Ola Jakubiak: Witam Panią serdecznie. Cieszę się, że możemy porozmawiać i zapoznać polskiego czytelnika z trudną, z punktu widzenia moralności i uczciwości zawodowej, sytuacją lekarzy pracujących w Norwegii, która dotknęła także Panią.
Katarzyna Jachimowicz: Dzień dobry. Niestety, jest to problem poważniejszy niż może się wydawać, kiedy ideologią zastępuje się merytoryczną ocenę próbując łamać sumienia.
Część pierwsza: Chronologia zdarzeń
OJ: Przejdźmy do początków, jak doszło do tego, że podjęła Pani pracę lekarza rodzinnego w Norwegii?
KJ: W 2008 roku mój mąż otrzymał tam kontrakt jako radiolog. Ja byłam w Polsce lekarzem rodzinnym, jednak żeby móc wykonywać w Norwegii ten sam zawód musiałam sporo się dokształcać, dlatego pierwszą pracę, na początek zastępstwo, mogłam podjąć dopiero w 2010 roku. Etat otrzymałam w 2011.
OJ: Dlaczego konieczne było dokształcanie, chodziło o jakieś medyczne nowinki, czy o szerszy zakres obowiązków?
KJ: To drugie. Pula odpowiedzialności i umiejętności lekarza rodzinnego jest tam nieporównywalnie większa niż w Polsce. Od małej chirurgii przez ginekologię, prowadzenie ciąży, po psychologię etc. Jest to naprawdę ogrom materiału teoretycznego, ale i lata praktyki. Właściwie trudno byłoby znaleźć lekarza potrafiącego wykonać każdy zabieg lub czynność, które wchodzą w zakres naszych obowiązków, dlatego w przychodniach musimy czasem nieco dzielić się zadaniami. Kiedy przyjechałam z Polski musiałam przyswoić bardzo dużo wiedzy. Przy maksymalnym natężeniu sił dwa lata zajęło mi, by móc podjąć pracę. Do tego dochodziła jeszcze nauka niełatwego języka.
OJ: Proszę powiedzieć, w jaki sposób doszło do tego, że cztery lata później została Pani zwolniona?
KJ: W dużym skrócie, przy zatrudnianiu zaznaczyłam, że nie wykonuję czynności godzących w ochronę życia poczętego, co w praktyce dotyczyło zakładania spirali domacicznych i kierowania na aborcję. Nie obejmowało to tabletek wczesnoporonnych, gdyż są one dostępne bez recepty w każdej aptece, sklepie spożywczym lub na stacji benzynowej. Zmiana w prawie dotycząca Ustawy o Zawodzie Lekarza Rodzinnego wykluczyła możliwość takiej rezerwacji od wykonywania pewnych działań. Lekarze, którzy nie przyznawali się wcześniej do tego, że tych czynności nie wykonują ze względu na sprzeciw sumienia mogli i mogą nadal twierdzić, że po prostu nie umieją tego robić i mają w planach się douczyć, ja jednak wcześniej to zastrzegłam, więc w wyniku kontroli i niezgody na wykonywanie zabiegów, w moim pojęciu, sprzecznych z etyką zawodową straciłam pracę pod koniec roku 2015. Muszę przyznać, że koledzy z przychodni próbowali mi pomagać, pacjenci napisali petycję do ministerstwa i parlamentu. Niestety, nikt z nich nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
OJ: Czy kiedy była Pani przyjmowana do pracy i informowała Pani pracodawcę o kierowaniu się Klauzulą Sumienia nie było wobec tego sprzeciwu?
KJ: Nie, była na to zgoda.
OJ: Czy nie żałuje Pani, że podobnie, jak wielu innych lekarzy nie udawała po prostu, że nie umie zakładać spirali?
KJ: Nie. I to nie tylko ze względów moralnych, ale też dlatego, że obecnie coraz silniej promowany jest w Norwegii temat eutanazji. Tu nie da się powiedzieć, że nie umiem wykonać zastrzyku, a jeśli sprawy będą zmierzały w obecnie obranym kierunku, to legalizacja eutanazji jest kwestią czasu. Poza tym, pracując w tej chwili na oddziale psychiatrycznym spotykam się z pacjentami nękanymi przez myśli samobójcze, podchodzimy to tego typu objawów bardzo poważnie, po ewentualnych wprowadzeniu eutanazji dużo trudniej byłoby argumentować pacjentom, że samobójstwo nie jest dobre, możemy jednak próbować. Jako lekarz rodzinny udający brak umiejętności zakładania spirali miałabym jednak poważny problem z uzasadnieniem odmowy kierowania na eutanazję lub jej wykonywania.
OJ: Jak się to stało, że pracuje Pani obecnie na psychiatrii?
KJ: To szczęśliwa okoliczność. Jedna z moich byłych pacjentek jest szefową oddziału psychiatrycznego i dosłownie na chwilę przed przyjściem pisma pokontrolnego zaproponowała mi roczne zastępstwo u siebie. Po tym roku dostałam u nich stałą pracę, ale jest to bardzo trudne zadanie, bo uczę się specjalizacji od podstaw.
OJ: Jak potoczyły się sprawy w przychodni po otrzymaniu pisma?
KJ: Z racji mojej wcześniejszej umowy dotyczącej rezerwacji od działań i zabiegów godzących w ochronę życia byłam na początku listy kontrolnej. W piśmie po tejże kontroli miałam propozycję dwóch wyjść: rezygnacji z Klauzuli Sumienia lub zwolnienie się z pracy. Kilkoro moich znajomych, będących w podobnej sytuacji, złożyło wymówienia. Ja nie chciałam, gdyż to byłoby poddanie się bez walki o jedno z praw człowieka, jakim jest możliwość kierowania się sumieniem. Poprosiłam o roczny urlop, przyznano mi go, co było pójściem mi na rękę, wtedy wzięłam zastępstwo na psychiatrii i kontynuowałam rozmowy z zatrudniającą mnie gminą, w wyniku których to pracodawca zwolnił mnie. Wbrew pozorom, to duża różnica, daje bowiem możliwość dalszego dochodzenia swoich praw na drodze sądowej, co właśnie czynię.
Część druga: Społeczeństwo i prawo
OJ: Spójrzmy teraz na problem od drugiej strony. Zmiany w systemie prawnym dotyczące Ustawy o Zawodzie Lekarza Rodzinnego weszły w życie w roku 2014. Czy wiązało się to z jakąś wcześniejszą debatą publiczną? Jakie są społeczne opinie na ten temat?
KJ: Dyskusję w tej sprawie zaczęły się z 2011 roku od skargi podstawionych przez środowiska lewicy ideologicznej nastolatek, którym katolicki lekarz odmówił przepisania antykoncepcyjnych tabletek hormonalnych przed imprezą. Sprawa została bardzo rozdmuchana medialnie. Jednocześnie blogerka Susanne Kaluza rozpoczęła batalię o ujednolicenie zakresu odpowiedzialności lekarzy rodzinnych. Dyskusja trwała trzy lata. W wyniku negocjacji pomiędzy NKLF (Norweskim Związkiem Lekarzy Chrześcijańskich) a Ministerstwem Zdrowia zniesiono obowiązek kierowania na aborcję przez lekarzy rodzinnych, lekarz wskazuje szpital, ale nie podpisuje skierowania. Jednocześnie jednak zaostrzono kwestie dotyczące antykoncepcji, lekarz nie może powoływać się na Klauzulę Sumienia, choć jak mówiłam, może twierdzić, że czegoś nie umie. Karany jest więc nie tyle brak umiejętności, co myślenie, poglądy, sumienie. W medycynie rodzinnej zniesiono tym aktem możliwość powoływania się na Klauzulę Sumienia w ogólności. Co ciekawe, lekarze specjaliści mają jeszcze prawo odmówić wykonania aborcji.
OJ: A co na to wszystko ludzie, jaki jest ich stosunek do takich zagadnień jak aborcja, in vitro, eutanazja i jaka była ich reakcja na Pani zwolnienie?
KJ: Powszechnie uważa się, że aborcja do dwunastego tygodnia ciąży jest prawem kobiet do samostanowienia. O in vitro w ogóle się nie rozmawia, natomiast temat eutanazji podejmowany jest coraz mocniej i ckliwe argumenty „za” ewidentnie nakierowane są na rozmiękczanie i manipulowanie opinią publiczną, nie nazywa się tu rzeczy po imieniu.
Co do reakcji na moje zwolnienie, to jak mówiłam pacjenci napisali petycję w mojej obronie. Proszę wziąć pod uwagę, że pracowałam na terenach, na których nie ma zbyt wielu przychodni i dziewięćset osób zostało bez stałego lekarza. Mówiono ludziom, że powoływanie się lekarza na Klauzulę Sumienia naraża pacjentkę na głęboki stres i potrzebę czekania w kolejce do drugiego lekarza, w praktyce było to około kilkunastu minut, natomiast nikt nie martwi się tym, że dziewięćset osób trafia teraz do różnych lekarzy zastępczych, przy każdej kolejnej wizycie jest to inny lekarz, ten, który akurat tego dnia da radę przyjąć pacjenta. Lekarze ci po prostu nie maja szansy znać historii choroby obcych pacjentów. Zatem argumentowanie, że w tym przypadku kilka potencjalnych kobiet, które musiałyby pójść na założenie spirali do innego gabinetu jest ważniejsze niż konkretne dziewięćset osób pozostawionych w trudnej sytuacji jest zaburzeniem proporcji ryzyka. Zresztą wielu pacjentów zapewniało mnie w tym czasie o modlitwie, byli to i katolicy i protestanci a nawet jedna rodzina muzułmańska.
OJ: Czy często zdarzały się Pani przypadki odsyłania pacjentek do kolegi lub koleżanki z gabinetu obok? Jakie były reakcje pacjentek?
KJ: Czasem się zdarzały, choć niezbyt często, ponieważ z reguły pacjent konsultuje cel wizyty przy zapisie, a osoby pracujące w rejestracji wiedzą, który lekarz rezerwuje się od zakładania spirali. Jeśli jednak takie sytuacje się zdarzały, to reakcje brzmiały na ogół: ach no tak, przecież ty jesteś chrześcijanką. Nie tłumaczyłam, że moja postawa to kwestia wiedzy naukowej. Zdarzało się natomiast, że po aborcji kobiety pytały mnie o różne sprawy, czasem żałowały. Był jeden przypadek osoby, która w tej trudnej sytuacji się nawróciła i potrzebowała kontaktu.
OJ: Czy po zwolnieniu interesowały się Panią media?
KJ: O lekarzach, którzy zrezygnowali z pracy było w prasie dużo. Potem dziennikarze szukali kontaktu ze mną. Nauczona przykładami innych osób, unikałam takich rozmów, ponieważ wypowiedzi lekarzy były podawane opinii publicznej w sposób nierzetelny np. powyrywane z kontekstu lub celowo przeinaczone. Wydałam po prostu oświadczenie dla mediów. Dopiero potem, kiedy byłam już reprezentowana przez NKLF, przekierowywałam prasę do szefa związku, Magnara Kleivena, i on, z racji doświadczenia, zajmował się kontaktami medialnymi. Na wywiady zaś chodziliśmy razem.
OJ: W tym punkcie dochodzimy do bardzo istotnej kwestii, mianowicie sprawy pomocy prawnej i wsparcia środowiska lekarzy chrześcijańskich, które Pani otrzymała. Jak wygląda ta pomoc? Czy bez niej byłoby Pani dużo ciężej?
KJ: Na pewno. Z początku zresztą byłam sama, ponieważ NKLF po przegranej batalii o Klauzulę Sumienia nie angażował się w moją sprawę. Miałam wtedy prawnika z izb lekarskich. Odezwali się do mnie jesienią 2015 roku. Chodziło mi o pomoc dwojakiego rodzaju: finansową, co w praktyce sprowadza się do organizacji zbiórek, ponieważ łączny koszt procesu w trzech instancjach i Strasburgu to około miliona NOK, czyli pięciuset tysięcy PLN; drugi rodzaj wsparcia, to pomoc organizacyjna, nie występuję jedynie jako osoba prywatna, ale stoi za mną konkretny podmiot.
OJ: Czy zbiórki przynoszą pozytywne efekty?
KJ: Tak, wspierają je zwłaszcza sami lekarze, dla nich jestem osobą, która miała odwagę przecierać szlaki. To, że dopiero ja zbuntowałam się przeciw takiemu traktowaniu może wynikać z dwóch przesłanek: po pierwsze, Polacy mają inny stosunek do państwa niż Norwegowie, ci drudzy są dużo bardziej pokorni wobec władz; po drugie Norwegia, to kraj luterański, a oni nie mają jednej wykładni moralności, stąd też łatwiej łamać ich sumienia. To wielkie dobro, jeśli my, jako katolicy, możemy oprzeć się w tej kwestii na jasnym, spójnym autorytecie Kościoła. Na szczęście NKLF wydał dokument dotyczący Klauzuli Sumienia, jest on w wielu punktach zbieżny z encykliką Jana Pawła II „Evangelium Vitae”.
OJ: Czy głos lekarzy chrześciajańskich jest słyszalny w przestrzeni medialnej?
KJ: Tak, wywalczyli m.in. to, że na aborcję nie potrzeba skierowania lekarza rodzinnego, a szpital może jej odmówić. Jest ich na razie sporo, bo około tysiąca osób, jednak zdają sobie sprawę, że w większości stanowią starą gwardię, często u progu emerytury i dlatego mój proces jest dla nich tak ważny, ponieważ jeśli ja przegram, a nie byłoby innego walczącego o swoje prawa lekarza, to oni niedługo zaczną się rozpadać. Znaczna ich część będzie co roku odchodzić na emeryturę, a młodsi będą powoli, stopniowo zwalniani. Za kilka lat ich sytuacja może być taka, jak w sąsiadującej Szwecji, gdzie takiego związku nie ma już wcale, a lekarze i inni pracownicy medyczni są zwalniani i z racji braku instytucji, która by się za nimi wstawiła są praktycznie bezbronni. Czasem przenoszą się do Norwegii. Znam osobiście taką położną.
OJ: Mam jeszcze pytanie o to, na czym zasadzać się będzie główna linia obrony?
KJ: Tu miałam wiele szczęścia, mój adwokat, Håkon Bleken, to bardzo dobry specjalista, zaangażowany i przekonany o słuszności moich roszczeń od strony prawnej, ale też wspierający mnie na duchu katolik, który zdaje sobie sprawę z wagi tego procesu dla wolności sumienia i wyznania. Ogólnie rzecz ujmując, obrona będzie powoływać się na Europejską Konwencję Praw Człowieka, na zakaz dyskryminacji w miejscu pracy, prawo do wolności sumienia, ale też na łamanie umowy biznesowej, które miała tu miejsce.
Część trzecia: Ocena zjawiska
OJ: Teraz chciałabym zapytać Panią o jej ocenę zawodową tych zjawisk, przeciwko którym się Pani, jako lekarz, rezerwuje. Czym to Pani motywuje?
KJ: Tak na lekcji biologii, jak i na medycynie uczono mnie, że początek życia, to połączenie dwóch komórek. Taka jest wiedza biologiczna. Dalej nie ma już przełomu, który można byłoby nazwać początkiem życia, to połączenie komórek stanowi punkt startowy rozwoju życia. Jeśli jako lekarz ślubowałam bronić i służyć życiu, jakże mogłabym działać wbrew temu?
OJ: Ta sprawa jaśniejsza jest w wypadku aborcji, jak się to ma do oceny spirali domacicznych?
KJ: Są dwa rodzaje spirali: mechaniczne, które zapobiegają zagnieżdżaniu się komórki i hormonalne, które niby hamują zapłodnienie, ale w praktyce często działają podobnie do tych pierwszych. Nie będę wdawać się teraz w medyczne szczegóły, powiem tylko, że zakładanie spirali, to narażanie się na permanentne poronienia. W zasadzie niczym, poza stopniem rozwoju tego nowego życia, nie różni się to od aborcji.
OJ: Chciałam zapytać jeszcze o Pani stosunek do Klauzuli Sumienia, często można ostatnio usłyszeć, że wykonywanie zawodu lekarza wymaga oderwania się od światopoglądu.
KJ: Moje bycie lekarzem wynika z mojego chrześcijańskiego światopoglądu. Jeśli etykę zostawię za drzwiami, to nie mogę dłużej leczyć. Wiedziałam, że jeśli nie zbuntuję się przeciwko narzucaniu mi w pracy obcego światopoglądu, bo przecież to, co obecnie narzuca się nam, to też światopogląd, tyle że inny, niedługo może już nie być lekarzy chrześcijan. Poza tym dochodzi tu jeszcze aspekt społeczny całej sprawy, lekarz, szczególnie mieszkający w niewielkiej miejscowości, jest osobą powszechnie znaną, ludzie słuchają moich porad. Gdybym zaczęła robić rzeczy niegodne, odbiłoby się to na całej wspólnocie.
OJ: Będzie Pani walczyć aż do Trybunału Praw Człowieka, jeśli będzie trzeba?
KJ: Jeśli będzie trzeba, to tak.
OJ: Bardzo dziękuję za rozmowę. Będę wnikliwie śledzić rozwój wydarzeń.
KJ: Również dziękuję. Cieszę się, że mogłam podzielić się tą historią z Polakami.
Dla osób, które chciałyby wesprzeć zbiórkę funduszy na pokrycie kosztów związanych z procesem podaję numer konta:
NO36 7874 0530 436 Swift-adresse DNBANOKKXXX
Wywiad ukaże się w październikowym numerze „Listu do Pani”, miesięcznika Polskiego Związku Kobiet Katolickich.
Foto: Archiwum prywatne dr Katarzyny Jachimowicz
Jak komus przeszkadza sumienie to niech zmieni zawod. Albo niech lekarze w podaniu o prace napisza ze nie beda wykonywac pewnych badan, bo im sumienie nie pozwala. ciekawe czy wtedy pracodawcy beda chcieli go zatrudnic 🙂