„Jesteś wygnańcem z chwili obecnej… jesteś nieobecny… ślizgasz się po powierzchni codzienności. Nie potrafisz się cieszyć tym co, jest, gdyż albo za bardzo jesteś przytłoczony ciężarem przeszłości albo z obawą patrzysz w przyszłość.” o. Mariusz Wójtowicz OCD
Ten cytat z dłuższego artykułu, który znalazłam na stronie karmel.pl dał mi dużo do myślenia.
Życie w ciągłej nie obecności, w zawieszeniu. To fundujemy sobie na co dzień. Niektórzy tak bardzo, ze nie potrafią się od tego uwolnić.
Życie planami, życie o krok do przodu, pęd, nieustająca zapobiegliwość lub trwanie w strachu przed przyszłością. Zadręczanie się – co będzie, jak sobie poradzę, czy podołam. Nieobecność do przodu to jedna strona medalu.
Życie wspomnieniami, rozpamiętywaniem strat, utraconych szans, życie zranieniami, żal, że co dobre, minęło. Niepogodzenie się z tym, że czas tak mknie, że dzieci odchodzą, że bliscy umierają. Życie na cmentarzu, albo w świecie, w którym było nam tak fajnie. Oglądanie się za siebie to druga strona medalu.
Żadna z nich na dłuższą metę nie przyniesie nam pożytku. Na żadną z nich nie mamy albo już, albo jeszcze wpływu. Tak, jak „nie płacze się nad rozlanym mlekiem”, bo nie zmieni się tego, co nawet minutę temu się stało, tak nie ma sensu za bardzo wybiegać w przyszłość, bo nie wiemy, co tak naprawdę nas czeka za godzinę.
Teraźniejszość to kreatywność, to tworzenie, to pewnik. Tylko tu, gdzie aktualnie jestem i w tym właśnie momencie mam pełny pakiet łask do dyspozycji, do wykorzystania. Za minutę już coś stracimy. Tylko w tym właśnie momencie istnieję. Nie istnieję już w przeszłości, ani jeszcze w przyszłości.
Pan chce obcować ze mną w tym momencie poprzez oddaną pracę, rozmowę z drugą osobą, bycie z małżonkiem, dziećmi, bliskimi. W tym właśnie momencie napełnia mnie Duchem św., zaszczyca swoją Obecnością, by mnie uświęcać, uszczęśliwiać i ubogacać. Bym ja ubogacała innych. Niestety działamy i myślimy tylko w chwili obecnej. Nikt tego nie zmieni.
Ile tych chwil obecnych zmarnotrawiliśmy na rozgoryczenie i biadolenie nad swoją przeszłością, rozpamiętywanie jej. Ile tych chwil obecnych straciliśmy żyjąc przyszłością, marzeniami, oczekiwaniami, uprzedzeniem, często zwykłymi mrzonkami.
Ilu ludzi skrzywdziliśmy naszą niebytnością, ile łask niewykorzystanych od nas odfrunęło?
Patrząc „po babsku” życie chwilą, to jak robienie na drutach szala. Krok po kroku wykorzystując każde oczko posuwasz sie do przodu, ale jeśli jakieś przegapisz, zepsujesz sobie pracę i trzeba się namęczyć, żeby to naprawić.
Jednak życie chwilą, to nie ciągła chaotyczna bieganina i łapanie atrakcji. Słynne carpe diem Horacego nie oznacza, że trzeba używać życia do upadłego. To świadomość daru jakim jest dzień, który przyszło mi przeżyć. Zauważanie radości, uczenie się na niepowodzeniach, kochanie ludzi.
Jak ważną sprawą jest bycie z dziećmi. Słuchanie ich, rozmawianie, nudzenie się z nimi, wspólne prace, wspólna modlitwa, błogosławieństwo rodziców. Gdybyśmy wiedzieli, jak bardzo brak świadomej obecności okalecza nasze dzieci. Ile w domach żyje samotnych dzieci, traktowanych jak zwierzątko: nakarmić, ubrać, puścić do szkoły. To są współczesne sieroty. Jak wiele nastoletnich, a nawet dorosłych dzieci potrzebuje później psychologa, cierpi na lęki, dokonuje samookaleczeń, wołając o poświęcenie im uwagi tylko poprzez krnąbrne zachowanie, bo prawdziwej miłości nie zaznali.
Podobnie z małżeństwami. Wspólne „tu i teraz”, napawanie się byciem ze sobą, bez pośpiechu i reżimu czasowego uratowałoby niejeden rozpadający się związek.
Codzienne tu i teraz to trochę zadanie, ale i ogromna potrzeba duszy, nawet jeśli to w pierwszej chwili do nas nie dociera, bo niełatwo jest wyhamować tempo 200/h.
Wracaj do domu. Do domu Twojej teraźniejszości i doceń właśnie mijającą chwilę, złap ją, wypełnij i puść, bo czeka kolejna, równie piękna i ważna, nowiutka z podpiętą, jak załącznik do maila, łaską do wykorzystania.
Leave a Reply