Czasem zdarzają mi się bezsenne noce, gdy właściwie bez przyczyny sen nie nadchodzi i kiedy leżę marząc o tym by wreszcie usnąć, bo za kilka godzin rozpocznie się nowy pracowity dzień. Jeśli jednak sytuacja się przedłuż zaczynam oczywiście rozmyślać na najróżniejsze tematy i snuć plany na przyszłość. Dzisiejszej nocy tak właśnie było. Mimo, iż nie zaistniały jakieś niezwykłe przyczyny sen nie nadchodził.
W ciemności słyszałam dwa równe oddechy – jeden mojego męża i drugi najmłodszego synka. I kiedy tak leżałam wsłuchując się w ciszę nagle zaświtała mi pewna myśl. Nieoczekiwanie zdałam sobie sprawę, że Ignacy ma prawie dwa lata i że żadne z naszych dzieci nie towarzyszyło nam tak długo w małżeńskiej sypialni. Wiadomo, najmłodszy! Po tym nagłym stwierdzeniu moje myśli zaczęły koncentrować się na możliwości przeorganizowania domu w taki sposób, by Ignaś wreszcie wylądował w pokoju ze swoim trochę starszym bratem.
Nad ranem miałam gotowy cały plan o którym przy śniadaniu natychmiast powiadomiłam rodzinę. A więc Józek, który wyprowadza się w czerwcu wraz z przyszłą żoną do wynajętego mieszkania przeniesie się na te ostatnie pół roku do gościnnego (taki niewielki pokoik, który od zawsze służył mojej mamie w czasie jej wizyt, a później choroby). Tym samym zwolni się miejsce w pokoju, gdzie razem z mieszkającym tam od kilku lat Piotrem zamieszka Tomasz. On z kolei pozostawi wolne miejsce w pokoju Franka i tam właśnie zamieszka Ignacy. Pokój najstarszych synów i pokój Dorotki pozostaną bez zmian. Moja propozycja wzbudziła prawie ogólny aplauz. Prawie, bo Franek kiedy usłyszał, że ma zamieszkać z najmłodszym bratem wyraził obawę o przyszły stan swoich klocków lego. Gdy jednak został uświadomiony, że odziedziczy zamykane szafki Tomka i on zaaprobował moje pomysły.
Robota zawrzała. Biurko taty z gościnnego pokoju na parterze zostało przeniesione do sypialni rodziców w miejsce złożonego i wyniesionego na strych niemowlęcego łóżeczka Ignasia. Rzeczy Józka zniesione na dół, rzeczy Tomka do Piotrka, rzeczy Franka na miejsce Tomka i rzeczy Ignacego na miejsce rzeczy Franka. Myślę, że trochę trudno to objąć kiedy się o tym czyta. Ale wyobraźcie sobie jak trudno było to objąć wykonując tyle przeprowadzek w tym samym czasie jednocześnie przeglądając ubrania, segregując zabawki, odkurzając i sprzątając. Spoceni i podenerwowani mieszkańcy naszego domu biegali między piętrami potrącając się nawzajem, oskarżając o lenistwo i brak współpracy. Nawet Dorota wyraźnie zazdroszcząca braciom tej świetnej zabawy postanowiła wreszcie pozbyć się wózka, łóżeczka i lalek obdarowując nimi Ignacego na jego nowych włościach. Mój małżonek, któremu złamana ręka ciągle jeszcze nie pozwala uczestniczyć w pracach domowych przezornie zamknął się w pokoju wraz z laptopem, zdając sobie sprawę, że kiedy wpadnę w szał przemeblowywania domu lepiej zejść mi z drogi.
Pod wieczór wszyscy, łącznie z moim mężem przez kilka godzin usiłującym zająć Ignacego i odciągnąć go od pomagania nam, a właściwie od robienia coraz większego rozgardiaszu byliśmy padnięci, wykończeni, ale dumni z siebie. Pokoje wyglądały świetnie. I chociaż w holu ciągle piętrzyła się góra przeznaczonych do wyrzucenia lub oddania rzeczy byliśmy wszyscy jak najlepszej myśli. Do czasu jednak. Bo oto narzeczona mojego syna postanowiła odwiedzić go i sprawdzić efekt naszej pracy, a że mieszka daleko oczywiste stało się, że zostanie na noc. Ale przecież nie mamy już gościnnego. Więc? Więc Józek pójdzie spać na swoje stare miejsce. Tomek wróci na swoje. A Ignacy? Przecież jego rozłożone łóżeczko jest już na strychu. Ignacy więc spędzi tę noc z mama i tatą W ICH ŁÓŻKU! Taki oto był efekt mojej (i nie tyko mojej) wielogodzinnej harówki. Ignacy jest zachwycony, reszta towarzystwa też, a my z mężem patrzymy na siebie, ciężko wzdychamy i myślimy: ”jeszcze ze dwadzieścia lat, a później już urlop i urlop.”
Foto: pixabay
Leave a Reply