Pan Jezus powiedział kiedyś, że nie może się ukryć miasto położone na górze (Mt 5,14). Przypomniały mi się te słowa, gdy wraz z ks. Francisem zbliżaliśmy się do Sanći, gdzie znajduje się słynna buddyjska stupa. Na szczycie góry dominującej nad okolicą, z daleka można dostrzec kopułę sławnej buddyjskiej stupy. Sanći znajduje się w indyjskim Stanie Mdhja Pradesh, w odległości 46 km od miasta Bhopal. Według legendy ta stupa kryje w sobie część prochów Buddy, które po jego śmierci i kremacji ciała zostały podzielone pomiędzy najważniejsze klany kasty wojowników kszatrija, którzy uczestniczyli w ceremonii pogrzebowej. Następnie prochy te miały zostać umieszczone w dziesięciu stupach, rozsianych po całych Indiach.
Kiedy przybyliśmy na miejsce, okazało się, że tych stup jest trzy. Trzy stupy, jedna ogromna i dwie mniejsze, zachowały się w dobrym stanie. Największa posiada średnicę 36,5 m, a jej wysokość osiąga 16,4 m. Natomiast ich otoczenie stanowią ruiny kompleksu klasztornego. Niektóre kolumny i zachowane część zabudowy jeszcze dzisiaj wywierają wrażenie na przychodzących. Tego dnia, chociaż był to pierwszy dzień lutego, świeciło piękne słońce, które zdawało się ożywiać obecne tu kamienie. Byliśmy o poranku i jeszcze prawie nikogo nie było. Ks. Francis wytłumaczył mi, że to jeszcze nie jest sezon turystyczny, dlatego tak niewielu ludzi. Dodał, że czasem można w tych ruinach spotkać medytujących mnichów buddyjskich, którzy przyjeżdżają do tego miejsca z różnych stron świata, aby medytować w ocalałych celach klasztoru. Tym razem byli tylko odpoczywający robotnicy, w postawie raczej dalekiej do medytacji.
Po względem architektonicznym i zdobniczym jeszcze czegoś takiego w Indiach nie spotkałem. Inna sprawa, że Indie to prawie kontynent, więc jest bardzo dużo rzeczy i miejsc, których jeszcze nie widziałem i zapewne nigdy nie zobaczę. Szczególne wrażenie robią bogato zdobione bramy, prowadzące do ogrodzenia wokół stupy, zwane torana. Przedstawiają one różne elementy z życia Buddy, ale nie ma na nich jego postaci. Są natomiast symbole dotyczące jego osoby: drzewo bodhi, pod którym doznał oświecenia, koń bez jeźdźca, symbolizujący opuszczenie domu rodzinnego, ślady stóp, czyli znak obecności Buddy, zaś koło oznacza rozpowszechnianie się jego nauki. Sama zaś stupa symbolizuje wyrwanie się z samsary, czyli cyklu wcieleń, i osiągnięcie nirwany przez Buddę. Występują tam również rzeźby związane z hinduizmem, jak chociażby postać bogini Lakszmi, małżonki boga Wisznu. Bramy prowadzą do świętego obszaru pradakszina, wokół stupy, gdzie odprawiane były specjalne rytuały buddyjskie.
Cały kompleks powstał około III wieku przed Chrystusem, za panowania króla Aśoki Wielkiego (304-232 przed Chrystusem), najwybitniejszego przedstawiciela dynastii Maurjów, której udało się zjednoczyć prawie cały subkontynent indyjski. Aśoka przyjął buddyzm i dzięki jego poparciu religia ta rozpowszechniła się w całych Indiach. Chociaż sam Budda nie miał bezpośredniego związku z Sanći, to jednak z pobliskiego miasta Vidisha pochodziła żona syna Aśoki, Mahendry. Stąd chcąc uhonorować miejsce pochodzenia synowej, władca wybrał to miejsce na wybudowanie okazałego kompleksu ze stupami. Ażeby stupy były widoczne z daleka, wybrano urocze wzgórze. Wbrew pozorom czynnik ludzki w historii dziejów odgrywał, i nadal odgrywa, ważną rolę. Czasem wielkie i brzemienne w skutkach decyzje mają prozaiczne motywy, o których historycy może nie wiedzą albo nie chcą pisać, żeby wielka historia nie zeszła z cokołu na ziemię.
Oczywiście podczas mijających stuleci, sam kompleks ulegał przebudowom i zmianom. Od VII w. po Chrystusie rozpoczął się okres schyłkowy buddyzmu w Indiach, w wyniku swoistej rekonkwisty zreformowanego hinduizmu. W wyniku tej akcji buddyzm traci coraz bardziej na znaczeniu, aż do jego prawie całkowitego zniknięcia w Indiach w wieku XIII. Natomiast w innych krajach kontynentu rozwija się znakomicie. Na wiek XIII historycy datują również opuszczenie tego miejsca przez jego mieszkańców. Dokładnie nie wiadomo, co było tego przyczyną: czy zmniejszająca się liczba wiernych, a co za tym idzie i powołań do klasztoru na wysokiej górze, czy też zagrożenie ze strony muzułmańskich najeźdźców. Miejsce to pozostało w zupełnym zapomnieniu aż do roku 1818, kiedy zostało odkryte przez brytyjskiego generała Taylora. Niestety, wkrótce stało się przedmiotem działalności archeologów dyletantów oraz łupem łowców skarbów, którzy przyczynili się do dewastacji zabytków w Sańci. Dopiero w 1881 r. objęto je ścisłą ochroną, a w latach 1912-1919 podjęto poważne prace restauratorskie, w wyniku których miejsce to osiągnęło obecny wygląd.
Cóż, nawet będąc na górze można zostać zapomnianym na stulecia, ale nie na zawsze, ponieważ na górze trudno naprawdę się ukryć. Jak powiedział Pan Jezus: Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło (Łk 8,17). Oby tylko okrycie rzeczy ważnych dokonało się w odpowiednim czasie.
Leave a Reply