Dobrze jest zadbać o zdrowie, szczególnie, gdy może być to połączone z relaksem nie tylko ciała, ale także umysłu. Dążenie do komfortu psychofizycznego doprowadza jednak niektórych do wyłączenia myślenia. Ot, takie robienie czegoś mechanicznie. Przestajemy analizować i szukamy kogoś, kto nas w tym wyręczy. Co się wówczas dzieje?
Zaczynamy biegać… do lekarzy
Gdy dziecko ma katar lub kichnie biegniemy z nim do lekarza. Lekarz mówi, że dziecku nic nie dolega. O! To oczywiście zły lekarz! Co robimy? Idziemy do następnego medyka, albo wracamy do tego samego, z tym samym problemem, do czasu, aż dostaniemy to, czego chcemy, czyli receptę z cudownym specyfikiem, po którym dziecko będzie sterylne, nie będzie kichało, nie będzie kasłało, nie będzie mieć kataru i nie będzie chrapało. Lek czyni cuda! Wspaniale! Niestety radość jest krótka. Lek działa, ale tydzień przerwy w podawaniu i znowu dziecko pociąga nosem. Biegniemy znowu do lekarza, a ten wysyła nas do kolegi alergologa. Ten przepisuje leki dla alergika. Ale za jakiś czas znów pojawia się kaszel i dochodzą do tego duszności. Co teraz? Może to nie alergia? Tym razem dziecko dostaje diagnozę: astma. I znów leki, tym razem już do końca życia… I co teraz? Przecież słuchaliśmy się lekarzy! Co możemy zrobić? Nic, po prostu mamy alergika! A tak niewinnie się zaczęło, od kataru i kilku kichnięć.
A co robimy, gdy dziecko wydaje nam się „inne”. Nie takie, jakiego byśmy oczekiwali? Po ośmiu godzinach bycia w szkole nie chce już uczestniczyć w dodatkowych zajęciach, w piątki, to by już tylko siedziało w domu…
Biegniemy dalej… do „specjalistów od dzieci”
Trafiamy do szkoły i rozmawiamy z nauczycielem. Otwieramy szeroko oczy ze zdumienia. Okazuje się, że nie znamy swojego potomka! On w domu zupełnie inaczej się zachowuje! Nauczyciel kieruje nas do kolejnego specjalisty – pedagoga. Pedagog poobserwuje przez kilkadziesiąt minut nasze dziecko i stwierdzi, że może mieć ono autyzm, albo zespół Aspergera, a może jeszcze jakiś inny nie opisany dotychczas zespół zespołów. Dostaniemy skierowanie do psychologa.
Znów biegniemy do najlepszego specjalisty od naszego dziecka! Dostajemy od niego diagnozę z zaleceniami do pracy. Wracamy do szkoły. Listę z diagnozą doręczamy dyrektorowi. Jeśli dziecko ma stwierdzony autyzm, to bardzo dobrze, szkoła dostanie za nasze dziecko nie 5000 zł rocznie, ale 50 000 zł., ale jeśli to jakaś inna niepełnosprawność, z którą nauczyciele nie potrafią się zmierzyć i nie będzie to przekładało się na duże pieniądze? Cóż, musimy zmienić szkołę. Opuszczamy mury placówki edukacyjnej z dzieckiem i świstkiem o konieczności kształcenia specjalnego. Szkoła ma problem z głowy. Znów zostajemy sami, bez specjalisty. A zaczęło się tak niewinnie, od chęci dziecka bycia w domu.
Biegniemy dalej…
Dokąd? Przed siebie… A może dalej od siebie?
Kto jeszcze może być specjalistą od moich dzieci?
Zaraz, zaraz… Czy to nie my, rodzice, powinniśmy najlepiej znać nasze dzieci?
Foto: Ed Yourdon / Foter / CC BY-NC-SA
Leave a Reply