujesz mnie taką, jaka jestem, ze zrozumieniem wszystkich moich słabości jakim ulegam. Ostrzegasz mnie przed upadkiem, ale jak dziecku poznającemu świat po swojemu, pozwalasz mi się sparzyć na własnych błędach, z których wyciągam wnioski. Bywa jednak, że je lekceważę i w swojej naiwności brnę dalej błędną drogą, obijając się o ostre krawędzie zła, które ranią. W takich chwilach mam do Ciebie pretensje. O to, że mnie zostawiłeś, że zmagam się z tym wszystkim sama, że dopuściłeś, aby w moim życiu wydarzyły się takie rzeczy, bolesne i tragiczne. Niechciane i nieproszone. Odbierające mi wiarę w sens życia i w… Ciebie.
Wciąż mnie to zadziwia, jak bardzo upominasz się o mnie, Panie. Szanujesz moją odrębność i decyzje, które podejmuję samodzielnie, naiwnie wierząc, że jestem w stanie zapanować nad wszystkim; nie zostawiasz mnie jednak w chwili, gdy świat, któremu zaufałam, wali mi się na głowę. Ty nie odchodzisz wraz z tymi, którzy odwracają się do mnie plecami. Jesteś przy mnie, od początku do samego końca, pozwalając mi dostrzec Twoje święte Oblicze w najcięższych dla mnie chwilach próby. Szukasz mnie wtedy, kiedy błądzę. Wskazujesz drogę w labiryncie bez wyjścia. Wspierasz, gdy słabnę i pomagasz powstać po upadku.
Jak Jeremiasza uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłam się uwieść. Moją ufność złożyłam w Tobie, bo wiem, że nigdy mnie nie zostawisz. Nigdy też nie pozostajesz obojętny wobec tego, o co z wiarą proszę. Uczysz mnie odkrywania Ciebie w świecie, w którym żyję i w rzeczywistości, która mnie otacza. Każdego dnia zapewniasz mnie o swojej miłości, której nigdy mi nie odbierasz. Uczysz mnie słuchać tak, bym usłyszała. Otwierasz moje oczy, wskazując rozwiązania. Do samego końca walczysz o mnie, dając mi poznać siłę Twojej miłości. Bo Ty jesteś Miłością, Panie, a ja uczę się spoglądać Twoimi oczami na tych, których stawiasz na drodze mojego życia. W Tobie jest moja siła i Ty odbierasz mi lęk, ucząc ufności i oddania wszystkiego Tobie, Ojcze.
Oddaję Ci, Panie, to wszystko, co jest we mnie. Ulecz mnie z wszystkich niedoskonałości, ucz rozpoznawania Twojej woli i pobłogosław każdemu, przy kim mnie zatrzymujesz choćby na chwilę. Amen.
Foto: Marcin Piotr Oleksa
Leave a Reply