Jeśli już bardzo mi zależy, żeby coś do niego dotarło, to po prostu wysyłam mu… maila. Własnemu wnukowi! Do drugiego pokoju!
Jedna latorośl turla się po tapczanie razem z laptopem. A to raz na boku, a to na brzuchu, a to brzuchem do góry. Laptop też w odpowiednich do tego konfiguracjach.
Drugie – siedzi godzinami, dniami i nocami, przed monitorem komputera, aż mysz grzeje się do czerwoności. Słuchawki na uszach, rzadziej włączone głośniki. I nieobecność. Totalna nieobecność. Wzrok utkwiony w ekran.
Trzecie – tkwi w fotelu, w pozie wielce połamanej – poprzewieszane kończyny zmieniają położenie gdy zdrętwieją. W ręku – telefon komórkowy z filmem lub grą. I znów ten wzrok skierowany w jedno miejsce.
To się nazywa że mam w domu wnuki. Żadnego tupotu młodych nóżek, żadnych przekomarzań i uciech młodzieńczych czy dziecięcych, żadnych żarcików, gwaru, radosnych głosów. Tylko ciężkie milczenie.
Nie wiem jak mają inne babcie i dziadkowie. Ale czasami wydaje mi się, że internet jest takim cichym zabójcą XXI wieku. Młodzi ludzie, którzy mu się poddali, topią się w nim, toną. Mówiła mi koleżanka o swoim dorosłym synu, młodzieńcu skądinąd rozumnym i przystojnym: „Cały czas siedzi przed komputerem. Nie ma znajomych. Nigdzie nie wychodzi. Z nikim się nie spotyka. Nie ma żadnej sympatii. A przecież mógłby już być żonaty i dzieciaty”. I żali się, że już traci nadzieję na bycie babcią.
Ja też czasem próbuję mojemu młodemu domowemu internaucie przekazać jakieś ważne informacje, ciekawostki z realnego świata. Nic nie pomaga. Ani książka, ani płyta, ani gazeta, ani radio. Nic nie trafia do niego. Telewizja też poszła w odstawkę, ale akurat tego najmniej mi żal. Chociaż ostatnio był w niej mecz. Mecz piłkarski! W ukochaną „nogę”! Gdzie tam, nawet nie spojrzał. Wziął kolację do swojego pokoju i znów usiadł przed monitorem. Jeśli już bardzo mi zależy, żeby coś do niego dotarło, to po prostu wysyłam mu… maila. Własnemu wnukowi! Do drugiego pokoju! Ale wtedy wiem, że wiadomość ta dotrze do niego na pewno.
Albo inna rzecz. Na nic wołanie z kuchni do pokoju. Najwyżej odkrzyknie: „zaraz!” Albo: „za chwilę!”. Oczywiście jeśli w ogóle usłyszał, z tymi słuchawkami na uszach. Ale wystarczy tylko puścić sygnał na komórkę, a natychmiast przychodzi. I pyta: „Wołałaś mnie?”
To jest ten nowy świat szerokopasmowy, w którym musimy żyć, my ludzie wiekowi. Gdy byłam dzieckiem, na wsi u moich dziadków, w całej wsi nie było ani jednego wychodka. Chodziło się za potrzebą do obórki, i już. Gdy przyjechało kino objazdowe, dziadek zabronił babci to oglądać, bo uważał kino za coś bardzo zdrożnego. Ale babcia, jak prawdziwa ówczesna feministka, i tak dziadka wykiwała i udało jej się pójść do tego kina. Ech, gdyby staruszek zobaczył dzisiejsze filmy, to by się dopiero zdziwił. Jego pra-pra-pra-wnuki, za przyciśnięciem klawisza w klawiaturze komputera dostają takie obrazki, o których się nie śniło nawet samemu Casanovie i to w najśmielszych snach. Teraz problem nie polega na tym, czy coś obejrzeć lub z czegoś skorzystać, ale – jak się przed tym obronić. Kawałki ludzkiego ciała, posiekane siekierą i ociekające krwią potrafią straszyć z ulicznych bilbordów. Zaś na widok reklamy pieluszek dla niemowląt z pewnością niejeden pedofil ociera ślinkę z ust…
Na ulicy ostatnio zbyt często widuję dziewczyny tak chude, że w dżinsach zdaje się zamiast nóg mają patyki. Straszny widok. Na myśl przychodzą tylko kościotrupy ocalone z Oświęcimia. A tu – ma to być dla urody. Kto pokocha worek kości?
Wracając jednak do internetu i komputerów, to znów do moich drzwi zapukał kolejny domokrążca. Oferował jeszcze szybszy internet. Jeszcze tańszy. Ale mnie wystarczy to, co mam. To i tak o wiele za dużo. Bo kradnie mi moją własną rodzinę.
Mogą Państwo zapytać, co ja sama robię w takiej sytuacji, gdy wnuki są u mnie, a tak jakby ich nie było, bo każde zajęte jest własnym komputerem lub komórką. No cóż. Czasami po prostu kapituluję. I układam komputerowego pasjansa. Odeeeerwać się nie mooooożna!
Foto: r. nial bradshaw/Flickr/CC BY 2.0
Leave a Reply