Cierpienie mojej żony otworzyło mi oczy na Ewangelię, zrozumiałem w pełni Osiem Błogosławieństw.
Spotykamy się na Żoliborzu, przy kościele św. Stanisława Kostki. Wybieramy to miejsce nieprzypadkowo. Ten wybitny aktor jest wielkim czcicielem ks. Jerzego Popiełuszki, a w dniu swoich i jego imienin przyszedł do jego grobu, aby prosić o potrzebne łaski.
– Modliłem się przez wstawiennictwo mojego kochanego Jureczka o uzdrowienie i siły dla mojej żony. Ufam, że tę łaskę wymodlę – zdradza Jerzy Zelnik.
– Cierpienie mojej żony otworzyło mi oczy na Ewangelię, zrozumiałem w pełni Osiem Błogosławieństw – dodaje. – Cierpienie nie jest karą za grzechy, nie jest odpowiedzią za zło człowieka, można je rozumieć jedynie w perspektywie miłości. Dzięki chorobie Urszuli zrozumiałem cierpienie Jana Pawła II, jego silny związek z krzyżem. Ludzie boją się cierpienia, a czasami z niego mogą narodzić się fantastyczne rezultaty dotyczące ich duchowości.
Jerzy Zelnik przeszedł kiedyś proces nawrócenia, wcześniej nie był w żaden sposób związany z Kościołem.
– Nie byłem wychowany religijnie, moi rodzice byli bezwyznaniowi, uwierzyli w socjalizm i głoszoną w nim sprawiedliwość społeczną. Dopiero potem otworzyły im się oczy, że rządzący to grupa osób, która stosuje przemoc, nie ma nic wspólnego z hasłami demokracji, jest przewrotna i diabelska – mówi.
– Zostałem ochrzczony jako człowiek dorosły, w wieku 24 lat. A wszystko to stało się za sprawą kobiety, w której zakochałem się i która została moją żoną. Urszula, jako osoba wierząca i praktykująca, prosiła mnie o ślub kościelny i wychowanie dzieci w duchu katolickim. Jako osoba dociekliwa uznałem, że muszę najpierw pójść na rekolekcje, żeby zrozumieć wiele spraw. Z tych nauk wynikła dla mnie ogromna łaska – otrzymałem dar wiary, czego się w ogóle nie spodziewałem. Myślałem, że będę umiał tylko zachowywać się w odpowiedni sposób, nieuwłaczający miejscu, jakim jest kościół. A tymczasem dostałem o wiele więcej – podkreśla Jerzy Zelnik.
Wiarę aktora umocniło spotkanie z ks. Jerzym Popiełuszką.
– Zostałem zaproszony na Msze Święte za Ojczyznę, które odbywały się w ostatnią niedzielę miesiąca. Aktorzy, którzy występowali w „drugim obiegu”, nie bali się występów w tym niezwykłym miejscu, choć było wiadomo, że w krzakach ukrywali się ubecy – mówi aktor. – A ściśle z ks. Jerzym związałem się, kiedy przygotowywałem spektakl „Dobrem zwyciężać”. Zidentyfikowałem się z tym kapłanem.
Jerzy Zelnik to nie tylko kochający mąż, ojciec Mateusza i dziadek 7-letniego Franusia. Każdy zna go jako wybitnego, znanego, utalentowanego aktora. Trudno policzyć wszystkie role – zarówno teatralne, jak i filmowe. „Chopin. Pragnienie miłości”, „Awantura o Basię”, „I skrzypce przestały grać”, „Pismak”, „Synteza”, „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny” – to tylko kilka przykładów, nie mówiąc o młodzieńczym „Faraonie”.
– Nie myślałem, że zostanę aktorem. Moje plany ukształtowały się w ostatniej chwili, kiedy trzeba było zdeklarować się przed maturą. Początkowo myślałem o anglistyce, bo dobrze znałem język, ale potem zdecydowałem, że będę zdawać egzaminy do szkoły aktorskiej. Egzamin zdałem dobrze, choć wcześniej nawet nie należałem do żadnego kółka teatralnego – opowiada Jerzy Zelnik. – Lata studenckie przerwane zostały przez film „Faraon”. Od czerwca pierwszego roku studiów przez 2 lata byłem zajęty pracą nad filmem.
Jerzy Zelnik był także wykładowcą w szkole teatralnej oraz dyrektorem teatru w Łodzi.
– Teraz z żadnym teatrem nie jestem związany na stałe. Potrzebuję dużo większego marginesu wolności, bliskości z własnym sumieniem. Kiedy 5 lat temu odszedłem z dyrektorowania, uznałem, że zrobiłem wszystko, co powinienem – zaznacza. Jerzego Zelnika możemy spotkać w koncertach religijno-patriotycznych. Podkreśla, że kocha polską historię i tradycję.
– Wszystko to wiąże się z wiarą i moim osobistym poczuciem patriotyzmu. Dla mnie są to historyczne chwile, gdy mogę występować przed publicznością, która jak żyzna gleba przyjmuje ziarna. W moim życiu nastąpiło zaparcie się siebie, odchodzenie od ambicji, aby być obecnym w mediach. Teraz, oczywiście, pojawiam się, kiedy jest taka potrzeba, ale głównie po to, żeby głosić prawdę. Nie na własną chwałę, tylko chwałę Bożą – mówi Jerzy Zelnik. – Wolę sam siebie nazywać nie aktorem, ale sługą słowa. Jan Paweł II, który po Chrystusie jest moim największym mistrzem, mówił, że starość wieńczy życie, starość jest czasem żniw. Ja teraz właśnie te żniwa zbieram. I każdego dnia dziękuję Bogu za wszystko, co dla mnie uczynił, za to, że stałem się narzędziem w Jego rękach.
Foto: Ewelina Steczkowska
Leave a Reply