Gdy byłam dzieckiem, nie obchodziło się wtedy jeszcze Dnia Ojca. Ale za to w domu ojciec był. Teraz często bywa odwrotnie.
Tak jak nie wyobrażam sobie życia bez uczęszczania do Kościoła, to również nie wyobrażam go sobie bez przynależności do jakiejś biblioteki. Kiedyś były to biblioteki uczelniane, potem dzielnicowe, obecnie pozostała mi już tylko biblioteka radiowa. Niestety nie ma w niej możliwości bezpośredniego dostępu do książek, tak miłego sercu prawdziwego wielbiciela wszelkiej literatury, ale i ja już nie jestem aż tak spragniona klasyki. Natomiast wciąż tkwi we mnie pewna ciekawość wobec nowości. Więc zwykle pierwsze kroki kieruję ku półeczce z nowymi nabytkami, i przeważnie coś tam zawsze sobie upoluję. Ostatnio była to zupełnie niesamowita książka pt. „Fabryka geniuszów” Davida Plotz’a. Jest ona niezwykłą opowieścią o banku spermy noblistów. A cała historia zaczęła się jeszcze na przełomie XIX i XX wieku, gdy dopracowano chirurgiczną metodę wycinania nasieniowodów. Następnie zabrano się do sterylizacji, i w 1907 r., w stanie Indiana, wydano pierwszą ustawę zezwalająca na przymusową sterylizację chorych umysłowo. Do r. 1917 eugeniczną sterylizację zalegalizowało 15 stanów, a do lat 30-stych już w większości z nich sterylizowano tzw. „nieprzystosowanych”, do czego zmuszono 35.000 Amerykanów. A dalsze 25.000 – do lat sześćdziesiątych, gdy wreszcie zaprzestano tej praktyki.
Amerykanie z entuzjazmem eksportowali na cały świat swoje krwawe, eugeniczne idee. Zwłaszcza niemieccy eugenicy byli urzeczeni tymi pomysłami supremacji rasy nordyckiej. Czytał je i Adolf Hitler. A gdy doszedł do władzy, wprowadził drakońskie ustawy o sterylizacji o jakich jego amerykańscy nauczyciele mogli tylko marzyć.
Gdy nadeszła wojna, sterylizacja przekształciła się w „miłosierne zabijanie”, czyli jawne mordowanie pacjentów szpitali psychiatrycznych. „Eugeniczne morderstwa stanowiły preludium i inspirację Holokaustu” – pisze David Plotz. Zbrodnie Hitlera przypieczętowały sprzeciw wobec eugeniki, a wykonawcy sterylizacji i rasiści znikli z obszaru zainteresowania społeczeństwa. Lecz nie całkiem.
Najdłużej utrzymującą się ideą w „eugenice pozytywnej” było marzenie o przekształceniu wybitnych ludzi w machiny rozpłodowe. Już przecież w Sparcie w V wieku p.n.e. mąż mógł zmusić jednego z najwspanialszych młodzieńców do zapłodnienia jego żony, aby ta urodziła mu „dobre dziecko”. Zaś Platon w „Państwie” radził, by hodowano obywateli jak konie, wyznaczając do rozmnażania tylko najlepszych… Powstała więc Skarbnica Nasienia, zwana bankiem spermy noblistów. Jej twórcą był ekscentryczny milioner Robert Graham, który choć nie wyznawał żadnej religii, lecz uwierzył – w eugenikę. Jego „fabryka geniuszy” stworzyła ponad 200 dzieci.
Książka Plotz’a jest przejmującym dokumentem zawierającym historie dawców oraz ich nieznanych dzieci. Napisana wyjątkowo pięknym i atrakcyjnym językiem (dzięki za tłumaczenie!), starannie zredagowana i wydana, a jednocześnie jakże wstrząsająca. Czytałam ją akurat w okolicach Dnia Ojca i z tego powodu tym bardziej wydała mi się znacząca.
Gdy byłam dzieckiem, nie obchodziło się wtedy jeszcze Dnia Ojca. Ale za to w domu ojciec był. Teraz często bywa odwrotnie. I właśnie z okazji tego dnia postanowiłam zrobić prezent książkowy dla ojca moich wnuków. Kupiłam mu książkę Jacka Pulikowskiego pt. „Warto być ojcem. Najważniejsza kariera mężczyzny”. I w niej wyczytałam że „…najważniejsze co może ojciec dać swoim dzieciom, to po prostu prawdziwie, odpowiedzialnie, mądrze, dojrzale, wiernie, wyłącznie i dozgonnie kochać ich matkę”.
Moje wnuki mają więc wiele szczęścia. Ja go pod tym względem nie stworzyłam, bo byłam kobietą wyzwoloną, żywym produktem lat 60-siątych. Ale nie korzystałam z banku spermy.
Foto: The Freelens/Flickr/CC BY-ND 2.0
Leave a Reply