Oto matka, która prosi swoje dzieci o wybaczenie, że „takiego ojca im wybrała”, i wybacza mężowi alkoholikowi, z którym przeżyła 20 lat…
Marta Dzbeńska-Karpińska: Kiedy zaczęły się problemy w Waszym małżeństwie?
Halina: Małżeństwem z Andrzejem byliśmy 20 lat. Poznaliśmy się na dyskotece. Rok po ślubie na świat przyszła nasza córka Sylwia, półtora roku później syn Krzysztof. Po narodzinach córki mąż został z nią w domu, bo ja lepiej zarabiałam i uzgodniliśmy, że bardziej nam się opłaca mój powrót do pracy. Kiedy urodził się syn, zostałam w domu z dziećmi. Mąż poszedł do pracy i zaczęły się zdarzać sytuacje, że wracał pijany. Minęło 6 lat, mąż pił coraz więcej. Nałóg się pogłębiał. Zdarzały się przerwy, ale generalnie było gorzej i gorzej. I z piciem, i z jego zachowaniem.
Czy był agresywny?
Raz czy drugi mnie uderzył i słownie bardzo mnie napastował. Był taki arogancki, taki chamski… Kiedyś po pijaku w łazience zaczął mnie podduszać. Dzięki Bogu puścił mnie, bo jestem drobna i nie poradziłabym sobie z takim dużym chłopem. Problem był coraz większy. Dzieci na to patrzyły. Były jeszcze małe, chodziły do podstawówki.
Czy mąż próbował walczyć z nałogiem?
Wiele razy z nim rozmawiałam, proponowałam, żeby zaczął się leczyć. Raz nawet się zgodził i zapisał się na wizytę do poradni. Miałam z nim pójść, ale dzień przed wizytą zmienił zdanie. Powiedział, że nie potrzebuje żadnej pomocy, bo jak chce, to pije, a jak nie chce, to nie pije. I na tym skończyły się próby leczenia.
Czy szukaliście pomocy u Pana Boga?
Ja zawsze chodziłam do kościoła i tam szukałam ratunku, ale mąż był na początku naszego małżeństwa parę razy w kościele, a potem przestał chodzić.
Jak wyglądały Pani kontakty z rodzicami męża?
Kiedy poznałam mojego męża, jego rodzice byli po rozwodzie. 10 lat mieszkaliśmy w jednym dwupokojowym mieszkaniu z teściową. Ona w jednym pokoju, a my we czwórkę w drugim. Ciągle oskarżała mnie, że to przeze mnie jej syn pije. To szukanie winy we mnie trwało latami. Kiedyś ostro się pokłóciłyśmy i przestałyśmy się do siebie odzywać. Teściowa miała zamek w drzwiach swojego pokoju i zamykała je na klucz. Dzieci chodziły odwiedzać babcię, nigdy im tego nie broniłam, ale sama tam nie zaglądałam. Nie rozmawiałyśmy przez kilka lat. Dziś dawne urazy minęły, teściowa mieszka w małym mieszkanku niedaleko nas i od czasu do czasu rozmawiamy przez telefon. Kiedy potrzebuje pomocy, pomagam jej i nadal mówię do niej „mamo”.
Kiedy zdecydowała się Pani odejść od męża?
Dzieci były w szkole średniej i mówiły, że mają dosyć. Coraz częściej słyszałam: „Mama, rozwiedź się” i „Mama, rozwiedź się”. Mąż dzień w dzień zjawiał się w domu o trzeciej nad ranem i zaczynał krzyczeć, a dzieci wszystko słyszały. Coraz częściej myślałam o rozstaniu, ale bałam się.
Czego…?
Że sobie nie poradzę, że zabraknie nam pieniędzy. Chociaż przecież radziłam sobie, i to mimo że mąż nie garnął się do pracy i pił.
Co ostatecznie skłoniło Panią do rozstania?
Mąż niszczył rzeczy, wytłukł wszystkie szklane naczynia w domu. W końcu zbił szklane drzwi w pokoju, w którym razem z dziećmi mieszkaliśmy, i przelała się we mnie czara goryczy. Straciłam całą nadzieję. Męczyłam się już tak długo. W 2000 roku, dokładnie 20 lat po ślubie, orzeczono rozwód z winy męża. Dzieci świadczyły w sądzie przeciwko ojcu. Rok po rozwodzie eksmitowałam męża z mieszkania. Odczułam wraz z dziećmi wielką ulgę.
Co Pani czuła do męża?
Nie czułam do niego nienawiści. Mąż dotarł tylko na pierwszą rozprawę rozwodową, drżały mu ręce i dygotały kolana. Mimo że tyle krzywdy zrobił mnie i dzieciom, to kiedy popatrzyłam na niego w sądzie, zrobiło mi się go żal. Powiedziałam mu: „Popatrz na siebie i lecz się”, a w sercu dodałam: „Wybaczam ci”. Z tego, co wiem, Andrzej powtórnie się ożenił.
Czy mąż ma kontakt z dziećmi?
W ogóle się nimi nie interesuje. Po rozwodzie nie płacił alimentów. Córka zaprosiła go na swój ślub i wesele, ale on nie przyszedł. Syn nie może mu wybaczyć tego, co zrobił, i nie zaprosił go na swój ślub. Andrzej nie zna swoich wnuków, a ma ich już czworo.
Czego Pani pragnie?
Modlę się za moje dzieci (gdy dorosły, zgubiły wiarę), bo do dziś noszą ślady tego, co przeszły w dzieciństwie. Chcę je przeprosić, że takiego ojca im wybrałam…
Rozmawiała Marta Dzbeńska-Karpińska
W ŚWIETLE EWANGELII:
Historia małżeństwa Haliny i Andrzeja to nie wyjątek. Wiele małżeństw przeżywa poważne problemy i stawia sobie pytanie: „Jak reagować w trudnej sytuacji?”. Ważna jest wówczas znajomość zasad działania zgodnych z Ewangelią po to, by nie popadać w postawy skrajne.
Pierwsza skrajność to wycofanie z miłości, przekreślenie małżonka przeżywającego kryzys i „układanie” sobie życia z kimś innym, łamiąc własną przysięgę małżeńską i wchodząc w związek cudzołożny.
Skrajność druga to mylenie miłości z naiwnością, czyli pozwalanie małżonkowi, by przez całe lata krzywdził współmałżonka i dzieci.
Dojrzałość polega na tym, by bronić się przed krzywdzicielem, bo nikt nie ma prawa nas krzywdzić, a zwłaszcza ten, kto ślubował nam miłość. Obrona powinna jednak przybierać taką formę, która jest zgodna ze złożoną przysięgą małżeńską. Jeśli krzywdzicielem jest mąż alkoholik, to obrona polega na korzystaniu z pomocy policji i innych instytucji. Mamy też prawo złożyć wniosek o przymusowe leczenie. Gdy to nie pomaga, krzywdzony małżonek ma prawo do cywilnej separacji małżeńskiej, by otrzymać alimenty i zakaz wstępu krzywdziciela do domu. W podobny sposób ma prawo bronić się małżonek zdradzany czy opuszczony.
Katolik nie powinien natomiast zgadzać się na rozwód cywilny, by nie pomagać współmałżonkowi w dalszym komplikowaniu sytuacji poprzez zawarcie ślubu cywilnego z inną osobą. Jeśli krzywdziciel nawróci się, przeprosi i wynagrodzi za wyrządzone zło, zasługuje na to, by mu przebaczyć i dać szansę na odnowienie miłości małżeńskiej i rodzicielskiej, a nawet wspólne zamieszkanie.
ks. Marek Dziewiecki
Artykuł ukazał się w miesięczniku Tak Rodzinie.
Foto: pixabay
Leave a Reply