Z Anetą Ciężarek, Polką mieszkającą w Norwegii, działaczką pro-life, założycielką sklepu Twe sukienki – Sklep bez spodni, rozmawia Marta Dzbeńska-Karpińska
Zawsze chodziłaś w sukienkach i spódnicach?
Skądże. Byłam fanką spodni i ubierałam się na czarno. Ale w Polsce poznałam kobietę, matkę kilkorga dzieci, która pięknie się ubierała. Nigdy nie widziałam jej w spodniach. Nosiła sukienki z wielką gracją i to mnie zachwyciło. Zaczęłam się zastanawiać nad zmianą garderoby, ale zamiana spodni na spódnice zajęła mi trzy lata.
Dlaczego aż tyle?
Uważałam się za nowoczesną kobietę i wygoda była dla mnie bardzo ważna, a poza tym większość kobiet jednak nosi spodnie. Chodziłam na zakupy i w szafie miałam już sporo spódnic i sukienek, ale nie potrafiłam się zdobyć na to, żeby je publicznie nosić. To była dla mnie wielka zmiana. Po tych trzech latach zaczęłam zakładać spódnice do kościoła, na co zwróciły uwagę moje koleżanki z chóru. Mówiły, że ładnie wyglądam i w końcu w naszym chórze zapanowała moda na spódnice.
Czy polska ulica pod względem mody bardzo się różni od norweskiej?
Kobiety w Polsce wyglądają zdecydowanie bardziej kobieco. W Norwegii od poniedziałku do piątku kobiety noszą swoje służbowe stroje. I to przez cały dzień. Te które pracują np. jako kierowcy, czy na poczcie, po wyjściu z pracy nie przebierają się i w swoich uniformach robią zakupy, odbierają dzieci ze szkoły i chodzą tak do wieczora. Ponieważ stroje służbowe są jednakowe dla kobiet i mężczyzn to czasami ciężko rozpoznać płeć. Tym bardziej, że wiele Norweżek nosi bardzo krótkie włosy i nie robi makijażu, bo panuje moda na naturalność. Inne, niezależnie od wieku i figury, noszą legginsy lub obcisłe dżinsy plus sportowe obuwie. Polska ulica wygląda jednak zupełnie inaczej.
Skąd pomysł na sklep bez spodni?
Kiedy zdecydowałam, że wrócę do Polski, nie wiedziałam jaką pracę mogłabym tu podjąć. Moim pragnieniem jest służyć Panu Bogu i Ojczyźnie. Na takich zasadach chcę mieszkać w Polsce, a nie pracować tak jak teraz, tylko dla pieniędzy. Zaczęłam się modlić o rozeznanie w tej sprawie. W którąś sobotę w południe przyszła do mnie myśl, że mogłabym otworzyć sklep z sukienkami. Poczułam, że to byłby bilet powrotny do Ojczyzny. Zaraz przyszła druga myśl, żeby zadzwonić do Emilii, którą znam z uczelni i zaprosić ją do współpracy. I to był świetny pomysł, bo my się uzupełniamy, a Emilii pomysł na sklep podoba się tak samo jak mi.
Twe sukienki nie jest typowym sklepem.
Mam taki pomysł, żeby zachęcać kobiety do zmiany stylu i do noszenia sukienek, a nie wywierać prostą presję na to, żeby wyszły z zakupami.
Na razie organizujemy spotkania w ładnych apartamentach, przy spokojnej muzyce. Można się u nas napić kawy, herbaty, zjeść coś słodkiego, bez pośpiechu obejrzeć ubrania i skorzystać z porady. Wydarzenia trwają cały dzień, tak żeby miały szansę wziąć w nich udział zarówno kobiety pracujące zawodowo, które mają wolne jedynie późne popołudnia, jak i mamy z małymi dziećmi, które preferują wcześniejsze godziny spotkań. Przyjdź, przymierz, zrelaksuj się, zobacz jak wyglądasz, nie musisz nic kupić. Poczuj się bezpiecznie, poczuj się zaakceptowana.
Czy w swojej pracy nastawiacie się też na doradztwo?
To jest podstawa. Czasem jestem zbyt szczera, ale wolę powiedzieć kobiecie, że za nic w świecie nie sprzedam jej spódnicy, czy sukienki, która jej nie pasuje, niż wypuścić w ubraniu, w którym wygląda źle lub które dodaje jej lat.
Dużą część towaru sprowadzasz z Norwegii. To są rzeczy trochę inne niż te, które możemy dostać w polskich sklepach.
80% ubrań pochodzi z Norwegii. Tam jest inna, dużo wyższa jakość ubrań. Moją ulubioną marką jest Lindex. To szwedzka marka bardzo długo obecna na skandynawskim rynku, którą rozpoznaje także część Polek. Lindex ma styl, który bardzo lubię i który rzeczywiście różni się od tego, co można kupić w polskich sklepach. W ich modelach jest elegancja i skromność. Pięknie podkreślają kobiecość, mają odpowiednią długość. Są bardzo dobre gatunkowo i przystępne cenowo.
Dlaczego uważasz, że warto wrócić do noszenia sukienek i spódnic mimo, że spodnie są takie wygodne?
Przede wszystkim dla własnego samopoczucia, bo kiedy kobieta jest dobrze ubrana to sprawia jej to radość. Ubiór nie jest najważniejszy, ale jest dopełnieniem nas kobiet. W zależności od tego jak się ubieramy tak się zachowujemy. Kobieta w sukience inaczej się porusza. Jest w tym też aspekt sprawiania przyjemności innym, bo na pięknie ubraną kobietę miło jest popatrzeć. Kiedy ubieramy się nieodpowiednio, szczególnie kiedy strój jest wyzywający to nie jest piękne. Nie jest miłe dla oka, nie budzi podziwu tylko zgoła inne uczucia.
Jest też wiele kobiet, które nie ubierają się ani elegancko ani wyzywająco, tylko jakby to określić „maskująco”, jakby chciały zniknąć w tłumie.
Nie po to zostałyśmy stworzone jako piękniejsza część ludzkości, by to ukrywać. Mam koleżankę, która zakłada spódnice, a pod spód dżinsy. Zaprosiłam ją do nas, doradziłam ubrania, przebrała się, zrobiła makijaż i zmieniła się nie do poznania. I cieszyło ją to. Nie warto chować swojego piękna.
Wydaje mi się, że w kobietach budzi się ostatnio potrzeba powrotu do elegancji i piękna. Tak jakby pokolenie córek i wnuczek kobiet rewolucji 1968 zupełnie zmieniało styl.
Z moich obserwacji wynika, że dużo młodych kobiet potrzebuje i poszukuje eleganckich ubrań. Damami pragną być dwudziestolatki, a nawet nastolatki. W mediach społecznościowych powstają grupy zrzeszające kobiety, które szczycą się tym, że na co dzień noszą spódnice i sukienki. Są dla siebie nawzajem inspiracją. Wraca moda na kobiecość z klasą. Bardzo mnie to cieszy.
Foto: Marta Dzbeńska-Karpińska
Czy to jest naprawdę aż tak ważne, jak się wygląda? Czy koniecznie trzeba być piękną?Są ważniejsze rzeczy.
Będąc powołaną do bycia kobietą, jestem powołana również do tego, żeby nie wyglądać jak strach na wróble 🙂 i tu nie chodzi o strojenie się dla samego strojenia 🙂 Poza tym każda z nas jest piękna, tylko każda inaczej 🙂
Dwa cytaty:
1. „…wiele Norweżek nosi bardzo krótkie włosy i nie robi makijażu, bo panuje moda na naturalność.”
2. „Zaprosiłam ją do nas, doradziłam ubrania, przebrała się, zrobiła makijaż i zmieniła się nie do poznania. I cieszyło ją to. Nie warto chować swojego piękna.”
A to źle, że Norweżki nie robią sobie makijażu?
Ktoś, kto jednym tchem wymienia męską fryzurę i nie robienie makijażu jako brak kobiecości albo łączy makijaż z pokazywaniem piękna, oprócz sukienek już ma albo będzie mieć w asortymencie XIX wieczne gorsety … dla „pięknej figury”. (Dwa linki: 1. http://www.czasemancypantek.pl/kobieta/zdrowie-medycyna/20-szkodliwosc-gorsetu – polecam zdjęcie rentgenowskie 2.http://muincorset.blogspot.com/2015_03_01_archive.html – myślałby kto, że „te” czasy już mineły …)
Nie wiem, czy warto polegać na takim guście…
Drogie Panie, nie chodzi o to, żeby wiecznie przez dzieje oscylować od wyglądu transwestytki do lalki Barbie.
Piękno to jest ład. „Ładna” – jest takie polskie słowo 🙂
P.S. Sukienki jako takie są super! : )
A przy okazji, skoro „Kobiety w Polsce wyglądają zdecydowanie bardziej kobieco.” to po co im sukienki ze „złej” Norwegii 😀
No i te „spotkania w ładnych apartamentach, przy spokojnej muzyce” – wyglądają po prostu jak rekrutacja do garderobianej sekty …
Piękno jest w Was!
Właśnie to miałam na myśli, pisząc swój komentarz. Najważniejsze jest to, co mamy wewnątrz. Nie wyglądam jak strach na wróble, ale nie rozumiem kobiet, a widzę ich mnóstwo, które rozmawiają niemal wyłącznie o ciuchach, butach, wyprzedażach, paznokciach, włosach itp. Lubię ładnie wyglądać,ale żeby aż tak się tym przejmować?