Dziś przypada święto Podwyższenia Krzyża. Tradycja mówi, że relikwie Krzyża zostały odnalezione przez św. Helenę, matkę cesarza Konstantyna I w IVw. i złożone w bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie, skąd zostały zrabowane przez Persów trzy wieki pózniej. Kiedy po czternastu latach cesarz Herakliusz zwyciężył Persów i przywiózł relikwie na powrót do Jerozolimy tak bardzo ciążył mu jego wielce bogaty ubiór, że okazało się, iż by móc udźwignąć Krzyż i wnieść go do miasta musiał zdjąć szaty i wejść boso.
Bóg na rozmaite sposoby zapewnia nas o swojej miłości. Nie ma jednak znaku bardziej wstrząsającego, bardziej ostatecznego niż Chrystus, który ukochawszy do końca, do końca wyniszczył się dla nas, nic sobie nie zostawiając. Nawet tchnienia. Przekonałam się o tym wielce dobitnie, kiedy stojąc pod krzyżem w ciemnej godzinie swojego życia krzyczałam do Boga, by pokazał, że mnie kocha. Moment, w którym spłynęła ma mnie łaska otwarcia oczu i dostrzeżenia absurdu sytuacji, w której mały niewierny człowiek woła o miłość, podczas gdy wielki wierny Bóg wisi właśnie i oddaje życie za niego oraz głębi i ostateczności tego najwspanialszego aktu wyznania miłości, to moment, który przemienił życie raz na zawsze.
Krzyż budził sprzeciw zanim jeszcze zaistniał w czasie, już apostołowie nie chcieli o nim słuchać. Potem przez lata był znakiem siejącym skandal i zgorszenie wszędzie, gdzie brakowało pokory w przyznaniu, że się go potrzebuje, by żyć. Prawdę mówiąc, nie dziwię się. Po ludzku nie jest łatwo przyjąć, że wszechmocny Bóg sam czyni się słabym z miłości, że ta miłość, która jest Jego istotą czyni Go słabym i w niej właśnie tkwi źródło wszechmocy. Powiem wiecej, według mnie, po ludzku w ogóle nie da się tego przyjąć. Tylko w Bogu jest to możliwe.
Różnica między mną a Bogiem polega na tym, że On potrzebuje mnie, ponieważ mnie kocha, ja kocham Go, ponieważ Go potrzebuję. On jest Miłością, ja jestem potrzebą Miłości, takiej mnie chciał i taką stworzył. Sam mi to kiedyś powiedział.
W obliczu daru i wyznania, jakim jest Chrystus oddający życie za mnie, można albo milczeć, słuchać i odpowiadać bezbrzeżną miłością, albo przerazić się, walczyć przeciwko Niemu i pogardzać słabością, tak było i będzie zawsze, ponieważ reakcja na krzyż w naszym życiu jest lustrzanym odbiciem stanu naszej duszy.
Proponuję byśmy dziś pomilczeli razem u jego stóp, choć chwilę.
Photo credit: Art4TheGlryOfGod via Foter.com / CC BY-ND
Leave a Reply