Misje już od dawna kojarzą mi się w filmem MISJA – z przejmującą muzyką, dziką przyrodą i dzikimi ludźmi, oraz z – worem kamieni. Tak, tak. Z worem kamieni które na pokutę dźwigał na plecach Robert de Niro, jeden z bohaterów tego filmu. Ten wór kamieni niósł on do ludzie, których mieli nawracać misjonarze. Akurat wtedy to się tragicznie skończyło, ale i sama idea jest nieco zagadkowa. Bo te kamienie miały uosabiać grzechy, a ich dźwiganie – pokutę. To nie było tak jak jest teraz – kilkakrotne puknięcie w ściankę konfesjonału, zadane do odmówienia jakieś paciorki, czasem dobry uczynek do wykonania, może jałmużna. No i wiara w tamtym czasie i miejscu kosztowała często życie. Życie poświęcali misjonarze, życiem płaciły nawracane owieczki.
Z tym filmem, który powstał w 1986 roku, związana jest jeszcze jedna historia, moja osobista. Przezywałam w tymże czasie pewien trudny przełom, a moim przewodnikiem była osoba bardzo przypominająca głównego bohatera tego filmu, Ojca Gabriela, którego odtwarzał Jeremy Irons. Podobieństwo byłó tak bardzo zbliżone, że te dwie osoby już na zawsze w mojej wyobraźni zlały się w jedno. Czasami nawet myślałam sobie, że ten współczesny mój wybawiciel, któremu może nawet zawdzięczałam życie, to właśnie Ojciec Gabriel z filmu „Misja”, w nowym wcieleniu. No i ten wór kamieni, on jeszcze pozostał też w mojej pamięci. Może nieco lżejszy, bo grzechy odpuszczone podobno już przestają istnieć. Ale grzesznikom nie jest łatwo w to uwierzyć. Pamiętam jak obrazowo ks. Stanisław Jarosz podczas jakiejś prelekcji pokazywał, jak te grzechy wybaczone znikają, zamiatając białym rękawem po powierzchni mównicy. I już ich nie było!
Foto: pixabay
Leave a Reply